Joachim Brudziński, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, znów przypomniał o sobie w wywiadzie dla Telewizji wPolsce24. Wypowiedź, która miała być komentarzem do sytuacji politycznej, okazała się w istocie manifestem pogardy wobec konkurentów i – szerzej – wobec milionów obywateli.
„Im szybciej ta banda 13 grudnia zostanie odsunięta od władzy, tym lepiej dla polskiej polityki, również dla obywateli, choćby tych, którzy nie podzielają poglądów Prawa i Sprawiedliwości” – grzmiał Brudziński. Warto się zatrzymać nad tym cytatem, bo zawiera on w pigułce styl myślenia, który od lat definiuje PiS: dzielenie Polaków, obrażanie przeciwników, a przede wszystkim – próba zawłaszczenia pojęcia „narodu” wyłącznie dla własnego obozu.
W dalszej części wywiadu Brudziński przekonywał, iż obecna polityka „niszczy tkankę narodową, niszczy poczucie wspólnoty narodowej, niszczy poczucie choćby więzów kulturowych, niszczy religię, upatruje wroga w religii, w Kościele”. Brzmi to jak wyimek z kazania politycznego, a nie poważna analiza rzeczywistości. Kiedy bowiem przyjrzymy się faktom, trudno dostrzec zagrożenie, o którym mówi poseł PiS. Religia w Polsce jest praktykowana przez miliony obywateli, Kościół działa, świątynie są pełne, a wierni – mimo spadków frekwencji – wciąż stanowią większość społeczeństwa.
To, co faktycznie „niszczy tkankę narodową”, to nie pluralizm światopoglądowy, ale język polityków, którzy zamiast łączyć – dzielą. W ustach Brudzińskiego „wspólnota” oznacza bowiem wspólnotę jedynie z tymi, którzy myślą tak samo jak PiS. Każdy inny to wróg, a jego istnienie traktowane jest jako zagrożenie.
Brudziński znalazł też czas na atak wobec partii Szymona Hołowni. „Takie twory na scenie politycznej jak partia Szymona Hołowni, wcześniej pana Ryszarda Petru, jeszcze wcześniej Palikota, to są twory jednego, dwóch sezonów politycznych” – mówił europoseł. I dalej: „Nie są to partie w żaden sposób zakorzenione w społeczeństwie ani poprzez program, ani poprzez jakby rzeczywiste emocje. Są to twory w dużej mierze pewnego rodzaju zapotrzebowania medialno-biznesowo-politycznego…”.
To charakterystyczna cecha stylu PiS: deprecjonować każdą nową inicjatywę polityczną, traktować ją jako efemerydę, a jednocześnie przekonywać, iż tylko partia Jarosława Kaczyńskiego jest wyrazem „prawdziwego narodu”. Ale fakty przeczą tej narracji. Polska 2050 nie tylko weszła do parlamentu, ale też współtworzy dziś rząd. Trudno więc mówić o „jednym sezonie”. Jeszcze trudniej udawać, iż poparcie dla ruchów alternatywnych bierze się znikąd. Ono bierze się z realnego zmęczenia społeczeństwa stylem rządzenia PiS – stylem pełnym buty, pogardy i przekonania o własnej nieomylności.
Kiedy Brudziński mówi o „zniszczeniu poczucia wspólnoty narodowej”, nie dostrzega, iż to właśnie jego obóz polityczny od lat tę wspólnotę rozsadza. PiS uczynił z polityki nie narzędzie szukania kompromisu, ale walki totalnej. Retoryka „my kontra oni” przeniknęła do każdej debaty – od kwestii gospodarczych po spory o kulturę i religię.
Opozycja była nazywana zdrajcami, elitami oderwanymi od narodu, „bandą”. I dokładnie tak samo Brudziński mówi dzisiaj o rządzie, który został wybrany w demokratycznych wyborach. Czy można mówić o szacunku do demokracji, jeżeli za każdym razem, gdy PiS przegrywa, próbuje delegitymizować zwycięzców, nazywając ich „tworami medialnymi” czy „bandą 13 grudnia”?
Jest w tym jeszcze jeden wymiar. Brudziński krytykuje nowe ugrupowania, twierdząc, iż nie mają korzeni w społeczeństwie. Ale czy PiS w 2001 roku miał takie korzenie? Partia braci Kaczyńskich była wówczas jedną z wielu nowych inicjatyw. Przetrwała – tak, ale tylko dzięki temu, iż zdołała wpisać się w oczekiwania części elektoratu. Skoro PiS miał prawo do budowania swojej pozycji od zera, dlaczego innym odmawia się tego prawa?
Polacy mają prawo oczekiwać od polityków powagi, odpowiedzialności i troski o wspólnotę. Słowa Joachima Brudzińskiego pokazują coś przeciwnego: pogardę, polaryzację i polityczną krótkowzroczność. Nie trzeba być zwolennikiem obecnego rządu, by poczuć znużenie stylem, w jakim PiS uprawia politykę.
Historia pokaże, iż to nie pluralizm i nowe ugrupowania niszczyły wspólnotę, ale język ludzi takich jak Brudziński – ludzi, którzy własne interesy partyjne przykrywali frazesami o narodzie, wspólnocie i religii. I to właśnie ten język sprawił, iż coraz więcej Polaków szuka alternatywy.