
Źródło: Wikimedia Commons. Licencja – Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International.
Autor: Artur Andrzej
Tegoroczne wybory prezydenckie zelektryzowały polskie społeczeństwo. To, co szczególnie rzuca się w oczy, to fakt, iż młodzi ludzie po raz kolejny wzięli sprawy w swoje ręce. Miałam przyjemność pracować w komisji wyborczej, co dało mi unikalną perspektywę na zaplecze naszej demokracji. Moja praca pozwoliła mi zaobserwować zarówno wzruszające momenty obywatelskiego zaangażowania, jak i wyborcze wyzwania.
Praca w komisji wyborczej to prawdziwa lekcja pokory i szacunku dla drugiego człowieka. Spotykałam różne osoby, które postanowiły oddać swój głos. Każda z nich przychodziła z własną historią. Byli ludzie, którzy mieli prawie 100 lat i z dumą, często z pomocą bliskich, wypełniali swój obywatelski obowiązek. Ich determinacja i euforia z możliwości uczestniczenia w wyborach były naprawdę inspirujące. Widziałam też osoby z niepełnosprawnościami i chore, które mimo trudności, z uśmiechem na twarzy i w sposób wzorcowy oddawały swoje głosy. To świadectwo siły ducha i głębokiego poczucia odpowiedzialności za losy kraju. Nie brakowało również dociekliwych pytań, kierowanych do nas. Jednym z częściej powtarzających się było to dotyczące obciętego rogu karty wyborczej. Wyjaśniałam, iż obcięty róg jest niezbędny do idealnego dopasowania karty do nakładki Braille’a, co umożliwia osobom niewidomym samodzielne oddanie głosu. Inni wyborcy skrupulatnie sprawdzali, czy na karcie wyborczej znajduje się pieczątka. Wielu przynosiło swoje długopisy, z obawy przed możliwym sfałszowaniem wyborów przez użycie długopisów zmazywalnych. Te obawy, choć bezpodstawne, świadczą o coraz częstszym procederze szerzenia dezinformacji w społeczeństwie.
Mężowie „zaufania”
W komisji obecny był mąż zaufania z komitetu prezydenta-elekta Karola Nawrockiego. Był to niezwykle miły człowiek, który skrupulatnie kontrolował naszą pracę. Obecność męża zaufania nie jest obowiązkowa, ale komitety wyborcze często korzystają z takiej możliwości. Nie wszędzie panowała jednak tak spokojna atmosfera, jak w mojej. Docierały do nas wieści o bardziej napiętych sytuacjach. W komisji znajdującej się w tym samym budynku, zasiadało dwóch mężów zaufania – z Prawa i Sprawiedliwości oraz z Koalicji Obywatelskiej. Mąż zaufania z PiS-u odmówił podania ręki swojej odpowiedniczce z Koalicji, nie mogąc zrozumieć, jak można reprezentować taką partię. To niestety obrazuje głębokie podziały panujące w polskim społeczeństwie, które przenikają choćby do struktur odpowiedzialnych za zapewnienie uczciwości wyborów. Zdarzały się też osoby, które otwarcie podważały pracę komisji wyborczej. Głośno było o sprawie, w której w jednym z lokali wyborczych wyborca zrobił zdjęcia jej członkom z ich plakietkami, zawierającymi imię i nazwisko, krzycząc w tle, iż wyśle ich wizerunki do gazety i nagłośni sprawę „złego” zarządzania wyborami. Takie incydenty, choć rzadkie, są dowodem na potrzebę edukacji obywatelskiej i wzajemnego szacunku, niezależnie od różnic w poglądach politycznych.
W drugiej turze wyborów mąż zaufania z mojej komisji zażądał dostępu do zaświadczeń o prawie do głosowania. Argumentował to krążącą w internecie plotką o możliwości fałszowania takich dokumentów. Problem w tym, iż każde takie zaświadczenie zawiera unikalny numer identyfikacyjny, którego udostępnienie naruszałoby zasady RODO. Brak jasnych wytycznych w kodeksie wyborczym w tej kwestii doprowadził do pewnego chaosu informacyjnego. Przewodniczący PKW, choć na konferencji prasowej stwierdził, iż takie zaświadczenia można pokazać, później nie potwierdził tej informacji w formie rozporządzenia. To stworzyło sytuację, w której zarówno członkowie komisji, jak i mężowie zaufania mieli prawo podważać procedury, co z pewnością nie sprzyjało sprawnemu przebiegowi wyborów.
Czy jest tu miejsce na błąd?

Źródło: Wikimedia Commons. Licencja – Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International.
Autor: Artur Andrzej
Nie zabrakło również kontrowersji związanych z manifestowaniem przez członków komisji swoich preferencji politycznych. W Warszawie członkowie jednej z nich mieli założone czerwone korale. Choć jest to drobny gest, uważam, iż powinni oni zachować absolutną neutralność i nie sugerować wyborcom swoich preferencji. Każda osoba pracująca w tej roli powinna być bezstronna i nie doradzać, na kogo można oddać głos (takie pytania ze strony wyborców również się zdarzały). Nagminnym problemem było także jawne zaznaczanie głosów na stole, gdzie wydawane były karty do głosowania, co zawsze spotykało się z naszą dezaprobatą. Oczywiście, gdy w sali nie było wyborców, mogliśmy swobodnie rozmawiać o swoich preferencjach, o rodzinie, o zainteresowaniach. Zdarzały się osoby, które nie wiedziały, jak prawidłowo zaznaczyć głos na karcie wyborczej. W takich sytuacjach staraliśmy się wyjaśnić techniczne aspekty głosowania, nie sugerując jednak żadnego wyboru. Również mężowie zaufania, choć powinni być neutralni, niekiedy między słowami sugerowali komisji swoje poglądy. Na koniec warto poruszyć kwestię robienia zdjęć w lokalu wyborczym. Jest to dopuszczalne, ale zawsze po uzyskaniu zgody osób sprawujących funkcję przewodniczącego lub wiceprzewodniczącego komisji, także przy urnie wyborczej. Bezwzględnie zabronione jest jednak fotografowanie samych głosów czy też robienie zdjęć w momencie, gdy komisja wykonuje swoje zadania, na przykład podczas szukania danej osoby w spisie wyborców.
Wybory nie są przedsięwzięciem prostym. Zaufanie do instytucji mających wpływ na kształt naszej demokracji, wymaga zaangażowania tysięcy osób. Ich niełatwa praca, sprawia iż Polacy po raz kolejny mogli zdecydować o swojej przyszłości.
Weronika SZCZUKIEWICZ