Im bliżej wyborów, tym bardziej cuchnie. Na ostatniej prostej kampanii prezydenckiej w Polsce obserwujemy niezwykłą mobilizację środowiska, które z etosem dziennikarstwa ma tyle wspólnego, co Karol Nawrocki z uczciwością. Mowa o tzw. „dziennikarskich dziwkach” — ludziach mediów, którzy już dawno sprzedali swoją wiarygodność i rozum za polityczne srebrniki. Teraz, z wyraźnym poleceniem politycznym, próbują w ostatniej chwili podważyć zaufanie do demokratycznych sił, byle tylko utorować drogę do powrotu PiS-u i własnego dalszego pasożytowania na państwowej kasie.
Nie jest przypadkiem, iż właśnie teraz, gdy na światło dzienne wychodzą kolejne kompromitujące informacje o Karolu Nawrockim — najnowsza z nich to historia pana Jerzego, który będąc w areszcie, miał podpisać akt notarialny przenoszący jego mieszkanie na kandydata PiS, po udzieleniu mu przez Nawrockiego niemal lichwiarskiej pożyczki — te same medialne hieny podnoszą larum. Ale nie o to, iż kandydat prawicy zachował się jak zwykły pasożyt. Nie. One atakują… rząd, Koalicję Obywatelską, Tuska, Unię Europejską, a w przerwach straszą uchodźcami i inflacją, którą sami nakręcali, siedząc na garnuszku Funduszu Sprawiedliwości.
To właśnie ten fundusz — stworzony rzekomo dla pomocy ofiarom przestępstw — stał się dojarką dla propagandowych pachołków Ziobry. Pieniądze, które miały trafiać do pokrzywdzonych, płynęły do fundacji-wydmuszek, portali udających media, i osobistych kont ludzi, którzy teraz z pianą na ustach rzucają się na tych, którzy próbują posprzątać po latach pisowskiego bałaganu. Niektórzy z nich powinni nosić logo PiS-u na czole, bo nie ma już żadnej wątpliwości, dla kogo pracują.
To nie jest publicystyka. To nie jest wolność słowa. To medialne płatne usługi polityczne wykonywane przez osoby, które same już dawno zrezygnowały z zawodu dziennikarza. I nie chodzi tylko o ich poglądy. Chodzi o pieniądze. O przelewy. O konkretną kasę, która płynęła do nich szerokim strumieniem, gdy tylko podnieśli odpowiedni temat albo zamilkli wtedy, kiedy wymagała tego interesowna lojalność.
Dziś, gdy PiS nie ma już dostępu do bezkarnego kradzenia, te same twarze znów próbują wrócić do źródełka. Ich celem jest nie tylko osłabienie demokracji, ale też zagwarantowanie sobie, iż znów będą mogli żreć z koryta — bez pytania, bez tłumaczenia, bez odpowiedzialności.
Dlatego najwyższy czas na rozliczenie. Czas, by prokuratura (już wolna od politycznych wpływów) przyjrzała się przepływom pieniędzy do tych osób i ich powiązaniom z pisowskimi ośrodkami wpływu. Nie po to, by ścigać za poglądy, ale po to, by pokazać, kto za co brał pieniądze i dlaczego tak desperacko chce dziś przywrócenia stanu, w którym PiS mógł ich dalej finansować za lojalność i medialne kampanie nienawiści.
Nie wystarczy ich zignorować. Trzeba ujawnić mechanizm. Z imionami, kwotami, i nazwami kont bankowych. Bo ci ludzie nie przestaną, dopóki nie zostaną pozbawieni wpływu i rozliczeni za swój udział w rozkładzie życia publicznego w Polsce.