Na co liczy portal Karnowskich?

1 rok temu

Na wstępie zastrzeżenie: poniżej znajdują się długie zdania.

Z góry ostrzegam, gdyż swego czasu właściciel regionalnego tygodnika i paru innych firm napominał mnie, iż zdania w tym co piszę muszą być krótkie. Maksimum pięć wyrazów, gdyż wiadomo kim są nasi czytelnicy. I dodał „Proszę pana, u nas w gazecie jest horoskop – rozumie pan.”

Dla tych, którzy chcą w tej sytuacji zrezygnować, na otarcie łez fajny kawał:

Facet mówi do kolegi pod blokiem:

– Wczoraj kupiłem flaszkę i już włożyłem ją do koszyka przy kierownicy chcąc jechać do domu, ale zaraz pomyślałem, „a co jeżeli po drodze się wywrócę?!…”

No i wypiłem ją od razu.

I okazało się, iż była to bardzo dobra decyzja, bo po drodze wywróciłem się siedem razy!”

No, ale teraz już w polityce, to znaczy, do rzeczy.

Nie chodzi w tym felietonie o pieniądze. Zresztą, z grubsza, przepływy finansowe zwane „reklamami” czy „ogłoszeniami” pomiędzy państwowymi firmami i rządowymi ciałami, a tym biznesem nie są tajemnicą.

Nie jest też tajemnicą dla przytomnych, iż wszystkie kolejne rządy karmiły tak swoich klakierów w mediach, fundacjach, stowarzyszeniach i wszelkich innych formach. Płacenie pieniędzmi podatników swoim poplecznikom nie różni się u nas w swej istocie od zwyczajów wielu państw afrykańskich, amerykańskich, europejskich czy azjatyckich. Taka jest natura „koryta”.

Niby wystarczyło „nie kraść”, ale jeżeli kradzież nazwać „zleceniem”, „usługą” czy „reklamą” to wszystko jest git i działa bez zarzutu, a nowe rodziny też mają prawo rosnąć wraz z krajem i partią.

Gdy jednak kasa jest pewna, firma coraz mniej zawraca sobie głowę jakością. Nie musi liczyć na czytelników. Co najwyżej na ich tępotę.

Oczywiście wymogi wojennej propagandy są nieubłagane i wiadomo w jaki bęben walić niezależnie od faktów. W efekcie nikt już nie zawraca sobie głowy wczorajszymi opowieściami. Zresztą propaganda działa tak po każdej ze stron.

Na tzw. „ruskim Telegramie”, jegomość podający „njusy” potrafił w odstępie 20 minut najpierw wyśmiać kolejne amerykańskie sankcje wobec Rosji – tym razem na wentylatory i odrobinę droższe urządzenia z silnikami – twierdząc, iż konkurencja już zaciera ręce i liczy zyski, po czym z dumą oznajmił, iż Rosja zakręciła kurek z ropą Polsce w ramach sankcji za czołgi.

Tak działa propaganda. Mózg na bok.

Oto właśnie na słynnym portalu „w polityce” pojawił się anons okraszony zdjęciem z napisem dla prostego ludu:
PROPAGANDA ROSJI

A obok szybkie wyjaśnienie:

„Brednie Putina w Rossija 1: Zachód chce zlikwidować Rosję”.

Czytelnik ma jasność. Gorzej gdy nie ma zaników pamięci i spojrzy na „w polityce” sprzed paru tygodni.

A tam różne rozważania o likwidacji Rosji, w tym z 1 lutego tekst ogłaszany długim tytułem.

Na czerwonym tle biały nagłówek drukowanymi:
„KONIEC ROSJI?”

i dalej w tytule cytat z europosła PiS:

„Rosja ma się na co rozpaść. Z naszego punktu widzenia byłoby dobrze, gdyby tak się stało.”

Hmm…

Jeśli hasła o „końcu Rosji” i chęci jej likwidacji to „propaganda Rosji”, a portal „w polityce” wytłuszcza w formie niby pytania życzenie „KONIEC ROSJI?” i zdanie: „byłoby dobrze, gdyby tak się stało”… to logicznym jest wniosek, iż oto portal Karnowskich sam szerzy „propagandę Rosji” – jak nazwał to 26 lutego.
Czyli Karnowscy onucami? Piękne rzeczy…

Wytłumaczenia mogą być dwa.

Pierwsze, iż propaganda nie dba o to, by przekaz był spójny, tylko by był wbijany młotem w głowy.

Drugie, iż już są inne rozkazy z Ameryki. Może ktoś z dworu prezydenta Bidena wytłumaczył tym biedakom, iż nie chodzi o to, by Chiny zajęły teren za Uralem z zasobami, a USA z UK pasły konie na stepach akermańskich i robiły wycieczki do Moskwy i Petersburga, czy jak się wtedy będzie ten Stalingrad nazywał.

Chodzi o to, by w Moskwie siedział „nasz s…” i by wraz z Indiami, Australią, Filipinami i Japonią okrążyć Chiny, przy okazji odcinając im pas, szlak i wszystko od Europy Zachodniej szlabanem tzw. „Trójmorza”. Wystarczy sprawdzić gdzie był teraz istotny Chińczyk i kto jeździ do Pekinu.

Ale póki co, obowiązuje hasło „jak zajmą Ukrainę to zaraz potem nas”. Daje ono nieskończone możliwości zakupowo-kredytowe, choć podważa w swej istocie cały sens naszej obecności w NATO, o czym innym razem.

Wojciech Popiela

Idź do oryginalnego materiału