„Myślę, iż Rosję można przekupić”. Jak Polska wchodziła do NATO

news.5v.pl 1 dzień temu

Poniżej publikujemy fragment książki „Zagubiony hegemon”.

Rozszerzenie NATO stało się najważniejszym testem wiarygodności strategii administracji Clintona. Związek Radziecki nie stanowił już zagrożenia dla Ameryki i jej interesów, ale zdaniem poprzednika Clintona — prezydenta Busha seniora — Europa pozbawiona dwóch środków ciężkości w postaci sił amerykańskich i radzieckich gwałtownie stałaby się areną wojen i konfliktów. W takiej sytuacji Amerykanom bardzo trudno byłoby nie tylko zachować, ale i rozszerzać wpływy na kontynencie. Dlatego Bush senior zdecydował, iż Amerykanie pozostaną obecni wojskowo w Europie i dopilnują pokoju.

Ale decyzję o przyszłym kształcie NATO podejmował już jego następca. Clinton i najważniejsi członkowie jego administracji podzielali przekonanie administracji Busha. Rozszerzenie NATO postrzegli jako działanie w pakiecie z promocją demokracji i gospodarki wolnorynkowej. Jedno warunkowało drugie: bez czynnika stabilizującego w postaci sił amerykańskich w Europie dużo trudniej byłoby pielęgnować i poszerzać strefę oddziaływania amerykańskich instytucji, norm i wartości.

Zarówno Bush, jak i Clinton z niepokojem obserwowali wojnę, która w 1991 r. wybuchła na Bałkanach. Obawiali się, iż będzie to tylko pierwszy z wielu zbrojnych konfliktów w Europie. Doradca Clintona, Strobe Talbott, w liście do słynnego dyplomaty i przeciwnika rozszerzenia NATO, George’a Kennana, pisał dokładnie w tym duchu, iż „prezydent stwierdził, iż Sojusz będzie potrzebny, ponieważ przez cały czas istnieją – i będą istnieć w przyszłości – zagrożenia dla wspólnego bezpieczeństwa państw członkowskich i pokoju w całej Europie, które tylko organizacja zbiorowej obrony może powstrzymać i, w razie potrzeby, zwalczyć”.

Zdaniem Talblotta rozszerzenie było konieczne, ponieważ administrację niepokoiły nie tyle już istniejące, co potencjalne zagrożenia: możliwość konfliktów między państwami europejskimi, głównie postkomunistycznymi, zagrożenie ze strony państw bliskowschodnich oraz „odradzające się zagrożenie ze Wschodu”.

Książkę „Zagubiony hegemon. Zmarnowana szansa Ameryki rewolucji Trumpa” możesz kupić tutaj!

Wydawnictwo Prześwity

Okładka książki „Zagubiony hegemon”

Członkostwo Polski w NATO nie było przesądzone

Definiując zagrożenia dla amerykańskich interesów w Europie tak szeroko, ekipa Clintona de facto unieważniała pytania o sens rozszerzania NATO. Krytycy utrzymania i rozszerzania Sojuszu przekonywali, iż Ameryka nie jest zagrożona, więc wielki sojusz wojskowy stał się zbędny, ale argument ten nie spotkał się w Waszyngtonie z entuzjastycznym przyjęciem. Nic jednak dziwnego: z reguły im państwo staje się potężniejsze i im więcej podejmuje zobowiązań, tym mocniej zaczyna obawiać się o swoje bezpieczeństwo, staje się coraz bardziej wyczulone na punkcie swojej pozycji i zazdrośnie dąży do utrzymania swoich przewag.

Mimo wszystko, kiedy Clinton obejmował urząd, w Waszyngtonie nie było zgody co do tego, czy, kiedy i w jaki sposób należy zaoferować członkostwo w NATO państwom Europy Środkowej. Panował konsensus, iż NATO pozostanie trwałym elementem europejskiego krajobrazu, a ekipa Clintona była świadoma, iż Czechy i Węgry coraz mocniej naciskają, by Ameryka podjęła zdecydowane kroki. Sprawa nie była jednak przesądzona.

Rosja sprzeciwiała się jakiemukolwiek rozszerzeniu NATO, ponieważ uważała, iż w Europie nie powinno być już bloków wojskowych, a poza tym była przekonana, iż Zachód w 1990 r. obiecał, iż do rozszerzenia nie dojdzie. Tymczasem Clinton nie chciał jej antagonizować i pragnął utrzymać dobre robocze kontakty z następcą Gorbaczowa, Borysem Jelcynem. kooperacja i konstruktywna postawa Moskwy była Amerykanom potrzebna w czasie negocjacji na temat przyszłości broni atomowej składowanej na terytorium Ukrainy. Usunięcie jej stamtąd i przekazanie pod opiekę Moskwie było zaś żywotnym interesem Ameryki, o czym Clinton nie omieszkał przypomnieć w liście do ukraińskiego prezydenta Leonida Krawczuka. W dodatku we wschodnich Niemczech i w Polsce przez cały czas stacjonowały wojska rosyjskie, co wprowadzało dodatkowy czynnik niepewności do relacji rosyjsko-amerykańskich.

Dlatego jeszcze w pierwszej połowie 1993 r. sekretarz stanu Warren Christopher przekonywał, iż nie nastał czas rozszerzenia, a państwa, które pozostawały w przedsionku Zachodu, powinny wpierw skupić się na reformach wewnętrznych.

Maciej Belina Brzozowski / PAP

Ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski podczas rozmowy z sekretarzem Stanu USA Warrenem Christopherem (w środku) oraz ambasadorem Polski w Stanach Zjednoczonych Kazimierzem Dziewanowskim, 21.04.1993 r.

Przyspieszenie

Amerykanie nie byli jednak w stanie kontrolować wszystkich wydarzeń. W czasie słynnego warszawskiego spotkania Borysa Jelcyna z Lechem Wałęsą pod koniec sierpnia 1993 r. rosyjski przywódca podpisał się pod deklaracją, która mówiła, iż „decyzja suwerennej Polski zmierzająca do integracji ogólnoeuropejskiej nie jest sprzeczna z interesami innych państw, w tym również Rosji”.

Było to stwierdzenie podobnie rewolucyjne, jak zapewnienie Gorbaczowa z 1990 r. o tym, iż Niemcy sami powinni zdecydować o swoim losie. Gorbaczow de facto zgodził się wtedy na zjednoczenie Niemiec. Teraz Jelcyn faktycznie zgadzał się na przyszłe członkostwo Polski w NATO. Co prawda niedługo po rozmowie z Wałęsą wysłał list do zachodnich przywódców, w którym wycofywał się z warszawskiej deklaracji, ale w żadnej mierze nie wyklarowało to sytuacji.

Janusz Mazur / PAP

Borys Jelcyn i Lech Wałęsa, Warszawa, 25.08.1993 r.

Dla Wałęsy, który przekonywał zachodnich partnerów, iż Polska jest zagrożona przez Rosję i musi mieć amerykańską ochronę przed ewentualnym nawrotem agresji ze Wschodu, było to wielkie zwycięstwo. Amerykanie raczej nie triumfowali; byli zaskoczeni, iż polskiemu prezydentowi udało się uzyskać tak przełomową deklarację. Nie chcieli przyspieszenia, bo uważali, iż priorytetem są relacje z Rosją, przede wszystkim ze względu na ogromny arsenał nuklearny, który pozostawał w jej rękach. Amerykanie nie byli pewni, jak rozwinie się sytuacja w Moskwie: czy Jelcyn utrzyma władzę, czy rosyjski parlament ratyfikuje traktaty rozbrojeniowe, które Jelcyn podpisał jeszcze z Bushem, czy może dokona się przewrót pałacowy i broń atomowa dostanie się w niepowołane ręce. Poza tym, jak stwierdzał głównodowodzący armii amerykańskiej, generał John Shalikashvili: „Rosja nie jest na tyle dojrzała, by zrozumieć rozszerzenie ”.

Obawy Amerykanów potwierdziły się bardzo szybko. Nieoczekiwanemu przyspieszeniu wywołanemu rozmową Wałęsy z Jelcynem jeszcze większy pęd nadały wydarzenia w Moskwie na przełomie września i października 1993 r. Jelcyn pozostawał w ostrym konflikcie z parlamentem, który ostatecznie zdecydował o usunięciu go z urzędu. Prezydent nie zaakceptował tej decyzji, co doprowadziło do scenariusza siłowego: przez kolejne dni na ulicach Moskwy miały miejsce regularne walki. Polała się krew (zginęło niemal 150 osób), na ulicach wyrosły barykady. W końcu do gry weszło wojsko, które na rozkaz Jelcyna ostrzelało budynek parlamentu i aresztowało deputowanych.

Jelcyn z tego kryzysu wyszedł wzmocniony, ale zarazem mimowolnie przyspieszył to, czemu tak mocno się sprzeciwiał. Swoimi bezpardonowymi działaniami wzbudził jeszcze większe obawy w państwach Europy Środkowej. Polska i Czechy obawiały się, iż Jelcyn będzie chciał wykorzystać nowo skonsolidowaną władzę do odzyskania wpływów w państwach dawnego bloku radzieckiego.

Również w Waszyngtonie wiele osób skonstatowało, iż rozszerzenia NATO nie można traktować wyłącznie jako fanaberii państw środkowoeuropejskich, ale jak geopolityczną konieczność. O ile tuż po spotkaniu z Wałęsą Jelcyn mógł wywołać konsternację, kiedy w liście do zachodnich przywódców twierdził, iż nie zgadza się na rozszerzenie NATO, o tyle po wydarzeniach w Moskwie jego karty były już dużo słabsze. W Ameryce pojawiło się poważne zwątpienie co do demokratycznej przyszłości Rosji. Tym bardziej iż w wyniku wyborów przeprowadzonych krótko po kryzysie do rosyjskiej Dumy zostało wybranych bardzo wielu komunistów i nacjonalistów, wyraźnie sprzeciwiających się rozszerzaniu NATO i działaniom Zachodu.

Partnerstwo dla Pokoju

Lawinę, którą uruchomili Jelcyn z Wałęsą, starał się zahamować Pentagon. Pod koniec 1993 r. sekretarz obrony Les Aspin i generał Shalikashvili wyszli z pomysłem utworzenia nowej instytucji – Partnerstwa dla Pokoju – której członkami miały stać się wszystkie państwa aspirujące do NATO. Partnerstwo było swego rodzaju „przedsionkiem” do Sojuszu, projektem nieco niedookreślonym, być może celowo, który w dużym stopniu rozwadniał proces rozszerzenia NATO.

Ralph Alswang / PAP

Bill Clinton i gen. John Shalikashvili, 1995 r.

Nie było jasne, jak długo poszczególne państwa będą pozostawać w przedsionku, zwłaszcza iż do Partnerstwa należało aż kilkanaście państw i nie wszystkie z nich Amerykanie chcieli przyjąć do Sojuszu. Pentagon miał nadzieję, iż nowa formuła tymczasowo zaspokoi ambicje państw dawnego bloku radzieckiego i nie będą one już tak mocno domagać się szybkiej ścieżki do NATO.

W Polsce pomysł Partnerstwa się nie spodobał, a niektórzy przebąkiwali choćby o „nowej Jałcie”. Warszawa nie rozumiała, dlaczego ma zaciągać hamulec i dlaczego znalazła się w tym samym koszyku, co Rosja i inne państwa, których natowskie perspektywy uważała za bardzo odległe.

„Byłoby ironią historii, gdyby więzy NATO–Rosja były mocniejsze i ściślejsze niż więzy z krajami, których starania i determinacja umożliwiły nowe stosunki w Europie” – mówił w czerwcu 1994 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Andrzej Olechowski. Zbigniew Brzeziński, który był wielkim orędownikiem przystąpienia Polski i innych państw regionu do NATO, dodawał, iż objęcie Rosji programem Partnerstwa dla Pokoju jest symptomem nazbyt optymistycznego podejścia administracji Clintona i iż potrzebna jest jakaś forma „ubezpieczenia” przeciwko ewentualności, iż Rosja jednak nie stanie się demokracją.

Partnerstwo zostało zainaugurowane 10 stycznia 1994 r., ale już dwa dni później cała jego idea legła w gruzach. Clinton stwierdził bowiem, iż „Partnerstwo nie jest członkostwem w NATO, ale nie jest też do niego wiecznym przedsionkiem. Zmienia ono całą rozmowę o przyszłości NATO w taki sposób, iż teraz pytanie nie brzmi już, czy przyjmie nowych członków, ale kiedy i w jaki sposób”. W ten sposób Clinton de facto dawał zielone światło dla rozszerzenia NATO i odcinał się od projektu Pentagonu, na który sam nieco wcześniej wyraził zgodę.

„Myślę, iż Rosję można przekupić”

Jeśli priorytetem dla jego administracji były relacje z Rosją, a tak deklarowali jej liczni członkowie, to przyspieszenie procesu rozszerzenia nie było logicznym krokiem. Państwom Europy Środkowej, między innymi Polsce, Clinton uczynił w ten sposób niespodziewany prezent, ale zarazem zneutralizował pozytywny wpływ, jaki utworzenie Partnerstwa miało na relacje amerykańsko-rosyjskie.

Przed konsekwencjami przyspieszenia, które dokonywało się w 1993 i 1994 r., przestrzegał m.in. Helmut Kohl. Niemiecki kanclerz sądził, iż nadmierny pośpiech w rozszerzaniu NATO może doprowadzić do odsunięcia Jelcyna od władzy przez bardziej antyzachodnich polityków. choćby Brzeziński pisał, iż „demokratyzująca się Rosja jest postrzegana jako kraj słusznie obawiający się wykluczenia i izolacji. Stąd też zrozumiały jest jej sprzeciw wobec jakiejkolwiek ekspansji NATO na wschód w celu wypełnienia próżni bezpieczeństwa w Europie Środkowej”.

WHITE HOUSE / PAP

Bill Clinton w 1994 r.

Clinton był tego wszystkiego świadomy, ale na jego decyzję złożyło się kilka czynników. Na przyspieszenie naciskało wielu polityków w jego własnej partii. Presję wywierali też Republikanie, zwłaszcza iż rok 1994 był rokiem wyborczym, a więc prezydent i jego partia musieli walczyć między innymi o głosy Polonii, która była szczególnie liczna w stanach Środkowego Zachodu. Poza tym Clinton autentycznie sądził, iż państwa Europy Środkowej powinny znaleźć się w NATO i iż Rosja ostatecznie i tak będzie musiała pogodzić się z tym faktem. Co więcej, uważał, iż w praktyce można rozszerzyć NATO i zarazem utrzymać dobre relacje z Rosją. „Nie będzie to łatwe, ale co do zasady myślę, iż Rosję można przekupić” – mówił w 1995 r. w rozmowie z holenderskim premierem.

Książkę „Zagubiony hegemon. Zmarnowana szansa Ameryki rewolucji Trumpa” możesz kupić tutaj!

Idź do oryginalnego materiału