1 tydzień temu
W świecie polskiej polityki zdarzają się sytuacje, które wręcz proszą się o ironię. Niewielu spodziewało się jednak, iż tygodnik blisko związany z PiS, Do Rzeczy, zacznie otwarcie kpić z dwóch najważniejszych postaci obozu rządzącego – Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego. A jednak, najnowsze komentarze redakcji i opis spotkania Kaczyńskiego w Stoczni Gdańskiej pokazują, iż choćby sympatycy partii nie kryją zdumienia.
Prezes PiS, w swoim charakterystycznym, refleksyjnym tonie, pochwalił Morawieckiego jako wybitnego ekonomistę i „nie byle jakiego wykładowcę”: „Bywało tak, iż na Radach Europejskich premier Mateusz Morawiecki był proszony o to, żeby wyłożył jakieś kwestie, bo naprawdę się zna na ekonomii, a nie wszyscy przywódcy europejscy tak dobrze te mechanizmy bankowe, bardziej skomplikowane, rozumieli. I on po prostu je im wykładał” (Do Rzeczy). To miłe wspomnienie o dawnych czasach, gdy Morawiecki uchodził za człowieka, który potrafi zawiłości finansów tłumaczyć najważniejszym europejskim liderom.
Jednak rzeczywistość dzisiejsza sprawia, iż te pochwały brzmią dziwnie. Bo wykłady, które kiedyś miały przynosić efekty na arenie międzynarodowej, dziś zdają się trafiać w próżnię. Mateusz Morawiecki nie uczy już, a raczej wygłasza długie tyrady przeciwko polityce klimatycznej i zielonej transformacji Unii Europejskiej. Problem w tym, iż fundamenty tej polityki tworzyli ci sami przywódcy europejscy, których Morawiecki niegdyś edukował w sprawach mechanizmów bankowych i finansowych. A oni najwyraźniej kilka z tych lekcji wynieśli – albo przynajmniej tak to wygląda z perspektywy komentatorów.
Ironia sytuacji pozostało większa, gdy przyjrzeć się roli Kaczyńskiego. Prezes PiS broni swojego współpracownika w sposób, który trudno uzasadnić jakąkolwiek logiką państwową. Zamiast przyznać, iż Morawiecki popełnił błędy w ocenie polityki UE czy w komunikowaniu swoich wizji, Kaczyński wychwala go jako mistrza ekonomii i wzór dla europejskich przywódców. Obrona ta, w kontekście publicystycznej kpiny „Do Rzeczy”, jawi się jako niewytłumaczalna – partia broni człowieka, którego polityka w praktyce nie przynosi oczekiwanych efektów.
Tygodnik, który przez lata był lojalnym kronikarzem sukcesów PiS, tym razem nie ukrywa swojego dystansu. Redakcja sugeruje, iż wychwalanie Morawieckiego jest bardziej elementem retoryki partyjnej niż uzasadnioną oceną kompetencji. W tekście pojawia się delikatny, ale wyraźny ton kpiny – w końcu trudno nie uśmiechnąć się czytając, iż premier, który kiedyś „wykładał mechanizmy bankowe europejskim liderom”, dziś nie potrafi przekonać ich do kluczowych inicjatyw swojej polityki klimatycznej.
Warto zwrócić uwagę, iż ironia „Do Rzeczy” nie jest przypadkowa. Tygodnik pokazuje, iż choćby w PiS pojawia się coraz więcej głosów zdziwienia i krytyki wobec działań Morawieckiego. To sygnał, iż niezależnie od lojalności wobec partii, dziennikarze i komentatorzy potrafią dostrzec dysproporcję między tym, co premier mówił kiedyś, a tym, co przynosi dziś. W tym kontekście obrona Morawieckiego przez Kaczyńskiego staje się jeszcze bardziej niezrozumiała – jawi się jako akt partyjnej lojalności, a nie troski o państwo czy skuteczność rządu.
Co więcej, sytuacja ta stawia pytania o przyszłość PiS. Czy partia może polegać na liderze, którego dzisiejsze działania nie spełniają oczekiwań, mimo iż w przeszłości uchodził za autorytet? Czy strategia obrony Morawieckiego przez Kaczyńskiego będzie spójna w dłuższym czasie, czy też stanie się źródłem wewnętrznej irytacji i frustracji? Publicystyczne obserwacje tygodnika sugerują, iż granice cierpliwości wobec tej politycznej kombinacji już zaczynają się przesuwać.
Nie można też pominąć wymiaru symbolicznego. W Stoczni Gdańskiej, miejscu historycznych zmian i społecznych oczekiwań, Kaczyński podkreśla talenty Morawieckiego, a tygodnik ironicznie komentuje ten gest. Symbolika jest jasna: dawny blask i uznanie przeszłości kontrastują z dzisiejszą nieefektywnością i brakiem realnych rezultatów.
Podsumowując, sytuacja pokazuje, iż choćby w obozie PiS pojawia się przestrzeń dla publicystycznej ironii. Morawiecki zawiódł w praktyce, a obrona przez Kaczyńskiego nie ma logicznego uzasadnienia poza lojalnością partyjną. „Do Rzeczy” pokazuje tę rozbieżność w sposób subtelny, a zarazem wyraźny – czytelnik nie ma złudzeń: dawny wykładowca i premier przestał być skuteczny, a obrona go przez lidera partii jest wytłumaczalna jedynie politycznym interesem.
