Morawiecki z Obajtkiem i Szydło uznali, iż Kaczyńskiego można się pozbyć

3 dni temu
Zdjęcie: Morawiecki z Obajtkiem i Szydło uznali, że Kaczyńskiego można się pozbyć


W kuluarach PiS od kilku dni krąży opowieść o tym, iż Jarosław Kaczyński jest już zbędny. Część jego własnego obozu uznała, iż jest już bardziej obciążeniem niż zasobem. W tym gronie wymienia się nazwiska, które nie są przypadkowe: Mateusz Morawiecki, Daniel Obajtek i Beata Szydło. Doszło do tego, iż Morawiecki organizuje choćby własną Wigilię.

Morawiecki ma ambicję, by wyjść z roli „byłego premiera” i stać się samodzielnym graczem. Nie interesuje go już funkcja wykonawcy decyzji prezesa ani polityczna wegetacja w cieniu partyjnych konfliktów. Chce stworzyć nowe ugrupowanie – projekt bardziej technokratyczny, mniej ideologiczny, odwołujący się do elektoratu zmęczonego wojną kulturową i permanentnym konfliktem z Unią Europejską. Ugrupowanie, które da się sprzedać jako „nową prawicę odpowiedzialności”, choćby jeżeli będzie to tylko nowa etykieta na starych interesach. To pomysł zaskakująco rozsądny i w kontrze do ostrej retoryki Czarnka czy Sasina.

Daniel Obajtek, dysponujący potężnymi funduszami, też doskonale rozumie, iż jego polityczne przetrwanie nie zależy już od lojalności wobec Kaczyńskiego. Były prezes Orlenu budował swoją pozycję w czasach, gdy prezes PiS miał realną władzę i mógł gwarantować parasol ochronny. Dziś ten parasol jest dziurawy, a wpływy Kaczyńskiego – ograniczone do coraz węższego kręgu wiernych. Obajtek gra więc na przyszłość, a przyszłość widzi w nowym układzie sił, gdzie liczy się sprawność, pieniądz i zdolność do zawierania transakcji politycznych, a nie partyjna mitologia.

Z kolei Beata Szydło z kolei od dawna funkcjonuje poza centrum decyzyjnym PiS. Jej europejska kariera była raczej formą honorowego zesłania niż realnego awansu. Dziś może być dla Morawieckiego twarzą „ciągłości” – kimś, kto daje nowemu projektowi pozór stabilności i doświadczenia, a jednocześnie nie budzi już tak silnych emocji jak Kaczyński. Jest politycznie zużyta, ale wciąż rozpoznawalna. W nowym układzie to zaleta.

Jarosław Kaczyński o tych planach wie. To nie jest już tajemnica, tyle iż trudno mu te działania zablokować. Nie dlatego, iż brakuje mu formalnych narzędzi – wciąż ma struktury, lojalnych działaczy i symboliczny autorytet – ale dlatego, iż sam miota się od lewej do prawej, reagując nerwowo na wydarzenia, zamiast je kontrolować.

Jego decyzje są coraz bardziej chaotyczne, komunikacja niespójna, a wizja przyszłości nieczytelna choćby dla własnego zaplecza.

Kaczyński nie ma już realnej władzy w sensie politycznym. Ma wpływ, ale nie kontrolę. Może opóźniać procesy, podnosić larum, wskazywać wrogów, ale nie jest w stanie narzucić jednej, spójnej linii działania. To właśnie ten moment wyczuli Morawiecki i jego potencjalni sojusznicy. Wiedzą, iż prezes PiS nie jest już architektem, ale strażnikiem ruin dawnego projektu.

Scenariusz „pozbycia się” Kaczyńskiego nie musi oznaczać otwartego buntu ale raczej utworzenie nowego ugrupowania z przejęciem części posłów. Ilu? Morawiecki chciałby zabrać Kaczyńskiemu 100 szabel. Taki postawił sobie cel.

Idź do oryginalnego materiału