Mateusz Morawiecki, były premier i jeden z najbardziej eksponowanych polityków w rządzie Zjednoczonej Prawicy, dziś znajduje się na politycznym marginesie własnej partii.
Proces jego marginalizacji w strukturach PiS był długi, ale nieubłagany, a jego obecna pozycja najlepiej ukazuje mechanizmy lojalności i dyscypliny wewnątrz tej formacji – lojalności, którą egzekwuje prezes, i dyscypliny, której nie przetrwał żaden z jego „najemników”.
Po przegranych wyborach parlamentarnych w 2023 roku i utracie władzy, Morawiecki – wciąż formalnie wpływowy jako były szef rządu – próbował utrzymać pozycję strategicznego doradcy partii. Jednak jego próby wyznaczenia kierunku dla PiS w warunkach opozycji były nieudolne i spotykały się z milczącym oporem ze strony najważniejszych frakcji partyjnych. Były premier został przez najbliższe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego zepchnięty do roli komentatora, którego wypowiedzi – coraz rzadsze i coraz bardziej ogólnikowe – mają marginalny wpływ na bieżące działania partii.
Trudno dziś wskazać jakiekolwiek znaczące narzędzia polityczne, którymi dysponuje Morawiecki. Nie stoi za nim żadna zorganizowana frakcja w partii, nie ma realnego zaplecza wśród parlamentarzystów, a jego najbliżsi współpracownicy z czasów rządu – jak Michał Dworczyk czy Piotr Müller – zostali skutecznie wypchnięci z pierwszego planu lub sami wycofali się z eksponowanych ról. W PiS nie ma miejsca na autonomię, a Morawiecki, który próbował nią grać, został ukarany odsunięciem. To nie jest przypadek, ale logiczna konsekwencja reguł wyznaczonych przez Kaczyńskiego.
Warto zauważyć, iż Morawiecki od początku był w PiS ciałem obcym. Został wprowadzony na szczyty władzy jako technokrata z bankowym rodowodem, bez związków z partyjną bazą, bez politycznej charyzmy i bez własnego zaplecza. Jego kariera opierała się na osobistym kredycie zaufania od prezesa, ale ten kredyt został wyczerpany – zarówno przez porażki rządu, jak i przez nadmierne ambicje Morawieckiego, który próbował zbudować wizerunek „umiarkowanego lidera Zachodu” w partii, która coraz bardziej skręcała w stronę radykalnej retoryki i oblężniczej mentalności.
Brak sukcesów wyborczych jest kolejnym gwoździem do politycznej trumny byłego premiera. W kampanii prezydenckiej 2025 roku Morawiecki był praktycznie niewidoczny. Jego udział w spotkaniach z Karolem Nawrockim – kandydatem wspieranym przez PiS – miał charakter symboliczny i wtórny. Nie był rozgrywającym, nie był strategiem. Był jednym z wielu byłych ministrów siedzących przy stole, gdy prezes wyznaczał nowe kierunki lojalności. To wymowne milczenie Morawieckiego wobec działań partyjnych elit sugeruje, iż został zredukowany do roli bezpiecznego figuranta – polityka zbyt rozpoznawalnego, by go otwarcie wyrzucić, ale zbyt niewygodnego, by dopuścić go do decyzyjnych kręgów.
Nie można też pominąć wątku odpowiedzialności za afery, które narastały w trakcie jego kadencji. Programy socjalne, inwestycyjne i tarcze antykryzysowe – choć przez lata eksponowane przez propagandę rządową – dziś są obciążeniem. Zarzuty o brak przejrzystości, nadmierne wydatki i omijanie mechanizmów kontroli państwowej będą wracać w pracach komisji śledczych. Dla obecnego kierownictwa PiS, które musi kalkulować koszty polityczne, Morawiecki staje się coraz większym problemem.
Jego polityczny instynkt – jeżeli kiedykolwiek był jego atutem – zawiódł na całej linii. Zamiast próbować zawczasu zbudować niezależne zaplecze lub przejąć realne wpływy w partii, Morawiecki zdecydował się na strategię przetrwania. Taka postawa, choć zrozumiała psychologicznie, okazuje się politycznie samobójcza. Nie ma bowiem miejsca na przetrwanie w partii, której centrum dowodzenia nie toleruje bezczynności ani odchyleń.
Obecnie Morawiecki dryfuje. Nie ma realnego wpływu na kierunek partii, nie pełni żadnej strategicznej funkcji w Sejmie, nie prowadzi istotnej narracji medialnej. Pozostaje obecny jedynie jako były premier – tytuł, który z każdym miesiącem traci polityczną wartość.
Dla PiS stał się wygodnym symbolem przeszłości, którą partia próbuje zapomnieć, a dla obserwatorów polityki – przykładem, jak system lojalności zbudowany wokół jednej osoby nie wybacza ani słabości, ani ambicji. Mateusz Morawiecki jest dziś zakładnikiem własnego oportunizmu i politycznej samotności. I nic nie wskazuje na to, by miał się z tej pułapki wydostać.