Donald Tusk opublikował w sieci zdjęcie ze spotkania z Joe Bidenem. – Naprawdę jest z czego się cieszyć! – dodał w komentarzu.
– No bo wyobraźcie sobie, iż prezydentem mógł ponownie zostać polityk zależny od Moskwy, niechętny Ukrainie i Unii Europejskiej, myślący na serio o wycofaniu USA z NATO. Do dziś nie rozumiem, dlaczego cały PiS tak był w Trumpie zakochany. Może ze względu na jego pierwsze imię? Zdjęcie z ostatniej wizyty prezydenta Joe Bidena w Warszawie publikuję dzięki uprzejmości Białego Domu i ambasadora Marka Brzezińskiego – napisał lider opozycji.
Tych słów najwyraźniej nie zdzierżył Mateusz Morawiecki. Który ponownie, z uporem godnym lepszej sprawy, zaczął przekonywać, iż spotkania Tuska z Bidenem… nie było.
– Ja akurat byłem tam po wystąpieniu pana prezydenta Joe Bidena i doskonale wiem, jak wyglądały te tzw. spotkania. Spuśćmy zasłonę milczenia. Wiemy już dzisiaj, jak było – stwierdził szef rządu na konferencji prasowej.
– Wiem, iż są również nagrane filmiki, które pokazują, iż łącznie wszystkie spotkania w cudzysłowie zajęły chyba minutę czy półtorej minuty. Coś koło tego. Ale dobrze, przywitał się, cieszy się z tego. Niech mu się w takim razie darzy – dodał.
Naprawdę, iż też mu się nie znudzi. Wszyscy już wiedzą, ze Biden spotkał się z Tuskiem. Jeden Morawiecki nie chce tego przyjąć do wiadomości. Zazdrości, czy co?