Mocne słowa o Nawrockim. Skandal czy… diagnoza?

3 dni temu
Zdjęcie: Nawrocki


Manuela Gretkowska znowu wywołała burzę. Pisarka, znana z ostrych komentarzy i bezkompromisowego stylu, w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych odniosła się do gali XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej pojawili się m.in. prezydent Karol Nawrocki i marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

Ich obecność i przemówienia stały się dla Gretkowskiej punktem wyjścia do ostrej krytyki „Pasowali tam z Hołownią jak q**wy z tajlandzkiego hotelu do Chopina. Sutener w smokingu i bokserskich rękawicach wrzeszczący o Polsce” – napisała.

Słowa mocne, choćby jak na standardy pisarki, która prowokację od lat traktuje jako narzędzie. Ale – jak to u Gretkowskiej – za wulgarnością stoi sens: sprzeciw wobec upolityczniania kultury i wykorzystywania sztuki do budowania wizerunku polityków.

Gala Chopinowska to wydarzenie prestiżowe, symboliczne. Muzyka, tradycja, narodowa duma – wszystko w eleganckiej oprawie. Problem w tym, iż w ostatnich latach coraz częściej staje się też miejscem autopromocji polityków, którzy próbują dopisać siebie do tej kulturowej opowieści o Polsce.

Gretkowska – jakby w proteście przeciwko temu zjawisku – zestawiła scenę z własnym wspomnieniem z Tajlandii, gdzie po tsunami trafiła do pustego hotelu. „Dyrektor postanowił nas zatrzymać atrakcjami. Na śniadanie, do pustej restauracji wysłał dwie prostytutki – gratis. Gdy to nie pomogło, sutener pojechał nam po patriotyzmie i puścił Chopina” – napisała.

W tym obrazie nie chodzi o szok. To metafora: Chopin jako muzyka wykorzystywana nie dla sztuki, ale dla efektu, dla interesu. Tak samo, jak jego nazwisko i twórczość bywają dziś tłem dla politycznych przemówień i gestów.

Gretkowska dodała, iż pisała swój komentarz z Paryża, tuż przed spotkaniem na Sorbonie poświęconym polskiej polityce i feminizmowi. „Siedzę przy kawiarnianym stoliku, a mam wrażenie, iż siedzę nad rozpadliną czasu i rozpaczy myśląc o Polsce” – napisała.

To zdanie, pozbawione już wulgaryzmów, oddaje ton jej refleksji. Wpis to nie tylko atak na polityków, ale wyraz frustracji i smutku. Gretkowska patrzy na Polskę z zewnątrz – z dystansu emigrantki, która od lat obserwuje, jak kraj coraz mocniej dzieli się na obozy, a kultura staje się kolejnym polem ideologicznej walki.

Reakcje na jej wpis były przewidywalne. Część komentatorów mówiła o „skandalu” i „braku szacunku dla głowy państwa”. Inni bronili pisarki, wskazując, iż jej język to tylko forma artystycznego protestu.

Warto zadać pytanie, co naprawdę oburza bardziej – wulgaryzm w poście pisarki czy obecność polityków, którzy z kultury robią tło dla swoich przemówień? Gretkowska może przesadziła w formie, ale diagnoza, którą stawia, wydaje się trafna: Chopin, zamiast jednoczyć, stał się elementem patriotycznego spektaklu.

W jej słowach pobrzmiewa też ostrzeżenie – iż sztuka, pozbawiona autonomii, zamienia się w dekorację dla władzy. I choć można dyskutować o stylu Gretkowskiej, trudno nie dostrzec, iż mówi to, czego wielu boi się powiedzieć wprost.

Wulgarność nie jest cnotą, ale bywa skuteczna. Gretkowska, wbrew zarzutom o „skandalizowanie”, pełni w debacie publicznej rolę przypominającą niegdyś felietonistów – tych, którzy nie bali się używać mocnych słów, żeby obnażyć świętoszkowatość i hipokryzję. Jej wpis to nie manifest polityczny, ale akt rozpaczy i bezradności wobec rzeczywistości, w której sztuka ma służyć polityce. Można się oburzać, można się śmiać, ale nie sposób przejść obojętnie.

I może właśnie o to chodziło. Bo dopóki ktoś jeszcze potrafi tak reagować na narodowy kicz, dopóty polska kultura nie jest stracona.

Idź do oryginalnego materiału