Najwyraźniej szef MON Mariusz Błaszczak nie potrafi pożegnać się ze swoim stanowiskiem. I w absurdalny sposób atakuje polityków, którzy zaczynają tworzyć nowy rząd. Oskarżając ich dosłownie o wszystko, co ślina przyniesie na język.
– Błaszczak jest żenującym kłamcą. Mówiłem wyraźnie – 150 tysięcy żołnierzy zawodowych i potem wymieniłem, ile powinno być obrony terytorialnej, ile dobrowolnej służby, i kilkusettysięczne rezerwy. Z tej mojej wypowiedzi jasno wynikało: armia 220 tysięcy. On usłyszał, iż 150 tysięcy i rozpoczął atak – zauważył Tomasz Siemoniak z Platformy Obywatelskiej.
– Sam rząd PiS zakłada, iż w 2035 r. taka armia będzie. Są rekordowe odejścia, jest problem z liczebnością wojska, a minister Błaszczak po prostu nie potrafi się rozstać ze swoim stanowiskiem. On co kilka dni przypuszcza jakieś absurdalne ataki albo na mnie, albo na opozycję – przekonywał Siemoniak.
Najwyraźniej do Błaszczaka pasuje jak ulał znane powiedzenie Leszka Millera. Że polityka poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.