W życie weszła nowelizacja ustawy o obronie ojczyzny, zabraniająca fotografowania infrastruktury krytycznej, czyli takiej, od której zależy byt państwa, zwłaszcza w obliczu konfliktu zbrojnego lub dywersji.
Obiekt wchodzący w skład infrastruktury krytycznej zostanie odpowiednio oznaczony, a jego fotografowanie będzie karane grzywną, aresztem oraz konfiskatą aparatu lub sprzętu nagrywającego obraz i dźwięk. Przepis jest zwięzły i nie pozostawia pola do interpretacji. Czasy są „przedwojenne”, jak przekonują nas politycy, stąd metody działań służb muszą być adekwatne. Wałęsających się szpiegów wyłapiemy, a narzędzia ich zbrodniczego procederu skonfiskujemy. Ręce same składają się do oklasków, jest jednak kilka „ale”.
- Ujawnianie lokalizacji infrastruktury krytycznej
Umieszczając przed obiektami znaki zakazujące fotografowania, wskazujemy wrogim ośrodkom ich lokalizację. Często szeregowi pracownicy spółek wykonujących zadania dla państwa nie wiedzą, które z ich obiektów lub modułów uczestniczą w realizacji tych zadań. Ujawniając infrastrukturę krytyczną obcym wywiadom, informujemy o niej również załogę, zwiększając ryzyko rekrutacji agentury przez obce służby wywiadowcze.
- Nieostrość przepisu
Przepis rodzi pytania o granice jego stosowania. Czy każde selfie zrobione na moście lub na lotnisku będzie karalne? Czy fotografia wykonana z dużej odległości, np. jednego kilometra, będzie uznana za czyn karalny? Czy zdjęcie obejmujące szereg budynków, z których jeden ma charakter krytyczny, ale nie uwidacznia jego detali, będzie podstawą do zastosowania przepisów ustawy o obronie ojczyzny? Prawo karne, a omawiany przepis ma taki charakter, powinno dokładnie określać, za jaki czyn jednostka zostanie ukarana przez państwo. To gwarancja bezpieczeństwa każdego z nas. Przepis jest tu nieprecyzyjny, co ilustrują powyższe przykłady. Oczywiście na konstrukcję przestępstwa składa się również element winy i szkodliwości społecznej, ale w praktyce interpretacja tych pojęć w realiach konkretnego przypadku może przynieść nieoczekiwane rezultaty.
- Problematyczna konfiskata sprzętu
Konfiskata aparatu może być słusznym rozwiązaniem, jeżeli posłużył on do popełnienia poważnych przestępstw. Jednak i tu potykamy się o szczegóły. Co, jeżeli sprzęt jest leasingowany lub pożyczony? Co, jeżeli jego wartość jest wysoka, a wartość wywiadowcza zdjęcia znikoma? Przepisy nie precyzują tych kwestii, co może prowadzić do nieproporcjonalnych kar.
- Zagrożenie dla tajemnicy dziennikarskiej
W skonfiskowanym aparacie mogą znajdować się informacje chronione tajemnicą dziennikarską. choćby jeżeli sprzęt zostanie zwrócony (a przepisy w tym zakresie milczą), do wyjawienia tajemnicy może dojść. Dla dziennikarza ochrona informatorów i źródeł informacji to świętość, podobnie jak tajemnica adwokacka dla adwokata czy tajemnica spowiedzi dla duchownego. Misją dziennikarza jest przedstawianie rzeczywistości, zwłaszcza jej patologii. Przepisy te mogą uderzyć w dociekliwego dziennikarza tropiącego aferę w przemyśle zbrojeniowym, kolejnictwie czy innych kluczowych sektorach.
- Trudności w egzekwowaniu przepisu
Na obecnym etapie rozwoju technologicznego egzekwowanie tego przepisu będzie trudne. Aparat rejestrujący obraz i dźwięk można umieścić w okularach, zegarku czy innych gadżetach, co czyni wykrywanie takich urządzeń niemal niemożliwym.
- Zagrożenie dla pasjonatów fotografii
Miłośnicy fotografowania zabytków inżynierii, takich jak mosty czy wiadukty, mogą nieświadomie naruszyć przepisy. Te obiekty są dla nich szczególnie atrakcyjne, a nieprecyzyjne regulacje stawiają ich w ryzykownej sytuacji.
Podsumowanie
Podsumowując: wskazujemy przeciwnikowi listę obiektów krytycznych, ułatwiając mu pracę, a jednostkę narażamy na nieuzasadnioną represję karną. Problemem jest ochrona tajemnicy dziennikarskiej i zapewnienie społeczeństwu dostępu do informacji przez wolne media. Przede wszystkim zakaz fotografowania ma charakter PR-owy. Kto będzie pilnował fotografujących? Co miało zostać sfotografowane, zostało już sfotografowane. jeżeli jednak kogoś się uda złapać, ogłosi się sukces. I o to chodzi!
Krzysztof Krełowski
Autor jest radcą prawnym, byłym dyrektorem Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ABW.