Mit narodowego czempiona. Dlaczego Kaczyński musi bronić Obajtka

6 dni temu
Zdjęcie: Kaczyński


Jarosław Kaczyński po raz kolejny udowadnia, iż w sytuacjach kryzysowych instynktownie sięga po polityczną wojnę. Tym razem w obronie Daniela Obajtka, byłego prezesa Orlenu, który ma stawić się 12 listopada na przesłuchaniu w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie. Śledczy badają, czy przy zawieraniu umów o łącznej wartości kilkuset tysięcy złotych nie doszło do przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści osobistej. To sprawa poważna, wymagająca rzeczowej analizy, ale prezes PiS postanowił nadać jej ton moralnego uniesienia.

W emocjonalnym wpisie w serwisie X Kaczyński ogłosił, iż Obajtek to „najwybitniejszy polski menedżer”, który „jest dzisiaj wściekle atakowany za to, iż z polskiej firmy petrochemicznej zrobił koncern multienergetyczny”. Taka narracja doskonale wpisuje się w wieloletni mit gospodarczy PiS: państwowe spółki miały być dowodem na kompetencje polityczne partii, a ich prezesi – menedżerami z misją narodową. Kaczyński, podtrzymując ten obraz, nie tyle broni Obajtka, ile broni własnej opowieści o ośmiu latach swoich rządów.

W dalszej części wpisu prezes PiS jak zwykle wskazuje winnego: rząd Donalda Tuska. „Tusk niszczy polską gospodarkę” – pisze, wyliczając rzekome symptomy upadku: zwolnienia grupowe, bezrobocie, brak inwestycji. Całość wieńczy hasztag #MuremZaObajtkiem, mający przypominać dobrze znany mechanizm mobilizacji partyjnego elektoratu.

W tym samym czasie w sukurs Kaczyńskiemu ruszył były premier Mateusz Morawiecki. Jego wpis utrzymany był w podobnej tonacji. Zarzuty wobec Obajtka określił jako „polityczny lincz”, dodając, iż były prezes Orlenu to człowiek „który przysłużył się polskiej gospodarce tworząc koncern multienergetyczny, który może stanąć w szranki z globalnymi czempionami”. Morawiecki oskarżył rząd o to, iż chce „zniszczyć tych, którzy radzą sobie lepiej, niż oni kiedykolwiek będą potrafić”. Taki język dobrze oddaje klimat obrony totalnej – emocji dużo, konkretów niewiele.

Tymczasem lista zarzutów wobec Obajtka jest znacznie dłuższa niż wątek dwóch umów detektywistycznych. Pod koniec października Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Orlenu upoważniło obecny zarząd do dochodzenia roszczeń wobec byłego prezesa. Uwagę zwraca zwłaszcza szeroki zakres zastrzeżeń: od wykorzystywania środków spółki na cele prywatne, poprzez brak należytego nadzoru nad polityką cen paliw, po zaniedbania związane z transferem środków do Orlen Trading Switzerland. Co istotne, roszczenia mają obejmować również okresy, za które Obajtek otrzymał absolutorium – co oznacza, iż choćby wcześniejsze decyzje akcjonariuszy mogą zostać wzruszone, jeżeli okaże się, iż nie mieli pełnej wiedzy o działaniach zarządu.

Konflikt ten zyskuje dodatkowy wymiar po październikowej decyzji Parlamentu Europejskiego, który – na wniosek ministra sprawiedliwości – uchylił Obajtkowi immunitet europosła. To umożliwiło prokuraturze prowadzenie czynności procesowych. Sam zainteresowany utrzymuje, iż jest to działanie polityczne. „Odbiera mi się immunitet za absurdalne sprawy” – mówił w nagraniu opublikowanym w serwisie X, zaznaczając, iż wszystkie inwestycje rzekomo atakowane przez obecną władzę są i tak kontynuowane.

W tym świetle obrona Obajtka przez Kaczyńskiego nie jest tylko reakcją na kłopoty jednego z najgłośniejszych menedżerów ery PiS. To przede wszystkim próba ratowania wizerunku własnego obozu, który od lat przedstawiał Orlen jako sztandarowy sukces państwowej interwencji w gospodarkę. Teraz, gdy zamiast „narodowego czempiona” opinia publiczna dostaje listę poważnych zarzutów, prezes PiS stara się zredukować całą sprawę do politycznej vendetty.

Problem w tym, iż to już nie rok 2017, a Orlen nie jest dłużej firmą sterowaną politycznymi komunikatami. Wbrew narracji PiS państwowe instytucje zaczynają działać zgodnie z procedurami, nie politycznymi oczekiwaniami. I to właśnie ta zmiana – a nie rzekome prześladowania – jest dla Kaczyńskiego najbardziej niewygodna.

Idź do oryginalnego materiału