„Ministra” Leszczyna ściga się z „ministrą” Zielińską – pokaż dziadku dowód!

3 dni temu

Krajowa Rada Sądownictwa podjęła uchwałę, w której stwierdza, iż kilka pań nieprawidłowo złożyło przysięgę i tym samym istnieją poważne wątpliwości konstytucyjne, co do powołania ministrów w gabinecie Donalda Tuska. Dokładnie chodzi o „ministry”, czyli ideologiczny neologizm, jakim posługują się sfeminizowane aktywistki lewicowe. Bezpośrednio sprawa dotyczy trzech stanowisk ministerialnych objętych przez: Katarzynę Kotulę, ministra ds. równości, Barbarę Nowacką, ministra edukacji i Marzenę Okłę-Drewnowicz, ministra ds. polityki senioralnej.

Wymienione panie uważają się za „ministrę” i tak też bezprawnie zmodyfikowały ślubowanie. Jak widać nie ma na tej liście wszystkich „ministr”, na przykład Pauliny Henig-Kloski, Urszuli Zielińskiej, czy Izabeli Leszczyny. Zabrzmi to może surrealistycznie, ale Donald Tusk prawdopodobnie żałuje, iż nie może hurtowo, na podstawie wykładni prawnej odwołać swoich ministrów płci żeńskiej i chociaż uchwała KRS z pewnością kusi, to z przyczyn politycznych z niej nie skorzysta. Zarówno te „ministry”, które nieprawidłowo złożyły ślubowanie, jak i te, którym minister przeszedł przez gardło, niemal każdego tygodnia zaliczają wpadki, a raz w miesiącu całkowicie się kompromitują.

Aktualny tydzień i być może miesiąc bez wątpienia należy do „ministry” zdrowia Izabeli Leszczyny. Od paru dni trwa w Polsce ożywiona debata na najważniejszy dla funkcjonowania państwa temat. Czy można sprzedawać likiery w saszetkach? W ramach ludowego uniesienia wypowiedziano już setki bzdur, po drodze zostało złamane prawo, ponieważ władze państwowe najwyższego szczebla wymusiły na producencie wycofanie całkowicie legalnego produktu. Wybitną rolę odegrał w tej tragifarsie Donald Tusk, który posłał „Cześka” do Ministerstwa Rolnictwa, żeby natychmiast zrobił porządek z „alkotubkami”.

I gdy się wydawało, iż mamy za sobą ten żenujący cyrk utrzymany w radzieckiej konwencji, to wtedy na scenę wyszła Izabela Leszczyna – cała na biało! Pani minister potrzebowała zaledwie 9 miesięcy, żeby doprowadzić do ruiny i tak kiepsko funkcjonującą służbę zdrowia. Zewsząd pojawiają się alarmujące głosy, iż szpitale nie przyjmują pacjentów, ponieważ w NFZ skończyły się pieniądze na „nadwykonania nielimitowanych świadczeń”. Co w tej dramatycznej sytuacji robi pani Leszczyna? Wyważa otwarte drzwi i to w dodatku drzwi do lasu!

W przypadku wątpliwości co do pełnoletności osoby, która chce kupić alkohol, sprzedawca będzie miał obowiązek zażądania dokumentu potwierdzającego wiek kupującego – powiedziała minister Izabela Leszczyna w Radiu Zet.

Pani minister najwyraźniej uznała, iż nie ma pilniejszych spraw i potrzeb niż popisywanie się własną ignorancją, bo takie przepisy istnieją od dawana. Na mocy ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi sprzedaż alkoholu nieletnim jest zakazana, a złamanie tego zakazu przez sprzedawcę grozi odpowiedzialnością karną i administracyjną. W ramach odpowiedzialności administracyjnej sprzedawca może zapłacić do 5000 zł kary, natomiast właścicielowi sklepu grozi gigantyczna kara w maksymalnej kwocie 720 000 zł. W odniesieniu do odpowiedzialności karnej sprzedawca podlega każe grzywny, aresztu lub ograniczenia wolności.

W świetle przywołanych przepisów oczywistym jest, iż zarówno na sprzedawcy, jak i na właścicielu sklepu ciąży obowiązek weryfikacji wieku kupującego alkohol, za każdym razem, gdy pojawiają się w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości. Oznacza to tyle, iż żadnych nowych przepisów wprowadzać nie trzeba i miejmy tylko nadzieję, iż Donald Tusk nie pośle jakiegoś „Cześka”, żeby wprowadził obowiązek legitymowania emerytów, bo skoro można pomylić alkohol z musem owocowym, to i wnuczka od dziadka odróżnić niełatwo.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału