Waldemar Żurek – nowy minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska – nie bierze jeńców. Zna każdy zakamarek polskiego wymiaru sprawiedliwości, każdą furtkę, każdy trik, którym przez lata posługiwali się ludzie Ziobry. I właśnie dlatego dziś, kiedy wziął się za naprawę sądów, w szeregach PiS panuje prawdziwa panika.
Żurek nie jest politykiem z przypadku. To człowiek, który przeszedł przez piekło upolitycznionych sądów, widział jak Ziobro i Kaczyński budowali system terroru na telefon. Wystarczył jeden sygnał z Nowogrodzkiej – i już wiadomo było, kto ma trafić do więzienia, a komu należy „przypomnieć”, kto rządzi krajem. Tak wyglądała „sprawiedliwość” po pisowsku. Teraz wszystko się zmienia. Minister Żurek robi porządki z chirurgiczną precyzją. Likwiduje układy, przerywa ścieżki wpływów, które przez lata oplatały sądy jak pajęczyna. Wprowadza transparentność, cyfryzację, nowe standardy etyczne i zasady, które mają raz na zawsze odciąć polityków od decyzji sędziów i prokuratorów.
Ale na tym nie koniec. Żurek nie tylko naprawia – on rozlicza. Rozlicza złodziei, którzy przez lata chowali się za immunitetami, rozlicza bandytów w garniturach i tych, którzy z polityki zrobili sobie prywatny biznes. Nic dziwnego, iż w PiS drżą ręce, iż telefony milkną, a niektórzy zaczynają pakować dokumenty.
Bo Waldemar Żurek to nie tylko minister sprawiedliwości. To człowiek, który przywraca Polsce wiarę, iż prawo może być naprawdę równe dla wszystkich – także dla tych, którzy przez lata stali ponad nim.