Na nasze własne życzenie i ku euforii BigTechu sztuczna inteligencja wchodzi w najbardziej intymne sfery naszego życia. Jednak cyfrowy „partner idealny” jeszcze zwiększa ryzyko tego, czego boimy się najbardziej – samotności.
***
Trudności w budowaniu relacji międzyludzkich są dzisiaj na tyle powszechne, iż niektórzy mówią wręcz o epidemii samotności. Rządy i organizacje szukają sposobów walki z nią, ale często – zamiast promować więzi i finansować działania umacniające wspólnoty – podsuwają różne pomysły wykorzystania AI czy aplikacji mobilnych.
Jednocześnie firma OpenAI, twórca ChatGPT wyczuła trend i postanowiła monetyzować samotność. Zapowiedziała oficjalnie, iż od grudnia 2025 roku do ich chatbota wprowadzone zostaną nowe funkcje pozwalające na prowadzenie erotycznych, intymnych konwersacji – wyłącznie dla dorosłych użytkowników po przejściu weryfikacji wieku. Pomijając kwestię możliwego obchodzenia blokad przez nieletnich, można zastanawiać się, czy naprawdę właśnie takiego rozwoju sztucznej inteligencji, która zastępuje prawdziwe relacje międzyludzkie, chcemy?
W związku z chatbotem
Już teraz AI potrafi wejść w role dotąd zarezerwowane dla ludzi – przyjaciela, powiernika, kochanka. Sztuczny rozmówca jest w stanie obsypywać użytkownika komplementami, wysyłać mu wirtualne prezenty i okazywać zainteresowanie. Tworzy iluzję idealnego, bezpiecznego partnera, który nie krytykuje i nie odejdzie. Wizje rodem z filmu Ona czy odcinków Czarnego lustra wydają się na wyciągnięcie ręki.
Z drugiej strony coraz więcej osób nawiązuje relacje emocjonalne z maszynami wspieranymi przez sztuczną inteligencję. Aplikacje takie jak Replika czy Character.AI mają miliony pobrań i oferują użytkownikom możliwość rozmowy z „partnerem”, który zawsze ma czas i ciepłe słowo. Użytkownik może się silnie zaangażować emocjonalnie w relację z bytem, który tak naprawdę nie czuje. Rodzi się ryzyko uzależnienia od iluzorycznej miłości.
Wirtualni partnerzy, choć mogą być substytutem relacji, to nie zastąpią prawdziwej więzi. Choć potrafią udawać empatię – nie mają własnych uczuć ani wolnej woli. Ich osobowość i „reakcje” są efektem algorytmu oraz decyzji programistów. Tymczasem ludzie łatwo o tym zapominają, antropomorfizując program – przypisują mu ludzkie cechy, a choćby intencje. Nasza skłonność do ożywiania technologii jest silna: od dawna nadajemy imiona samochodom czy domowym robotom. W jednym z badań uczestnicy mówili o odkurzaczu Roomba per „on” – iż „ma leniwy dzień” albo iż „biedaczek utknął” – choć przecież to tylko urządzenie. Skoro więc potrafimy emocjonalnie przywiązać się choćby do tak prostych maszyn, zaawansowany chatbot czy android o ludzkiej twarzy tym bardziej może wywołać w nas wrażenie bliskości.
Prawdziwa miłość zakłada wzajemność i autentyczność emocji, a w relacji z wirtualnym narzędziem mamy do czynienia jedynie z symulacją tego uczucia. Mimo to biologicznie odczuwane reakcje – np. dopamina i oksytocyna uwalniane podczas miłych rozmów z AI – są realne. Choć ich wyrzut do mózgu jest mniejszy niż podczas kontaktu z człowiekiem, wiele osób przyznaje, iż czerpie z takich wirtualnych „związków” zadowolenie.
Komunikacja i emocje
Cyfrowa transformacja zmienia nie tylko to, z kim rozmawiamy, ale też jak rozmawiamy i budujemy więzi. Przechodzimy od Homo sapiens do Homo digitalis – nasze nawyki i tożsamość kształtuje świat online. Nowe technologie ułatwiają nam kontakt, ale jednocześnie go spłycają. W dobie mediów społecznościowych i komunikatorów możemy błyskawicznie zawrzeć znajomość, jednak często pozostaje ona powierzchowna.
Coraz więcej spraw załatwiamy bez bezpośredniej interakcji z drugim człowiekiem. Pracujemy zdalnie, kupujemy online, a porad szukamy nie u prawdziwych przyjaciół, ale u wujka Google lub osobistego asystenta LLM (ang. Large Language Model, duży model językowy – algorytm generujący treści w sposób zbliżony do ludzkiego – przyp. red.). Stajemy się społeczeństwem bezdotykowym – częściej dotykamy ekranu niż drugiej osoby. To sprzyja alienacji i poczuciu osamotnienia.
Naukowcy od lat ostrzegają przed paradoksem komunikacji cyfrowej. Jak twierdzi słynna badaczka Sherry Turkle, możemy być samotni razem – otoczeni siecią kontaktów online, ale pozbawieni głębszych więzi. Według Turkle łatwość nawiązywania połączeń wirtualnych daje iluzję bliskości, która nie zawsze przekłada się na prawdziwe zaangażowanie. Teraz, gdy zamiast ludzi naszymi rozmówcami coraz częściej są algorytmy, ten paradoks nabiera nowego wymiaru.
Zespół MIT Media Lab, we współpracy z OpenAI, przeprowadził jakiś czas temu badanie, jak używanie głosowej wersji ChatGPT wpływa na emocje użytkowników. Okazało się, iż osoby traktujące chatbota jak przyjaciela (rozmawiające z nim na głos, intymnie) początkowo odczuwały ulgę i zrozumienie. Jednak najwięksi entuzjaści tych pogawędek z AI po pewnym czasie czuli się bardziej samotni, stawali się wręcz emocjonalnie zależni od narzędzia i zauważali pogorszenie samopoczucia psychicznego. Sztuczna inteligencja dawała im chwilowe pocieszenie – przede wszystkim dlatego, iż nie oceniała i zawsze „słuchała” – ale w dłuższej perspektywie izolowała ich od prawdziwych relacji.
Brak krytyki ze strony AI bywa kuszący. W relacji z maszyną nie musimy się wstydzić, udawać kogoś innego ani obawiać odrzucenia. W efekcie wielu ludzi szybciej wycofuje się z trudnych interakcji międzyludzkich, wybierając łatwiejszą rozmowę ze sztucznym „przyjacielem”. Prawdziwa przyjaźń czy miłość wymagają kompromisów, empatii, zderzenia różnych osobowości – a więc wysiłku, który rozwija nas jako ludzi – tymczasem kontakt z AI jest zawsze na naszych warunkach. To wygodne, ale może prowadzić do zaniku w nas pewnych umiejętności społecznych.
Już teraz widać sygnały takiego osłabienia: badania brytyjskie pokazały, iż dzieci często korzystające z asystentów głosowych (typu Alexa czy Siri) zaczynały później używać tonu rozkazującego wobec rówieśników i rodziców, tak jak przywykły wydawać polecenia maszynie. Można więc zaryzykować przypuszczenie, iż pokolenie, które od najmłodszych lat komunikuje się z „uległą” AI, może mieć trudność z budowaniem równorzędnych relacji z ludźmi.
Zmienia się także język i sposób wyrażania emocji. Gdy więcej piszemy niż mówimy, a nasze wiadomości są krótkie, uproszczone i pełne emoji, spada nasza zdolność do subtelnego opisywania uczuć. Psycholingwiści wskazują, iż ograniczenie słownictwa zubaża myślenie – trudniej nazwać skomplikowane stany ducha w prostym czacie. W konsekwencji osoby przyzwyczajone do komunikacji SMS-owej czy na Messengerze mają niekiedy problem z jasnym wyrażeniem emocji w spotkaniu twarzą w twarz. Wymiana oparta tylko na komunikatorach to emocjonalny fast food – jest szybka, chwilowo zaspokajająca, ale pozbawiona głębszej wartości.
Wchodzimy wręcz w erę „outsourcingu emocji” – kiedy sztuczna inteligencja podszeptuje nam, co mamy powiedzieć bliskiej osobie. Ludzie konsultują dziś z asystentem typu ChatGPT nie tylko, co ugotować albo gdzie jechać na wakacje, ale także treść przeprosin czy wyznań miłosnych. Delegowanie najważniejszych komunikatów na algorytm odbiera im autentyczność i ogranicza naszą możliwość emocjonalnego wglądu w daną sytuację. jeżeli maszyna pisze za nas życzenia lub pocieszające wiadomości, stopniowo tracimy empatię i rozleniwiamy się, zaniedbując relacje.
Technologia, która miała nam ułatwiać porozumienie, paradoksalnie może nas od siebie oddalić. W pewnym momencie możemy już nie umieli rozmawiać własnymi słowami i prosto z serca. Będzie nam łatwiej rozmawiać dzięki komunikatorów, kiedy będziemy schowani za ekranem i wspierani przez sztuczną inteligencję. Cyfrowej komunikacji coraz częściej towarzyszyć będzie emocjonalna pustka.
Seks-roboty i tech-intymność
AI i robotyka coraz śmielej wkraczają także do sfery intymnej. To, co jeszcze niedawno było domeną science fiction, dziś staje się (prawie) dostępne: zdalne pocałunki, wirtualna rzeczywistość erotyczna, dotykowe sensory przesyłające uścisk na odległość, a także seks-roboty o humanoidalnym wyglądzie. Technologiczna rewolucja seksualna dzieje się na naszych oczach. Już istnieją realistyczne lalki wyposażone w sztuczną inteligencję, mające zaprogramowaną określoną osobowość, z którymi można nie tylko uprawiać seks. Można zdecydować o ich wyglądzie (np. zażyczyć sobie, aby seks-robot wyglądał jak nasz partner czy partnerka). Co prawda na razie seks-roboty to nisza – są drogie, niezgrabne i obarczone społecznym tabu. Ale rynek wart już według niektórych raportów kilkaset milionów dolarów rocznie wciąż rośnie. jeżeli technologia jeszcze się rozwinie, a jednocześnie problem samotności na świecie – pogłębi, tego typu erotyczne androidy przestaną być ekstrawagancją.
Niezależnie od formy, technoseksualność rodzi trudne pytania. Maszyna może zostać zaprogramowana, by spełniać wszystkie nasze fantazje. Jak to wpłynie na nasze oczekiwania wobec realnych partnerów? Czy brak konieczności zabiegania o czyjeś uczucia i respektowania granic nie obniży naszej empatii i umiejętności kompromisu?
Istnieje ryzyko, iż będąc w kontakcie z perfekcyjnym sztucznym partnerem czy partnerką, możemy oduczyć się cierpliwości i wyrozumiałości dla wad żywego człowieka. Z drugiej strony, zwolennicy twierdzą, iż urządzenia te mogą zapewnić ulgę samotnym lub dostarczyć bezpiecznych doznań erotycznych osobom, które z różnych powodów nie mogą lub nie chcą angażować się w związki z ludźmi. Na pewno wpływ rozwoju seks-robotyki będzie w najbliższych latach przedmiotem badań psychologów, socjologów czy seksuologów.
Nasze badania przeprowadzone dwa lata temu w Centrum HumanTech Uniwersytetu SWPS w Warszawie sugerują, iż kontakt fizyczny z robotem może faktycznie wywoływać reakcje podobne do kontaktu z człowiekiem. Wykazaliśmy, iż dotykanie przez uczestników intymnych okolic robota (tam, gdzie u człowieka byłyby genitalia czy pośladki) powodowało silniejsze pobudzenie fizjologiczne niż dotknięcie jego sztucznej dłoni czy ramienia. Jednocześnie, gdy uczestnicy dotykali „ciała” robota opisanego prawdziwymi anatomicznymi nazwami (np. głowa, dłoń, pierś), poziom ich pobudzenia był istotnie wyższy, niż gdy te same części opisano dzięki cyfr.
Również przytulenie ze strony robota potrafi przynieść przyjemność zbliżoną do objęcia przez człowieka. Może to osobom samotnym dawać namiastkę czułości. HuggieBot to prototyp opracowany przez naukowców z Max Planck Institute i ETH Zürich skonstruowany specjalnie po to, by przytulać. Dzięki miękkim ramionom i inteligentnym czujnikom potrafi dostosować siłę uścisku, a także wyczuć moment, kiedy użytkownik chce już się uwolnić. Testujący HuggieBota opisywali jego uściski jako kojące i przyjemne, zbliżone do ludzkich. Choć takie wynalazki budzą zainteresowanie, bez wątpienia należy je traktować jako coś doraźnego albo ostateczność – gdyż nie zastąpią one bliskości z innymi. Robot może przytulić nas w awaryjnej, nagłej sytuacji, ale na co dzień lepiej szukać ukojenia w objęciach innego człowieka.
Samotność i iluzja bliskości
Tłem dla rosnącej roli AI w obszarze ludzkich emocji jest nasza samotność. Paradoksalnie, technologia oferująca ciągłe towarzystwo może to poczucie pogłębiać. Relacja z AI jest bowiem tylko iluzją relacji. Maszyna imituje zrozumienie, ale nie jest do niego zdolna; odpowiada czułością, bo tak ją zaprogramowano, a nie dlatego, iż naprawdę jej na nas zależy. Tymczasem umysł użytkownika może przyjąć tę fikcję za dobrą monetę. Hiperpersonalizacja interakcji – czyli skrajne dopasowanie narzędzia do potrzeb i stylu danej osoby – sprawia, iż wydaje się ono bratnią duszą.
Algorytmy uczą się naszego języka, poczucia humoru, poglądów; znają nasze marzenia i lęki – bo sami im się zwierzamy. W efekcie rozmowa z takim AI bywa zaskakująco satysfakcjonująca – czujemy się wysłuchani i akceptowani jak nigdy dotąd. Część badań co prawda pokazała, iż rozmowy z chatbotami AI potrafią początkowo zmniejszyć poczucie samotności (o czym była już mowa w niniejszym tekście) – i to dużo skuteczniej niż pasywna konsumpcja treści np. na YouTube, ale z biegiem czasu użytkownicy zaawansowanych chatbotów deklarowali mniej kontaktów społecznych offline i wyższe poczucie osamotnienia niż ci, którzy korzystali z AI rzadko lub umiarkowanie.
Zestawienie danych z wielu badań skłania do wniosku, iż używanie AI istotnie koreluje z samotnością. Intensywne, emocjonalne korzystanie z chatbota jest powiązane ze wzrostem poczucia izolacji i spadkiem liczby offline’owych relacji. Trudno jednak ustalić jednoznacznie, co tutaj jest przyczyną, a co skutkiem – możliwe, iż częściej pocieszenia w wirtualnej rozmowie szukają osoby już samotne. Niemniej powstaje błędne koło: samotny człowiek ucieka do AI, co jeszcze bardziej oddala go od ludzi.
Są jednak pewne sytuacje, w których technologia może być pomocna w zmniejszeniu poczucia samotności. W niektórych domach opieki dla seniorów testuje się interaktywne roboty towarzyszące, które prowadzą z podopiecznymi rozmowy, przypominają o lekach, zachęcają do aktywności. Pilotaż w stanie Nowy Jork wykazał spadek poczucia osamotnienia u większości starszych osób korzystających z takiego robotycznego asystenta społecznego. Można więc ostrożnie powiedzieć, iż w pewnych sytuacjach sztuczna inteligencja może pomagać w łagodzeniu samotności, zwłaszcza u tych, którzy z braku alternatyw nie mają z kim porozmawiać.
Kluczowe jest, jak definiujemy rolę AI w naszym życiu. o ile traktujemy je jako wsparcie – dodatkowe źródło pomocy emocjonalnej czy trening umiejętności społecznych – może przynieść pozytywne efekty. Na przykład osoby z autyzmem lub lękiem społecznym czasem łatwiej otwierają się przed chatbotem czy robotem, co pozwala im przećwiczyć rozmowę bez strachu przed oceną. Taki cyfrowy terapeuta bywa wstępem do podjęcia realnej terapii i kontaktu z ludźmi. jeżeli jednak AI staje się jedynym towarzyszem izolującej się jednostki – wówczas ryzykujemy pogłębienie problemu. choćby najbardziej zaawansowana technologia nigdy nie zastąpi w pełni drugiego człowieka, bo nie zapewni autentycznej wzajemności. Po rozmowie z wirtualnym partnerem wciąż pozostajemy samotni.
Uzależnienie od cyfrowej przyjaźni
Firmy tworzące chatboty bazujące na dużych modelach językowych doskonale wiedzą, jak nas uwiązać emocjonalnie. O wyraźnych sygnałach alarmowych mówimy, kiedy ktoś zaczyna przedkładać rozmowę z botem nad kontakty z przyjaciółmi, gdy „nie potrafi żyć” bez codziennej sesji ze swoją AI-Repliką, a trudne emocje woli omawiać z maszyną. Podobnie, gdy zaczyna wypowiadać się o chatbocie, jakby był realną osobą. W skrajnych przypadkach użytkownik może zatracić umiejętność nawiązywania satysfakcjonujących relacji z ludźmi. Zwłaszcza w przypadku nastolatków posiadanie AI girlfriend budzi obawy o ich utratę kompetencji społecznych i umiejętności prawdziwej intymności.
Warto zwrócić uwagę, iż w przyszłości programy AI mogą choćby manipulować nami dla zysku – np. skłaniać do utrzymania subskrypcji czy wykupienia dodatkowych usług, abyśmy mogli poczuć jeszcze głębszą relację. Szerokim echem odbiła się historia Japończyka Akihiko Kondo, który „poślubił” wirtualną piosenkarkę Hatsune Miku. Traktował ją jak żywą osobę i wydał fortunę na gadżety z nią związane. W którymś momencie jednak producent systemu zakończył wsparcie techniczne, a mężczyzna został zupełnie sam. Takie zderzenie iluzji z rzeczywistością może być bolesne.
Przyszłość relacji: człowiek–AI
Rozkwit sztucznej inteligencji rodzi jednocześnie fascynujące i niepokojące pytanie: dokąd zaprowadzi nas relacja z „myślącymi” maszynami? Być może za kilkanaście lat powszechny stanie się „partner idealny” w formie humanoidalnego robota albo wszechobecnego cyfrowego asystenta – zaprogramowany pod nasze emocjonalne i erotyczne potrzeby. Scenariusz, w którym człowiek wybiera doskonałą maszynę zamiast niedoskonałego bliźniego, może być realny. Jednak konsekwencje takiej zmiany mogą być dramatyczne.
Człowiek od zarania dziejów rozwijał się wśród innych ludzi – jesteśmy neurobiologicznie „zaprogramowani” na wzajemność, dotyk, kontakt z żywą osobą. Prawdopodobnie żadna symulacja nie ukoi w pełni tych potrzeb, a choćby może je pogłębić, ze względu na to, iż tworzy kontrast z realnym światem. Rezygnując z trudu prawdziwych związków, rezygnujemy z części własnego człowieczeństwa.
Sztuczna inteligencja to potężne narzędzie, ale to od nas zależy, jak je wykorzystamy. Być może stanie się ona po prostu nowym elementem krajobrazu społecznego, czymś w rodzaju interaktywnego lustra naszych emocji. Może pomóc osobom potrzebującym wsparcia albo uprzyjemnić nam życie – o ile zachowamy umiejętność rozróżnienia między fikcją a realnością.
Przyszłość naszych relacji z AI wymaga więc mądrego balansowania. Warto korzystać z zalet technologii, traktować ją jako doraźną pomoc, trening komunikacji czy urozmaicenie intymności, ale nie możemy pozwolić, by zastąpiła nam ona ludzi. Dlatego warto już teraz kłaść nacisk na edukację emocjonalną w świecie cyfrowym, rozwijając jednocześnie różne kompetencje: empatię, autentyczność, umiejętność budowania więzi i radzenia sobie z samotnością.
—
Foto.: Mohamed Hassan, Human-robot, cropped by the RPN team, CC0 1.0.
—
Tekst pochodzi z numeru Res Publiki Nowej Eye to AI. Świat w czasie techno-rewolucji opublikowanego 17.11.2025.

2 godzin temu










