Choć w propagandzie PiS powtarzano mantrę o „najsilniejszej armii lądowej Europy”, fakty są bezlitosne: po ośmiu latach władzy Polska pozostawiła po sobie wojsko rozbite, bez spójnej doktryny, oparte na chaotycznych zakupach i uzależnione od sprzętu, który w sytuacji wojny może zostać odcięty od części zamiennych. Najbardziej niebezpieczne jest to, iż rząd Kaczyńskiego nie przygotował Polski do samodzielnej obrony — liczył na USA, które właśnie dryfują w stronę porozumienia z Rosją.
Zgodnie z oficjalnymi amerykańskimi dokumentami strategicznymi, Europa jest przeszkodą w budowaniu układu Waszyngton–Moskwa. To oznacza, iż Polska, jako państwo frontowe, może stać się przedmiotem targów. A PiS – wierząc w „dobre relacje” z trumpistami – kompletnie odpuścił rozwój własnych zdolności odstraszania.
Największym zaniedbaniem jest brak inwestycji w technologie dalekiego zasięgu — te, które realnie powstrzymują agresora.
Jeżeli nie możemy zagrozić zwrotnymi atakami Rosji, Kreml traktuje nas jak państwo, które można docisnąć, zaszantażować lub zaatakować. To dlatego każdy kraj nordycki inwestuje w zdolność zadania wrogowi strat nieakceptowalnych politycznie. Polska — pod rządami PiS — zamiast tego kupowała polityczne symbole propagandowe.
Dziś musimy w trybie alarmowym odbudować to, czego PiS nie zrobił. Własna produkcja systemów rakietowych, zdolność niszczenia infrastruktury agresora, uderzenia na głębokie zaplecze, realny program odstraszania. Dopiero wtedy będziemy partnerem, a nie petentem.
Rządy PiS wyrządziły bezpieczeństwu Polski gigantyczne szkody. Teraz płacimy cenę za ich naiwność wobec USA i serwilizm wobec Trumpa. Albo odbudujemy zdolności obronne natychmiast, albo za kilka lat ktoś potraktuje Polskę jako łatwy cel.

1 dzień temu










