MILCZENIE I DUMA…
Jeszcze nas będzie długo czerwona zaraza
Zakażała podstępnie na tysiąc sposobów
Nim się podniesiemy z kłamstwa i obłudy
Nim zaufamy bez reszty najwyższemu Bogu
Bo jeszcze wielokrotnie i przez długie lata
Wiatr będzie wydmuchiwał plewy z naszych sumień
Nim złote ziarna prawdy zostaną nam w sercach
Nim nas wolności obmyje czysty żywy strumień
Jeszcze niejednym krzyżem przywalą nas mściwie
Szydzić będą z Twej wolności rozpasanym tłumem
Bo niewielu twe milczenie potrafi zrozumieć
Milczenie – co wyrosło w narodową dumę…
CHCIAŁBYM …
Chciałbym byście wyrośli na tym co nas boli
Bez ran i bez lęku – bez obawy i trwogi
Bez tego skurczu serca co tłucze się ptakiem
Któremu przytroczono do kamienia nogi
Aby cień was nie straszył – dźwięki obcej mowy
Nie były dysonansem co harmonię targa
By z ufnością nadzieją pokojem i wiarą
Ojczyzna oraz miłość gościły na wargach
Chciałbym byście wrócili do źródeł Nadziei
I do domu Ojczyzny wolnej w bożym prawie
By wszyscy powrócili do domu z tęsknotą
I z wolności nigdy obcy nie szydził w Warszawie
OBY BÓG...
Oby Bóg nas wysłuchał nim zamkniemy oczy
Obyśmy przechylili tę wagę sumienia
Która podnosi Prawdę wysoko do góry
Z dna pogardy zniewolenia zdrady i milczenia
Oby Bóg nam pozwolił zobaczyć Ojczyznę
Jak powstanie z kolan z podniesionym czołem
Silna wiarą i prawem – wielka Dekalogiem
Złączona w imię wspólne serdecznym mozołem
Oby Bóg nas ocalił od nowej zarazy
Która sączy się jadu śmiertelnym strumieniem
I zakaża nasz Naród wirusem niemocy
Który niszczy w nas wiarę...pamięć i sumienie...
BĄDŹ DUMNY…
Będą cię włóczyć z krzykiem poprzez Europę
I nazwą pogardliwie polskim barbarzyńcą
Czujnie podnieś wysoko prawdę i ramiona
Bo ci słowa i ręce podstępnie wykręcą
Prawo masz zapisane dziejami narodu
Wsparte o Dekalog wiarę i sumienie
Bądź dumny i głośno stań w obronie Boga
Kłamcom przystoi przecież cisza i milczenie
Bo to ty stoisz wiernie po adekwatnej stronie
Kłamstwo tylko tchórzy i zdrajców niewoli
Bądź dumny i głośno stań w obronie domu
Bez lęku podnieś słowa cóż iż prawda boli…
JESZCZE…
Dzięki za tę bezsenność Wszechmogący Boże !
Dziękuję za niepokój co me serce trwoży
Jeszcze się we mnie tłucze ciężki kamień słowa
Nim się w strofę harmonią i wiarą ułoży
Nim nakryję głowę kapturem wieczoru
Zanim noc mnie pokona i zamknie powieki
Ćwiczę serce by było waleczne i mężne
Pod tarczą Twej obrony siły i opieki
Europa pełna pychy odrzuca Twe imię
Odrzuca Twoje prawo i Twe przykazania
Wielbi bożka mamony - sprzedała sumienie
I mówi o wolności pełnej zakłamania
BĘDZIEMY…
I znów przyjdzie groźne stado barbarzyńców
W szumie skrzydeł i huku aniołów ze stali
Ludzkie zwierzę usiądzie w atomowym schronie
Śmiercią będzie perfidnie szafować z oddali
Zamroczone pychą zapomni o Bogu
Póki świat mu się z trzaskiem nie zwali na głowę
I kamień krwią nasiąkły nie zadrży od lęku
I odzyska zapomnianą ludzką kiedyś mowę
Będziemy rozwiązywać krwawymi rękami
Ciasny węzeł nieszczęścia zaciśnięty w gniewie
A w popiele co sypnie prawdą w nasze oczy
Bóg nie będzie już bramą w krzyża świętym drzewie