Krzysztof mieszka w bloku od 15 lat. Miesiąc temu przyszedł list od zarządu wspólnoty – wymiana liczników wody i ciepła, termin za dwa tygodnie, udostępnić mieszkanie. Nie rozumiał czemu. Liczniki miał wymienione trzy lata temu, są w świetnym stanie, działają bez zarzutu. Po co kolejna wymiana? Dopiero na zebraniu wspólnoty dowiedział się prawdy – ma rok na dostosowanie do nowych przepisów, a jeżeli nie zdąży, może zapłacić 10 000 złotych kary. I to nie jest żart.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
Miliony Polaków nie wie, iż czas ucieka
Do 1 stycznia 2027 roku wszystkie wodomierze, ciepłomierze i podzielniki kosztów ogrzewania zainstalowane przed majem 2021 roku muszą zostać wymienione na urządzenia z funkcją zdalnego odczytu. To nie sugestia ani zalecenie – to twardy wymóg prawny wynikający z nowelizacji Prawa energetycznego.
W praktyce oznacza to rewolucję w milionach polskich mieszkań. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego około 6,8 miliona gospodarstw domowych już ma nowe liczniki – to zaledwie 36 procent wszystkich lokali w kraju. Pozostałe 64 procent? Muszą wymienić urządzenia w ciągu najbliższych 13 miesięcy. Albo zapłacą karę.
Problem w tym, iż większość mieszkańców w ogóle nie wie o nadchodzącym obowiązku. Nikt nie wysłał oficjalnego powiadomienia do wszystkich gospodarstw domowych. Nie było kampanii informacyjnej w mediach. Przepisy weszły cicho, a teraz zegar tyka coraz głośniej.
Jeszcze gorsze jest to, iż wielu właścicieli mieszkań nie ma pojęcia, czy ich liczniki wymagają wymiany. Urządzenie wisi na ścianie, wygląda identycznie jak inne nowoczesne liczniki, ma cyfrowy wyświetlacz. Jak sprawdzić, czy spełnia wymogi? Większość ludzi nie ma bladego pojęcia.
Jak rozpoznać licznik, który wymaga wymiany
Najprościej powiedzieć: jeżeli został zainstalowany przed 22 maja 2021 roku, prawie na pewno wymaga wymiany. Data montażu powinna być widoczna na obudowie urządzenia. Problem w tym, iż często jest zapisana w sposób nieczytelny albo znajduje się w miejscu, gdzie trzeba przyłożyć nos do licznika, żeby cokolwiek zobaczyć.
Liczniki z funkcją zdalnego odczytu można rozpoznać po kilku cechach. Mają cyfrowy wyświetlacz LCD, często z większą liczbą informacji niż tradycyjne urządzenia. Zwykle widnieje na nich oznaczenie LZO – Licznik Zdalnego Odczytu. Niektóre modele mają małą antenę lub symbol transmisji bezprzewodowej.
Ale uwaga – sam cyfrowy wyświetlacz to za mało. Istnieją elektroniczne liczniki, które nie mają funkcji zdalnego odczytu. Wyglądają nowocześnie, mierzą dokładnie, ale dane trzeba odczytać osobiście. Takie urządzenia również wymagają wymiany, mimo iż są relatywnie nowe.
Jeśli masz wątpliwości, najlepiej skontaktuj się bezpośrednio z administratorem budynku albo spółdzielnią mieszkaniową. Powinni mieć dokładne informacje, które mieszkania wymagają wymiany. W końcu to ich odpowiedzialność dopilnować, żeby do 2027 roku wszystko było zgodne z przepisami.
Kto odpowiada i kto płaci
To najważniejsze pytanie, które budzi najwięcej emocji. Formalnie obowiązek wymiany spoczywa na właścicielu lub zarządcy budynku wielolokalowego. Indywidualny właściciel mieszkania nie może sam zdecydować o wymianie – proces musi być skoordynowany dla całego budynku.
We wspólnotach mieszkaniowych decyzję podejmuje zarząd. W spółdzielniach – zarząd spółdzielni. W budynkach będących własnością TBS-ów czy innych podmiotów komunalnych – ich zarządy. Mieszkaniec nie ma wpływu na to, kiedy i jak wymiana się odbędzie. Może tylko czekać.
I płacić. Bo choć wymiana jest oficjalnie „bezpłatna dla mieszkańców”, koszty i tak wracają do właścicieli lokali. Tylko w ukrytej formie.
Administrator lub spółdzielnia zamawiają usługę wymiany, płacą wykonawcy, a potem rozliczają wydatek na wszystkich mieszkańców przez opłaty eksploatacyjne. Nie dostaniesz osobnej faktury za wymianę licznika. Po prostu twoje comiesięczne opłaty wzrosną o kilkadziesiąt złotych przez rok czy dwa, aż koszty zostaną pokryte.
Ile to kosztuje? W najprostszych przypadkach około 300 złotych na mieszkanie. Ale jeżeli masz więcej niż jeden pion wodny, złożoną instalację czy trudny dostęp do liczników – kwota może wzrosnąć do 500 złotych lub więcej. Pomnóż to przez liczbę mieszkań w bloku i wyjdzie, iż spółdzielnia wydaje dziesiątki, czasem setki tysięcy złotych na modernizację.
Kara nie zna litości
Ustawa jest w tym temacie bezwzględna. Brak odpowiednich liczników po 1 stycznia 2027 roku oznacza karę do 10 000 złotych. Nie ma tu mowy o ostrzeżeniach, upomnieniach czy okresach przejściowych. Przepis wchodzi z automatu.
Co więcej, w skrajnych przypadkach możliwe jest zastosowanie aresztu lub ograniczenia wolności. To brzmi absurdalnie – iść do więzienia za licznik wody? Teoretycznie przepis tak stanowi. Powstał w kontekście szerszych regulacji dotyczących efektywności energetycznej i implementacji dyrektyw unijnych, gdzie naruszenia traktuje się poważnie.
W praktyce oczywiście sądy raczej nie będą sadzać ludzi za brak elektronicznego wodomierza. Ale sama możliwość takiej kary pokazuje, jak restrykcyjnie ustawodawca podchodzi do tego obowiązku.
Kto konkretnie może dostać karę? Formalnie właściciel lub zarządca budynku. Ale jeżeli zarządca to spółdzielnia mieszkaniowa, kto ostatecznie poniesie koszt kary? Wszyscy członkowie przez podniesienie opłat. jeżeli zarządca to wspólnota mieszkaniowa, kto zapłaci? Właściciele lokali proporcjonalnie do swoich udziałów.
Tak naprawdę nie ma możliwości przerzucenia odpowiedzialności. System skonstruowano tak, żeby finalne koszty i tak spadły na mieszkańców. choćby jeżeli formalnie nie oni podejmują decyzje.
Zwolnień prawie nie ma
Teoretycznie ustawa przewiduje zwolnienia z obowiązku wymiany. Praktycznie są one bardzo rzadko stosowane.
Zwolniony jesteś, jeżeli już masz liczniki z funkcją zdalnego odczytu. Logiczne. Ale kłopot w tym, iż wielu ludzi nie wie, czy ich urządzenia spełniają wymogi. Kupili mieszkanie z licznikami, wyglądają nowocześnie, więc wszystko w porządku. A okazuje się, iż jednak nie.
Drugi przypadek zwolnienia dotyczy sytuacji, gdy wymiana byłaby ekonomicznie nieuzasadniona albo technicznie niewykonalna. Brzmi obiecująco, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Ekonomicznie nieuzasadniona oznacza, iż koszty montażu przewyższają potencjalne oszczędności z użytkowania urządzeń. Trzeba przeprowadzić szczegółową analizę kosztów i korzyści. Kto ją robi? Specjalista. Za ile? Kilkaset, czasem kilka tysięcy złotych. A urzędy bardzo restrykcyjnie interpretują takie analizy. choćby jeżeli ekspert stwierdzi, iż wymiana jest nieopłacalna, urząd może zakwestionować wnioski i żądać dostosowania do przepisów.
Technicznie niewykonalna to jeszcze trudniejszy przypadek. Dotyczy głównie bardzo starych budynków, gdzie instalacje są w takim stanie, iż montaż nowoczesnych urządzeń byłby niemożliwy bez generalnego remontu. Albo bardzo małych lokali, gdzie fizycznie brakuje miejsca na nowe liczniki. Ale takich sytuacji jest garstka.
Większość właścicieli mieszkań nie może liczyć na żadne zwolnienie. Wymiana dotyczy ich bezwzględnie.
Zalety, o których głośno mówią
Urzędnicy i producenci liczników podkreślają korzyści nowej technologii. I faktycznie – są one realne.
Największa zaleta to koniec z inkasentami. Nie musisz już umawiać się na odczyt, wpuszczać obcej osoby do mieszkania, być w domu w konkretnym terminie. Dane są odczytywane automatycznie i bezprzewodowo. Administrator otrzymuje informacje bez twojego udziału.
Druga korzyść to dokładniejsze rozliczenia. Tradycyjny odczyt polega na tym, iż człowiek przepisuje cyfry z licznika na kartkę. Może się pomylić, źle odczytać, zapisać w złym miejscu. Zdalny odczyt eliminuje te błędy. Dane trafiają bezpośrednio do systemu.
Trzecia zaleta to bieżące monitorowanie. W niektórych systemach możesz sprawdzić swoje zużycie w czasie rzeczywistym przez aplikację w telefonie. Widzisz, ile wody czy ciepła zużywasz każdego dnia. Możesz gwałtownie zauważyć nietypowe skoki – na przykład wyciek, o którym nie miałbyś pojęcia przez miesiące.
Według optymistycznych szacunków dzięki lepszej kontroli zużycia koszty mediów mogą spaść choćby o 10 procent. Ludzie stają się bardziej świadomi, oszczędniej korzystają z wody i ciepła, gdy widzą efekty w liczbach.
Dodatkowo system może automatycznie wykrywać awarie. Nagły wzrost zużycia? Administrator dostaje alert i może gwałtownie zareagować. To oszczędza pieniądze i zapobiega większym szkodom.
Wady, o których mówi się szeptem
Ale są też ciemne strony nowej technologii, o których nikt głośno nie krzyczy.
Po pierwsze – koszt. 300-500 złotych na mieszkanie to nie są grosze. Dla emeryta z minimalną emeryturą to wydatek na poziomie miesięcznych rachunków za media. Rozłożony na raty łatwiej to przełknąć, ale i tak trzeba zapłacić.
Po drugie – awaryjność. Mechaniczny licznik był prosty. Woda płynęła, kręciła mechanizmem, licznik pokazywał zużycie. Mógł działać bez problemów 20, 30 lat. Elektroniczny licznik ma delikatną elektronikę, baterie, moduł transmisji. Może się zepsuć z powodu przepięcia, wilgoci, wyczerpania baterii. Naprawa kosztuje więcej i jest bardziej skomplikowana.
Po trzecie – baterie. Wiele liczników z funkcją zdalnego odczytu działa na bateriach. Po kilku latach bateria się kończy i trzeba ją wymienić. Kto to robi? Serwis. Za ile? Kolejne koszty dla mieszkańców.
Po czwarte – prywatność. Elektroniczny licznik transmituje dane o twoim zużyciu wody i ciepła. Teoretycznie tylko do systemu administratora budynku. Ale każda transmisja danych rodzi pytania o bezpieczeństwo i możliwość nadużyć. Producenci zapewniają, iż systemy są bezpieczne. Ale czy na pewno?
Po piąte – możliwość manipulacji. Ironicznie, choć liczniki z funkcją zdalnego odczytu mają chronić przed oszustwami, otwierają też nowe drogi dla nieuczciwych działań. Hakerzy mogą próbować ingerować w transmisję danych. Błędy systemu mogą prowadzić do fałszywych odczytów. To rzadkie przypadki, ale istnieją.
Co zrobić, żeby nie wylądować w tarapatach
Jeśli mieszkasz w budynku wielorodzinnym, działaj natychmiast. Nie czekaj, aż zarząd sam się obudzi.
Sprawdź status swoich liczników. Wejdź na strony producenta, zadzwoń do administratora, poproś o informację na piśmie. Upewnij się, czy twoje urządzenia wymagają wymiany, czy już są zgodne z przepisami.
Jeśli wymagają wymiany – naciskaj na zarząd, żeby ruszył z tematem. Im później zacznie, tym większa szansa, iż firmy instalacyjne będą miały pełne terminy i ceny pójdą w górę. Jesienią 2026 roku, gdy wszyscy w panice będą szukać wykonawców, koszt może być dwukrotnie wyższy niż teraz.
Żądaj transparentności kosztów. Zarząd musi przedstawić szczegółowy kosztorys, wyjaśnić, ile dokładnie zapłacisz i przez jaki okres. Masz prawo wiedzieć, dokąd idą twoje pieniądze.
Jeśli jesteś członkiem zarządu wspólnoty – jak najszybciej zwołaj zebranie i podejmij uchwałę o wymianie. Im dłużej zwlekasz, tym gorzej dla wszystkich. Odpowiedzialność spoczywa na tobie, a mieszkańcy będą rozliczać cię z opóźnień.
Przygotuj się finansowo. choćby jeżeli wydatek zostanie rozłożony na raty, suma musi w końcu zostać zapłacona. Lepiej mieć świadomość nadchodzącego kosztu i zaplanować budżet z wyprzedzeniem.
Nie licz na to, iż przepisy się zmienią albo termin zostanie przesunięty. Takie spekulacje krążą w internecie od miesięcy. Ministerstwo nie dało żadnych sygnałów, iż zamierza modyfikować ustawę. 1 stycznia 2027 roku to twarda data.
Mieszkaniec płaci, mieszkaniec nie decyduje
Najbardziej frustrujące w całej tej sytuacji jest to, iż system odbiera ci kontrolę nad własnym mieszkaniem. Nie możesz sam wymienić licznika, choćby jeżeli chcesz i masz pieniądze. Musisz czekać na decyzję zarządu, który może działać sprawnie albo zwlekać miesiącami.
A jeżeli zarząd źle zarządza procesem, podpisuje drogie kontrakty, wybiera nieodpowiedniego wykonawcę – kto poniesie konsekwencje? Ty. Przez wyższe opłaty eksploatacyjne.
Jeśli zarząd w ogóle nie zrobi wymiany do terminu – kto zapłaci karę? Formalnie zarząd. Praktycznie mieszkańcy, bo kara zostanie rozliczona na wszystkich.
To klasyczny przykład regulacji, która na papierze ma zwiększyć efektywność energetyczną, a w praktyce staje się kolejnym obciążeniem dla zwykłych ludzi. Zwłaszcza dla tych o niskich dochodach – emerytów, rodzin wielodzietnych, osób na zasiłkach.
Dla kogoś z pensją 8000 złotych dodatkowe 300 złotych to drobny wydatek. Dla emeryta z najniższą emeryturą to prawie połowa miesięcznego budżetu na jedzenie. Ustawa nie przewiduje żadnych ulg, dopłat ani pomocy dla najuboższych. Wszyscy płacą równo.
Rok do końca, miliony mieszkań do wymiany
Do 1 stycznia 2027 roku zostało niecałe 13 miesięcy. jeżeli zakładamy, iż 64 procent gospodarstw domowych wciąż wymaga wymiany, mówimy o ponad 8 milionach lokali. To gigantyczne wyzwanie logistyczne.
Firmy instalacyjne już teraz mają pełne grafiki. Im bliżej terminu, tym dłuższe kolejki i wyższe ceny. Kto zacznie wymianę wiosną 2026 roku, jeszcze będzie miał względną wygodę wyboru wykonawcy i negocjacji cen. Kto zostawi to na jesień – wyląduje w chaosie.
A co z tymi, którzy w ogóle nie zdążą? Według ekspertów może dojść do sytuacji, w której tysiące budynków przekroczy termin. Co wtedy? Masowe kary? Paraliż systemu?
Ministerstwo milczy. Samorządy apelują o wsparcie. Mieszkańcy w większości choćby nie wiedzą, iż problem istnieje.
Jedno jest pewne – 1 stycznia 2027 roku przepisy wchodzą w życie. Nikt nie będzie pytał o trudną sytuację finansową, problemy organizacyjne czy brak wiedzy. Albo masz odpowiednie liczniki, albo płacisz karę. Prawo nie zna litości.

1 godzina temu














