Miejska farma we Wrocławiu – co udało się osiągnąć po pierwszym sezonie?

20 godzin temu
Zdjęcie: miejska farma


We Wrocławiu miejska farma przestała być jedynie wizją z unijnych folderów, a stała się żywym organizmem, który rośnie, reaguje i uczy. To przedsięwzięcie łączy gruntowe uprawy warzyw z edukacją, aktywizacją zawodową i adaptacją do zmiany klimatu, a przy tym testuje, na ile realna jest produkcja żywności w sercu miasta. Jak rodzi się taka inicjatywa? Co oznacza w praktyce miejski system żywnościowy? I czy można go zbudować w oparciu o współpracę z wieloma interesariuszami? Na pytania Agnieszki Hobot odpowiada Katarzyna Sokołowska z Departamentu Strategii i Zrównoważonego Rozwoju Urzędu Miejskiego Wrocławia.

Agnieszka Hobot: Skąd pomysł na stworzenie miejskiej farmy w strukturach uczelni i miasta – jakie potrzeby środowiskowe, społeczne lub systemowe zidentyfikowano jako najpilniejsze?

Katarzyna Sokołowska: W Departamencie Strategii i Zrównoważonego Rozwoju UMW już kilka lat temu realizowaliśmy projekty środowiskowe związane z żywnością. Jednym z pierwszych był rozpoczęty w 2020 r. i finansowany ze środków unijnych FOODSHIFT. Umożliwił on nam budowanie ogrodów owocowo-warzywnych przy szkołach i przedszkolach.

Kolejny projekt – BioCanteens 2 – pokazał na przykładzie francuskiego miasta Mouans-Sartoux, iż można pójść krok dalej i zakładać nie tylko ogrody, ale także farmy – uprawiać warzywa na większym areale i wykorzystywać je w szkolnych kuchniach. Myślenie o wdrożeniu podobnego rozwiązania we Wrocławiu niejako przypieczętowało podpisanie w 2022 r. Paktu Mediolańskiego, czyli deklaracji troski o lokalny system żywnościowy od momentu jej wyprodukowania do chwili spożycia przez człowieka.

Oczywiste jest, iż miasto nie może spełnić tej deklaracji, działając w pojedynkę. Budowanie zrównoważonego systemu żywnościowego wymaga bowiem zaangażowania wszystkich jego interesariuszy. Dlatego też w kolejnych krokach podjęliśmy się zdefiniowania naszych zasobów oraz mocnych i słabych stron oraz rozpoczęliśmy poszukiwania partnerów do sukcesywnego wdrażania tej deklaracji w życie.

Jednym z nich był Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu, z którym bardzo gwałtownie złapaliśmy punkty wspólne i podpisaliśmy umowę o współpracy. Uczelnia posiada w swych zasobach nie tylko zaplecze merytoryczne (specjalistów, naukowców), ale także zasoby gruntowe i sprzętowe (tereny Stacji Badawczo-Dydaktycznych oraz ich wyposażenie), co było decydującym czynnikiem umożliwiającym tak szybkie przejście od koncepcji Miejskiej Farmy Wrocław do jej realizacji.

Zarówno miastu, jak i uczelni zależy na realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju, adaptacji do zmiany klimatu, ograniczaniu emisji zanieczyszczeń, promowaniu zrównoważonego rolnictwa oraz edukacji w tym zakresie, a także działaniu na rzecz społeczności lokalnej wraz z sukcesywnym zwiększaniem jej bezpieczeństwa żywnościowego. To wszystko stanowi podstawę naszej współpracy i to wszystko możemy osiągnąć w ramach jednego projektu – Miejskiej Farmy Wrocław.

zdj. Urząd Miejski Wrocławia

A.H.: Wrocław od lat mierzy się z wyzwaniami hydrologicznymi – od urbanizacji po lokalne niedobory wody. Na ile Miejska Farma została zaprojektowana jako element adaptacji miasta do tych realiów?

K.S.: Miejska Farma Wrocław to dynamiczny projekt – nie mówimy o czymś, co zostało dokładnie przygotowane, wdrożone i w tej chwili po prostu działa zgodnie z założeniami teoretycznymi. My przez cały czas dopracowujemy jej docelowy kształt, ale robimy to w praktyce. Wdrożyliśmy podstawowe założenia po to, by móc codziennie obserwować na tzw. „żywym organizmie”, co się sprawdza, a co wymaga optymalizacji.

Niektóre zmiany jesteśmy w stanie wprowadzać na bieżąco, inne będą wymagały więcej czasu i np. pozyskania dodatkowych funduszy. Myślimy o tym projekcie w perspektywie długofalowej i chcemy dążyć do możliwie największej komplementarności, zrównoważenia i samowystarczalności tego modelu. Jednak wiemy, iż będzie wymagało to czasu i funduszy. Tak jest m.in. w aspekcie przygotowania farmy na wyzwania hydrologiczne. Będą nimi, ponieważ w przypadku Miejskiej Farmy Wrocław mówimy o uprawach gruntowych, a nie np. wertykalnych czy hydroponicznych (gdzie woda krąży w tzw. obiegu zamkniętym). W dodatku uprawy w granicach miasta zawsze są trudniejsze – choćby z uwagi na wysoko zurbanizowane sąsiedztwo.

Z rozmów ze specjalistami w tym obszarze – przede wszystkim z koordynatorką naszego projektu po stronie Uniwersytetu panią Bogusławą Bronowicką – wiemy, iż istnieje wiele różnych form przygotowywania się na te wyzwania, jak np. budowanie podziemnych zbiorników retencyjnych czy stosowanie różnego rodzaju minerałów (np. serpentynitu czy bazaltu), które dzięki swojej porowatej strukturze pochłaniają wodę, by uwolnić ją do otoczenia w suchszych okresach.

To, co wdrożyliśmy w pierwszym sezonie funkcjonowania Miejskiej Farmy Wrocław (pamiętajmy, iż projekt, o którym rozmawiamy, jest bardzo młody, mamy za sobą zaledwie pierwszy, testowy sezon upraw), to ściółkowanie (folią biodegradowalną i słomą), które zmniejsza parowanie, czy dostarczanie obornika lub kompostu dla zwiększenia pojemności wodnej gleby. Duże inwestycje w ograniczenie zużycia wody wodociągowej na farmie jeszcze przed nami. Ważne, iż na obecnym etapie jesteśmy ich świadomi, monitorujemy skalę wyzwania i poszukujemy funduszy zewnętrznych na rozwój.

A.H.: Czy infrastruktura farmy – nawadnianie, wybór upraw, zabiegi agrotechniczne – uwzględnia gospodarkę wodną jako parametr krytyczny? Jakie konkretne rozwiązania zostały wdrożone, by zminimalizować wpływ suszy na efekt końcowy?

K.S.: Tak jak wspomniałam wcześniej, w mojej ocenie gospodarka wodna jest zawsze jednym z parametrów krytycznych, gdy mówimy o uprawach gruntowych (zwłaszcza biorąc pod uwagę coraz częstsze susze w naszym regionie). Wszystkie wskazane elementy infrastruktury są istotne – w pierwszym sezonie upraw postawiliśmy przede wszystkim na ściółkowanie oraz dostarczanie obornika.

W przypadku gruntowej uprawy warzyw nie obejdzie się niestety bez podlewania wodą z wodociągów. Robimy to zawsze z samego rana, aby zminimalizować parowanie. Już pierwszy sezon pokazał, iż jeżeli chcemy dążyć do maksymalnego zrównoważenia modelu funkcjonowania farmy, konieczne będzie wdrożenie dodatkowych rozwiązań hydrologicznych, jednak – tak jak wspominałam – to dopiero przed nami.

A.H.: Czy doświadczenia z pierwszego roku funkcjonowania farmy potwierdzają, iż produkcja żywności w warunkach miejskich może być stabilna i przewidywalna – także w kontekście zmian klimatycznych czy problemów z łańcuchami dostaw?

K.S.: Biorąc pod uwagę krótki czas istnienia Miejskiej Farmy Wrocław – zbyt krótki, by traktować coś jako pewnik – odpowiem, iż doświadczenia z pierwszego roku jej funkcjonowania dają na to spore nadzieje. Pierwsze dane pokazują, iż 2,5 ha gruntu wystarczyło na pełne zaspokojenie potrzeb 16 placówek Wrocławskiego Zespołu Żłobków w zakresie zaopatrywania ich w buraki, ziemniaki, dynie i cukinie przez 6 miesięcy (plony dostarczane były od lipca do grudnia). Każdego dnia z tych warzyw powstawały posiłki dla ponad 2,5 tys. dzieci. Plonów mieliśmy na tyle dużo, iż mogliśmy przekazać je do miejskich DPS-ów, w których gotuje się dla ponad 800 osób, a także przygotować dodatkowe 3,5 tys. posiłków dla innych, potrzebujących mieszkańców naszego miasta (m.in. samotnych seniorów).

Oczywiście musi minąć kilka sezonów, by kompleksowo i miarodajnie ocenić sytuację, ale już teraz – z pełną odpowiedzialnością – mogę powiedzieć, iż w rozwoju miejskich farm drzemie ogromny potencjał, który pozwala nie tylko dostarczać wysokiej jakości warzywa do miejskich/publicznych jednostek, ale także (przy dobrze przemyślanym modelu; jak w przypadku naszej farmy):

  • aktywizować długotrwale bezrobotnych mieszkańców (w pierwszym sezonie aż 20 osób zdobywało na farmie kompetencje w zawodzie ogrodnika, a 4 z nich znalazły na niej stałe zatrudnienie);
  • skracać łańcuchy dostaw (w sezonie byliśmy w stanie dostarczać warzywa do odbiorców choćby dzień czy dwa po zbiorze);
  • ograniczać zanieczyszczenia (i to nie tylko dzięki zrównoważonym metodom produkcji, ale także dzięki wykorzystaniu elektrycznego transportu; zaoszczędziliśmy w ten sposób ok. 570 kg CO2).

Uprawa gruntowa nigdy nie będzie w pełni stabilna i przewidywalna, chociażby ze względu na pogodę. Jednak jesteśmy w stanie przygotować się na takie sytuacje (np. zapewniając alternatywne źródło dostaw dla miejskich jednostek), a w mojej ocenie dużo większą stratą byłoby niewykorzystywanie i nierozwijanie takiego potencjału.

zdj. Urząd Miejski Wrocławia

A.H.: W jaki sposób doświadczenia z farmy – w tym podejście do racjonalnego gospodarowania wodą – mogą zostać wykorzystane przez inne miasta lub instytucje publiczne? Czy projekt zawiera komponent doradczo-ekspercki dla zainteresowanych replikacją?

K.S.: Jak najbardziej, chętnie dzielimy się wiedzą i naszym doświadczeniem praktycznym z innymi. Zwłaszcza, iż jesteśmy pierwszym miastem w Polsce, a i najprawdopodobniej w Europie, które uruchomiło miejską farmę, uwzględniającą jednoczesną realizację programu aktywizacji społeczno-zawodowej oraz dostarczanie plonów do miejskich jednostek. Wiemy, jak duże to wyzwanie i chętnie ułatwimy wdrażanie podobnych rozwiązań w swoich miastach. Tylko w pierwszym sezonie gościliśmy zainteresowanych m.in. z Warszawy, Krakowa, Gdańska, Nysy i Rawicza. W tym roku mamy za sobą już dwie wizyty studyjne dla grup z instytucji i sieci europejskich, a w planach są kolejne.

A.H.: Jeśli miałaby Pani wskazać jedną, najważniejszą lekcję płynącą z pierwszego sezonu działania farmy, co by to było?

K.S.: Zdecydowanie byłaby to lekcja współpracy – im więcej osób i jednostek zaangażowanych w taki projekt, tym trudniej nim zarządzać, ale też łatwiej osiągać zakładane rezultaty. Nie zbudujemy ważnych, systemowych zmian w pojedynkę. A już na pewno nie zbudujemy w ten sposób zrównoważonego miasta ani systemu żywnościowego. Musimy ze sobą współpracować. Taka synergia pozwala w ramach jednego działania osiągać korzyści na naprawdę wielu polach, do czego serdecznie wszystkich zachęcam.

zdj. główne: Urząd Miejski Wrocławia

Idź do oryginalnego materiału