Wystąpienie Adama Michnika w rozmowie z Dorotą Wysocką-Schnepf było jednym z nielicznych momentów, w których w polskiej debacie publicznej wybrzmiała w pełni szczera, brutalnie precyzyjna diagnoza stanu państwa. Bez udawania symetrii, bez łagodzenia tonu, bez wygładzania krawędzi. I trzeba to powiedzieć wprost: w każdym kluczowym elemencie Michnik ma rację.
Jego słowa o Zbigniewie Ziobrze – „Smierdiakow polskiej polityki”, „bękart dwóch demagogii” – nie są przesadą stylistyczną, ale trafną metaforą tego, jak przez lata budowano w Polsce model władzy cynicznej, pozbawionej hamulców i czerpiącej inspiracje zarówno z autorytarnej prawicy, jak i z bolszewickiego rozumienia państwowości. Gdy Michnik mówi, iż te dwie narracje zlały się w jednym polityku, brzmi to ostro tylko dla tych, którzy nie chcą zobaczyć rzeczywistości. Bo fakty mówią same za siebie: podporządkowanie sądów, instrumentalizacja prawa, polityka strachu, napastliwość wobec mniejszości, obsesja wroga wewnętrznego – to repertuar, który nie ma nic wspólnego z demokratycznym konserwatyzmem.
Dlatego jego diagnoza nie jest „kontrowersyjna”. Jest konieczna.
Michnik trafnie wskazał również, iż język i metoda działania polityków PiS mają korzenie w historycznych wzorcach demagogii. „Technika polega na tym, iż się przerywa, wrzeszczy, powtarza, iż Tusk wszystkiemu winien” – mówił. Ten opis nie jest hiperbolą; to codzienność polskiego życia publicznego, w którym krzyk zastępuje argument, a agresja ma osłabić instytucje, nie przeciwnika.
W pełni podzielić trzeba też jego ocenę: „To jest, niestety, skrajne skrzydło obozu populistycznego nihilizmu, głęboko antydemokratycznego”. Słowa mocne, ale dokładnie oddające istotę problemu. Nie chodzi o różnice programowe, ale o to, iż część klasy politycznej traktuje demokrację wyłącznie jako dekorację – coś, co ma być, dopóki nie przeszkadza w sprawowaniu władzy. To Michnik rozpoznaje bezbłędnie.
Jedną z najbardziej przenikliwych uwag publicysty była analiza emocjonalnego zaplecza PiS. „PiS odpowiada na pewien typ potrzeb emocjonalnych i kulturalnych części społeczeństwa lepiej niż obóz demokratyczny” – zauważył. To nie jest usprawiedliwienie tego elektoratu, ale element niezbędnej diagnozy. jeżeli obóz demokratyczny chce realnie odbudować państwo, musi zrozumieć źródła tych emocji: lęk, poczucie wykluczenia, potrzebę silnej ręki. Michnik nie lekceważy wyborców – krytykuje tych, którzy cynicznie eksploatują ich niepokoje. I to jedna z jego najważniejszych przewag nad większością komentatorów.
Gdy zaś mówi o „miksie faszyzmu z bolszewizmem”, nie jest to retoryczna przesada. To opis mentalności, która jednocześnie nienawidzi liberalizmu i gardzi pluralizmem, a jednocześnie chętnie korzysta z aparatu państwowego jako narzędzia represji. Zestawienie ostre, ale trudno o lepsze, skoro partia rządząca przez lata stosowała praktyki tak zróżnicowane jak: atak na niezależność sądów, propagandowy monolog w mediach publicznych czy obsesyjne poszukiwanie „zdrajców”.
Warto także podkreślić, iż Michnik nie poprzestaje na krytyce. Pokazuje jasną stronę państwa: „Pan minister Żurek, a przedtem pan minister Bodnar pokazali, iż można zatrzymać PiS. I chwała im za to. To jest ta uczciwa twarz Polski”. To nie jest kurtuazja – to zasłużone uznanie dla tych, którzy w czasach nacisku potrafili pozostać wierni zasadom państwa prawa.
Dzisiejsza rozmowa Michnika z Wysocką-Schnepf nie była więc żadnym „skandalem”, ale potrzebnym wybuchem prawdy. W świecie, w którym tyle energii poświęca się na rozmywanie odpowiedzialności, jego głos brzmi jak sygnał alarmu. I trzeba go słuchać, bo jeżeli polska demokracja ma zostać odbudowana, to jej fundamentem musi być uczciwe nazwanie rzeczy po imieniu.

1 tydzień temu













