Michalik: Kosiniakowi-Kamyszowi bycie wicepremierem pomyliło się z byciem panem na folwarku

2 dni temu
Zdjęcie: Eliza Michalik stanowczo podsumowuje Władysława Kosiniaka-Kamysza. Fot. Tadeusz Wypych/REPORTER


Blokując związki partnerskie Kosiniak-Kamysz nie rozumie jednego, tego samego, czego zresztą nie rozumie też Hołownia, politycy PiS i Konfederacji: iż jego osobiste poglądy życie, religia czy osobista moralność nie mogą dyktować innym, jak żyć.


I nie są żadnym argumentem w dyskusji o tym, co reszta ludzkości ma robić ze swoim życiem.

Prosiłam już kiedyś, żeby wszyscy ci świętoszkowaci, kościółkowi politycy nauczyli się na pamięć, iż ich religia i poglądy zabraniają lub nakazują rzeczy im, a nie nam, ale najwyraźniej nie odrobili lekcji.

Kosiniakowi-Kamyszowi bycie wicepremierem, a Hołowni bycie marszałkiem Sejmu, pomyliło się ewidentnie z byciem panami na folwarku. Czas jednak obudzić ich z tego snu ekonoma, od którego humoru zależy życie, także erotyczne pańszczyźnianych chłopów. XVI wiek minął, jak z bicza strzelił i szkoda, iż dziś, w XXI, panowie wciąż nie zrozumieli, o co chodzi w tej całej demokracji.

Nie pojmują, iż nie są królami Polski, ani choćby serc i sumień, tylko wynajętymi urzędnikami, którzy mają wymyślić jak uczynić nasze życie lepszym, łatwiejszym i sensowniej zorganizowanym. I wyłącznie do tego sprowadza się ich rola.

Nie pojmują, iż w dyskusji o tym, czy zalegalizować związki partnerskie liczy się tylko to, czy Polacy ich chcą, czy ułatwią i uproszczą ludziom życie, czy są zgodne z normami cywilizacyjnymi oraz z prawem. I jeżeli odpowiedź na wszystkie te pytania jest twierdząca, to ich zadanie jako polityków sprowadza się do jednego: zastanowić się nie "czy", ale "jak" najszybciej wprowadzić związki partnerskie.


A jeżeli – na co wskazują ich coraz bardziej pokrętne wypowiedzi – brak obu panom szacunku do obywateli i wyborców, to niech rozpiszą referendum, Polacy chętnie wypowiedzą się we własnej sprawie. Hołownia najpierw powiedział, iż poprze związki partnerskie, a teraz wycofuje się tego rakiem, tłumacząc, iż to jak zagłosuje, zależy od przepisów dotyczących przysposobienia dzieci, jakie znajdą się w ustawie.

Osobiście sądzę, iż o przysposobieniu dzieci lub nie przez ich partnera powinien decydować rodzic dziecka, a nie polityk. Dziwne, iż marszałek Sejmu i wicepremier nie podzielają tej opinii.

Wszystkie rozwiązania prawne o charakterze obyczajowym nie leżą w gestii polityków, tylko społeczeństwa. To my jesteśmy narodem i my decydujemy, według jakich norm i wartości chcemy żyć – politycy mają tylko to zapisać w ustawach. Jest zresztą sporo hipokryzji w tym, żeby rozwodnik Kosiniak-Kamysz pouczał ludzi na temat tradycji – choć choćby gdyby rozwodnikiem nie był, to jego pouczenia mało kogo interesują.

Połajanki, pouczenia i wykłady o religii i etyce od ludzi niemających kwalifikacji do ich wygłaszania pokazują zresztą tylko jedno: ich brak kwalifikacji do służby publicznej i kompletną nieumiejętność komunikowania się z Polkami i Polakami.

Tak się krygują, bo myślą o potencjalnej przyszłej koalicji z PiS?


We wszystkich wypowiedziach Kosiniaka-Kamysza i Hołowni na temat związków partnerskich i w ogóle, wszystkich kwestii obyczajowych jest zresztą, podobnie jak w wypowiedziach innych prawicowych polityków, dużo przemocy.

Ciekawa jestem czy są tego świadomi. Czy świta im czasem w ich patriarchalnych głowach choćby cień przypuszczenia, iż należy z szacunkiem wysłuchać zdania innego człowieka o tym, jak ten człowiek zamierza i chce żyć? Czy kiedykolwiek przyszło im na myśl, iż w kwestii kto ma adoptować czyje dziecko i kto z kim, na jakich zasadach ma się kochać i prowadzić wspólne gospodarstwo domowe, to nie jest ich sprawa, tylko sprawa samych zainteresowanych?

Że wszystko, co powinien zrobić w tej sprawie polityk to ułatwiać i nie przeszkadzać?


Podejrzewam oczywiście, iż i lider PSL i Polski 2050 tak się krygują, bo myślą o potencjalnej przyszłej koalicji z PiS. Szokujące, iż są w stanie dla swoich karier poświęcić dobro milionów ludzi.

To jest dopiero kupczenie ludzkim życiem! Nie mówiąc o zdrowiu fizycznym i psychicznym.

Samo to dowodzi braku kwalifikacji na stanowiska polityczne, bo co jak co, ale polityka, choć to niepiękny zawód, pozostaje wciąż jeszcze służbą publiczną, przynajmniej dla tych, którzy mienią się być politykami demokratycznymi.

Idź do oryginalnego materiału