Merz stworzy w RFN silny rząd, zdolny do negocjacji z Trumpem. A w Polsce – Tusk…

1 miesiąc temu

Olaf Scholz to polityczny żywy-trup. Szef CDU Friedrich Merz, finansista z dobrymi kontaktami w USA, może uważać się za „kanclerza-elekta”. Merz stworzy w Niemczech mocny, stabilny rząd, zdolny do poważnych negocjacji z Waszyngtonem Trumpa. W Polsce będzie tymczasem rządzić Donald Tusk…

Upadek Scholza

W środę 6 listopada kanclerz Niemiec Olaf Scholz zdymisjonował ministra finansów, Christiana Lindnera. To koniec koalicji rządowej w RFN, tzw. sygnalizacji świetlnej od kolorów trzech formacji – czerwieni SPD Scholza, Zielonych i żółci liberałów FDP Lindnera. Przez najbliższe tygodnie będzie funkcjonować za Odrą rząd mniejszościowy. W gruncie rzeczy trudno nazywać go w ogóle „rządem”, bo rządzić nie będzie. Wszystkie partie odmawiają współpracy z koalicją SPD-Zieloni, bo chcą jak najszybszych wyborów. Scholz zapowiedział, iż złoży wniosek o wotum zaufania dopiero 15 stycznia, a to oznacza, iż wybory odbędą się w marcu. Inne partie są z tego niezadowolone, dlatego będą starać się wymusić na kanclerzu szybsze decyzje.

Wiadomo zresztą, iż Scholz to polityczny żywy trup. Wszyscy, którzy chcą załatwić z Niemcami coś obliczonego na dłuższą perspektywę niż tylko najbliższe tygodnie, muszą rozmawiać z Friedriechem Merzem z CDU. Według obecnych sondaży chadecja może liczyć na 34 proc. głosów, a to oznacza, iż zdecydowanie zwycięży w wyborach i obejmie władzę. Jest prawdopodobne, iż w dniu wyborów wynik CDU/CSU będzie choćby jeszcze lepszy, bo Niemcy będą mieć dość przedłużającego się spektaklu słabości Scholza i dążąc do ustabilizowania spraw w kraju chętniej przekażą poparcie najmocniejszej formacji, czyli chadekom. Pewne zwycięstwo CDU/CSU oznacza, iż Friedriech Merz, doświadczony finansista z dobrymi kontaktami w USA, może uważać się już za sui generis kanclerza-elekta.

Z kim Merz utworzy koalicję?

CDU/CSU nie będzie w stanie rządzić sama. Biorąc pod uwagę obecne sondaże, istnieje tylko niewielka szansa na to, iż chadecja utworzy preferowany rząd koalicyjny z liberalną FDP. Partia Christiana Lindnera balansuje w tej chwili na granicy progu wyborczego; o ile w ogóle wejdzie do Bundestagu, prawdopodobnie wprowadzi zbyt mało deputowanych, by stanowić dla CDU/CSU wystarczające wsparcie. Teoretycznie rzecz biorąc najciekawszym rozwiązaniem byłaby koalicja CDU/CSU-AfD. Przy dobrym wyniku obu stron mogłaby dać choćby większość 2/3. Biorąc pod uwagę wolnorynkowe i konserwatywne zapatrywania obu ugrupowań mogłoby to pozwolić na przeprowadzenie autentycznej naprawy kraju. Chadecja z przyczyn ideologicznych odrzuca jednak współpracę z Alternatywą dla Niemiec. Twierdzi, iż AfD jest ugrupowaniem, które podważa porządek demokratyczny. W dużej mierze problemem dla CDU może być jednak nie ideologia, ale polityka zagraniczna. Alternatywa jest niechętna Stanom Zjednoczonym i krytykuje na przykład wojskową obecność USA w Niemczech. Dla CDU, silnie powiązanej z Waszyngtonem, jest to tymczasem temat tabu.

Bardziej prawdopodobna jest zatem koalicja z którymś z mniejszych ugrupowań lewicowych, SPD albo Zielonymi. CDU/CSU będzie najpewniej mogła stworzyć rząd z każdą z tych formacji. Friedrich Merz deklaruje otwartość na rozmowy z obiema partiami, ale bawarska CSU wyklucza koalicję z Zielonymi. Stąd wydaje się, iż większe szanse na powstanie ma rząd CDU/CSU-SPD, a więc zbudowanie tak zwanej „wielkiej koalicji” – tak określa się koalicję właśnie tych formacji z racji na to, iż przez dziesięciolecia pozostawały głównymi partiami w Niemczech. Dzisiaj SPD jest tak słabe, iż nazwa „wielka koalicja” byłaby już tylko historyczna. Z drugiej strony koalicja CDU-Zieloni działa już na poziomie lokalnym, na przykład w kluczowym landzie jakim jest Nadrenia Północna-Westfalia. Również w Austrii od lat rządzi koalicja chadeków z ÖVP z Zielonymi. Taki wariant w Niemczech jest więc również możliwy; wiele zależy od konkretnego wyniku wyborów i przebiegu późniejszych negocjacji.

Silny rząd Merza, a w Polsce… Tusk

Tak czy inaczej, już za kilka miesięcy kanclerzem zostanie Friedrich Merz. Jego rząd będzie silny: jeden partner koalicyjny, wyraźnie słabszy, w dodatku taki, którego w razie trudności można łatwo zmienić. To oznacza, iż do roku 2029 – a zatem przez całą kadencję Donalda Trumpa – w Niemczech będzie funkcjonować stabilny rząd, nastawiony dość wolnorynkowo, z dobrymi kontaktami w USA.

Dla Polski oznacza to wyłącznie problemy. Amerykanie tradycyjnie chętniej dogadują się z Berlinem niż z Warszawą, co jest efektem oczywistej różnicy potencjałów. W rządzie Friedriecha Merza znajdą wiarygodnego i poważnego partnera. W Polsce funkcjonuje tymczasem dość chwiejna koalicja z premierem na czele, który Donalda Trumpa wielokrotnie obrażał. Polityką zagraniczną kieruje człowiek, który zachowywał się podobnie, a którego żona obrzucała amerykańskiego prezydenta najgorszymi inwektywami. Koalicja Obywatelska sama jest zresztą zorientowana na Berlin. Z perspektywy Waszyngtonu nie będzie zatem w Polsce u władzy żadnego poważnego polityka – bo choć za takiego można byłoby uznać Andrzeja Dudę, jego kadencja właśnie się kończy. Można byłoby argumentować, iż to wszystko nie ma znaczenia, bo w polityce liczą się twarde interesy i Trump będzie współpracować z każdym, choćby o ile to Tusk i Sikorski. W przypadku tak egocentrycznego człowieka jak nowy-stary prezydent USA jest to jednak argument nieco słabszy, a poza tym – polityka nie jest grą w szachy, gdzie po obu stronach występują maszyny AI. W polityce liczą się ludzie. W obecnym układzie politycznym w Polsce nie wygląda to niestety dobrze.

Paweł Chmielewski

Idź do oryginalnego materiału