Choć Ursula von der Leyen jest partyjną koleżanką Friedricha Merza, to niemiecki kanclerz na każdym kroku daje do zrozumienia, iż nie zamierza dawać jej Komisji Europejskiej taryfy ulgowej, a wręcz przeciwnie – postawa Berlina może być solą w oku dla KE.
W dniu, w którym Komisja Europejska przedstawiła projekt nowego unijnego budżetu, około wpół do dziesiątej wieczorem w skrzynkach mailowych berlińskich korespondentów politycznych pojawił się pewien komunikat.
Dokładnie w 100 słowach główny rzecznik niemieckiego rządu Stefan Kornelius ostro skrytykował wart niemal 2 bln euro projekt. Chodzi konkretnie o wielkość proponowanego budżetu,
Plan zwiększenia długoterminowego budżetu o niemal dwie trzecie jest „nie do obrony” w czasach konsolidacji fiskalnej – napisał rzecznik, dodając, iż Niemcy „nie poprą” również obciążania firm ogólnounijnym podatkiem korporacyjnym. Krótko mówiąc, Berlin „nie jest w stanie zaakceptować propozycji Komisji”.
Nawet niektórzy sojusznicy Friedricha Merza byli później zaskoczeni ostrym językiem, jakiego jego zespół użył wobec planów Ursuli von der Leyen – Niemki wywodzącej się z CDU, tak jak sam kanclerz.
Był to najbardziej wyraźny w ostatnich tygodniach sygnał, iż Merz jest sfrustrowany tym, co postrzega jako brak wyczucia ze strony Brukseli, zwłaszcza w kwestii deregulacji i konkurencyjności – wynika z rozmów EURACTIV z kilkoma osobami zaznajomionych ze sprawą.
Wskazywało to również, iż nasila się konflikt interesów pomiędzy „parą” złożoną z szefową Komisji a szefem rządu największego państwa członkowskiego UE
Trio oparte na zaufaniu?
W sprawie WRF jeden z wysokich rangą niemieckich urzędników narzekał, iż von der Leyen powinna była wiedzieć, iż zwiększenie budżetu i nowy podatek korporacyjny to w Berlinie propozycje nie do przyjęcia – sugerując, iż jej maksymalistyczna oferta wywołała stosowną reakcję.
Co znamienne, według kilku źródeł von der Leyen nie przekazała wcześniej do Berlina kontrowersyjnych elementów propozycji – być może wiedząc, iż zostaną one odrzucone.
Rzuca to cień na rzekomo ścisłą współpracę między Merzem a przewodniczącą Komisji. Według jednego źródła oboje kontakowali się niemal w każdy weekend przez ostatnie dwa lata – mimo iż von der Leyen uchodzi za bliską sojuszniczkę byłej kanclerz Angeli Merkel, głównej rywalki Merza.
Przed lutowymi wyborami w Niemczech Merz wielokrotnie deklarował, iż przywróci Berlinowi przywódczą rolę w Europie i usunie bariery dla wzrostu gospodarczego, za które obwiniał Brukselę.
W realizacji tej misji miał mu pomóc niemiecki centroprawicowy sojusz, w którego skład wchodzi również Manfred Weber – Bawarczyk i lider największej frakcji w Parlamencie Europejskim, Europejskiej Partii Ludowej. W okresie poprzedzającym wybory (najpierw do PE, a potem do Bundestagu) obie strony grały do jednej bramki.
Gdy von der Leyen potrzebowała poparcia Merza, by zostać kandydatką EPL na szefową Komisji w wyborach europejskich 2024 roku, zaczęła powtarzać jego mantrę: mniej szczegółowych regulacji, więcej strategii
Z kolei podczas kampanii w Niemczech z uśmiechem przyjęła zobowiązanie Merza do realizacji programu EPL w sprawie ograniczania biurokracji – choćby jeżeli oznaczało to krytykę części jej wcześniejszej polityki.
Spięcia na kongresie w Walencji
Już podczas wiosennego kongresu EPL było widać, iż Merz będzie wymagającym partnerem dla von der Leyen i jej Komisji Europejskiej
W swoim wystąpieniu w Walencji poświęcił kilka miejsca na pochwały – zamiast tego obwinił Brukselę o „denerwowanie ludzi nakrętkami na butelki”, zapowiedział rewizję zielonych regulacji będących częścią dorobku von der Leyen z pierwszej kadencji i ostro skrytykował zaostrzenie testów bezpieczeństwa prywatnych pojazdów.
Delegaci krzyczeli „Brawo!”, ale przewodnicząca Komisji wyglądała na mniej zachwyconą. Choć w pewnym momencie uśmiechnęła się i klaskała, przez większość przemówienia siedziała z założonymi rękami i zaciśniętymi ustami. Jeden z działaczy EPL skomentował, iż jej mowa ciała sugerowała, iż „zaraz wybuchnie” – choć inni nie podzielali tej opinii.
– Von der Leyen nie lubi, gdy ludzie czepiają się drobnostek, jak te nakrętki na butelki – stwierdził urzędnik.
Merz zaniepokojony działaniami von der Leyen
Sądząc po komunikatach z kancelarii, Merz i jego administracja czują, iż ich najgorsze obawy wobec unijnych instytucji się potwierdzają. Urzędnicy w Berlinie są sfrustrowani tym, iż obóz Merza musi publicznie walczyć z tym, co postrzegają jako niekończący się strumień chybionych inicjatyw, które – co gorsza – źle wyglądają w mediach.
Wczesne przecieki na temat kontrowersyjnych planów budżetowych uznawano za tak oderwane od rzeczywistości i ograniczeń fiskalnych większości państw UE, iż niektórzy urzędnicy początkowo nie dawali im wiary.
Ale Merza rozzłościły także niedawne doniesienia, iż Komisja rozważa przepisy, zgodnie z którymi od 2030 roku nowe samochody wynajmowane i flotowe miałyby być wyłącznie elektryczne.– Te propozycje (…) całkowicie ignorują aktualne potrzeby Europy. To nie są dobre propozycje – grzmiał dwa tygodnie temu.
Kilka dni wcześniej do mediów wyciekł list Merza do von der Leyen, w którym wyrażał on „głębokie zaniepokojenie” unijnym rozporządzeniem o wylesianiu, wprowadzającym nowe obowiązki sprawozdawcze – choćby dla produktów pochodzących z dobrze regulowanych niemieckich lasów.
W odróżnieniu od innych unijnych przywódców Merz z zadowoleniem przyjął natomiast wynik negocjacji z USA w sprawie ceł, który oznaczał 15-procentowe cło na eksport z UE. Ale i w tej sprawie najpierw skrytykował KE, twierdząc, iż cele negocjacyjne Komisji były „zbyt skomplikowane” i zbyt szerokie.
Merz źródłem problemu?
Z kolei urzędnicy unijni widzą w tym głównie „problem Merza”. Według jednego z dobrze poinformowanych źródeł, wśród przedstawicieli instytucji UE panowało przekonanie, iż niemiecki rząd z opóźnieniem odkrywa, iż Unią nie da się łatwo sterować z Berlina, a sama Unia jest znacznie bardziej złożona, niż sądzono.
Dla całego programu Merza przejęcie władzy okazało się zderzeniem z rzeczywistością – stwierdził jeden z działaczy EPL. Obie strony rozróżniają jednak osobistą relację Merza z von der Leyen – opisywaną jako pełną szacunku i zgodną pod względem celów politycznych – od jego konfliktu z resztą Komisji.
To może być jednak tylko PR. Tak czy inaczej, w obliczu rosnących napięć między Komisją a Berlinem na kluczowych polach polityki, osobista relacja między kanclerzem a przewodniczącą może okazać się mało istotna.
– Przed nami dwa trudne lata – zapowiedział Merz dzień po prezentacji budżetu.