Mentzen rozdrapuje i liże rany, to syndrom końca każdego antysystemowego lidera

2 godzin temu

W swojej niezbyt długiej, ale dość intensywnej karierze politycznej, Sławomir Mentzen zaliczył wiele wzlotów i upadków, przy czym upadki zawdzięcza wyłącznie sobie, a wzloty już niekoniecznie. Największy sukces Sławomira Mentzena to oczywiście 14,81 procent głosów w I turze wyborów, czyli najlepszy wyniki w historii kandydatów Konfederacji i samej Konfederacji. Wiele wskazuje też na to, iż przez pewien czas ten dwucyfrowy rekord lidera przełożył się na sondaże partii, ale jest to głównie skutek błędów PiS i Szymona Hołowni, niekoniecznie wybitnych pomysłów Mentzena, bo te są raczej nudne.

Prawie cała Polska słyszała brawurowe zapewnienie: „mam najwyższe szanse na wygraną z Trzaskowskim w drugiej turze”, które całkowicie rozminęło się z rzeczywistością. Podczas debaty prezydenckiej w TV Republika Sławomir Mentzen powtórzył tę frazę 12 razy, ale to nie jest rekord. Znacznie więcej razy mogliśmy usłyszeć o „końcu duopolu” i „prostych podatkach”. Jedno i drugie marzenie ciągle „młodego i obiecującego” polityka pozostało bardziej odrealnione niż mantra z kampanii wyborczej, ale pomimo tego każde „Piwo z Mentzenem” zawiera te żelazne punkty programu. Jest to rzecz bardzo charakterystyczna dla tak zwanych partii antysystemowych, każda z nich miała jakiś punkt programu, który był złotą receptą. Paweł Kukiz mówił o JOW-ach i referendach, Szymon Hołownia o trzeciej drodze. Problem w tym, iż na podobnych rewelacjach programowych można zdobyć poparcie i to choćby dwucyfrowe, ale nie da się go utrzymać.

Tacy politycy zawsze i wszędzie są gwiazdą jednego sezonu, a ich popularność równie gwałtownie spada, jak rosła. Proces zjazdu zawsze zaczyna się od jakiegoś przełomu, na przykład „wycieczki na Maderę”, która była początkiem końca „Nowoczesnej”. Sławomir Mentzen już kilka razy ocierał się o taki punkt zwrotny, choćby po katastrofalnej dla niego debacie z Ryszardem Petru byłym założycielem wspomnianej „Nowoczesnej”. Kolejne kryzysy Mentzen przetrwał w czasie kampanii wyborczej, gdy całkowicie bezsensownie i bezpardonowo zaatakował Karola Nawrockiego i potem jeszcze dał się ograć Radosławowi Sikorskiemu. Sporo jednak wskazuje na to, iż Maderą Mentzena będzie debata z Mateuszem Morawieckim, której pan Sławek nie jest w stanie przepracować i wyciągnąć wniosków.

Internet nie zostawił na Mentzenie suchej nitki i stał się pośmiewiskiem ze swoimi infantylnymi formułkami z półki liberalnej utopii. Na jego tle Mateusz Morawiecki, skądinąd polityk mało lubiany i często atakowany na portalach społecznościowych, wypadł jak profesor. W takich sytuacjach kryzysowych istnieją dwie skuteczne strategie, pierwsza to przemilczenie, druga odwrócenie uwagi. Mentzen wybrał najgorsze rozwiązanie i postanowił swoją ewidentną porażkę nagłośnić jako zwycięstwo. Mija czwarty dzień od debaty z Morawieckim i każdego dnia pokonany atakuje partię swojego rywala, który nie dał mu żadnych szans. Obiektywnie można powiedzieć, iż w pewnych punktach choćby ma rację, ale niewielu już chce słuchać, co ma w tej kwestii do powiedzenia. Monotonny i agresywny przekaz stał się po prostu niestrawny jak JOW-y Kukiza i jeszcze przy tym cały czas są klepane te same „liberalne zdrowaśki” o niskich podatkach i taniej sile roboczej.

Efekt „antysystemowej” strategii zawsze jest taki sam i powoli już go widać w ostatnich sondażach. Cudowny sen o „mijance” z PiS staje się koszmarem na jawie, najpierw notowania Konfederacji zatrzymały się na 15-17 procentach, a teraz spadają w okolice 14 proc. i to są badania nie uwzględniające lania, jakie zebrał Mentzen od Morawieckiego. Problem zaczynają też zauważać wyborcy Konfederacji, szczególnie ci najnowsi, którzy uwierzyli świeżemu liderowi na prawicy, tymczasem coraz częściej widzą i słyszą suchary opowiadane przez przysłowiowego wujka z wesela. Dodatkowa słabość takiej aktywności politycznej polega na tym, iż w tej chwili praktycznie cała prawica skupiona jest na krytyce rządów Donalda Tuska i tylko najgorliwsi aktywiści Konfederacji, z Mentzenem na czele, zajmują się wojną na prawicy, co niestety po stronie PiS też ma miejsce i to znaczne. Sławomir Mentzen rozdrapuje i liże rany po starciu z Morawieckim, czyli sam siebie spisuje na straty, jak każdy lider „antysystemowej” partii.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału