Porównywanie współczesnych partii politycznych do Adolfa Hitlera i jego działań w III Rzeszy to temat trudny, ale konieczny – o ile nie skupia się na szukaniu tanich analogii, ale na analizie mechanizmów politycznych. Nikt rozsądny nie twierdzi, iż PiS czy Konfederacja planują budowę obozów koncentracyjnych. Ale można – i trzeba – pytać, czy nie powielają pewnych strategii zdobywania i utrwalania władzy, które historia już zna. I które zakończyły się tragedią. Szczególnie, iż i PiS i Konfederacja właśnie rozpętują histerię przeciwko imigrantom (których Kaczyński z Wawrzykiem sami sprowadzali masowo do Polski).
Jarosław Kaczyński i liderzy PiS zbudowali swoją pozycję, podobnie jak Adolf Hitler, na emocjach: poczuciu krzywdy, lęku przed utratą tożsamości, frustracji wobec elit i obcości. PiS – podobnie jak NSDAP w latach 30. – wchodził do polityki jako głos „zwykłych ludzi” przeciw „układom”. Konfederacja przejęła ten ton, wzmacniając go o pogardę dla instytucji liberalnego państwa: sądów, konstytucji, praw mniejszości. W Niemczech lat 20. i 30. istniała legalna republika. Hitler nie przejął władzy siłą – został do niej dopuszczony przez elity, które wierzyły, iż będą w stanie go kontrolować. Tak samo dziś niektóre środowiska w Polsce lekceważą Konfederację jako „margines” albo „niewinny folklor”. A przecież historia pokazuje, iż właśnie z takich ruchów – marginalnych, antysystemowych, ideologicznie brutalnych – rodziły się najbardziej niebezpieczne ustroje.
Zarówno NSDAP, jak i dzisiejsza skrajna prawica budowały tożsamość polityczną na wskazywaniu wrogów: Żydów, komunistów, liberałów w przypadku Hitlera; imigrantów, LGBT+, Unii Europejskiej, Żydów (w narracji niektórych członków Konfederacji) w przypadku współczesnych ugrupowań. Cel jest ten sam – stworzyć obraz oblężonego narodu, który potrzebuje „silnej ręki”, by przetrwać. PiS od 2015 roku systematycznie podważa fundamenty demokracji: ogranicza niezależność sądów, podporządkowuje media publiczne, osłabia rolę parlamentu, atakuje organizacje pozarządowe. W 1933 roku Adolf Hitler również działał w granicach prawa – zmienił je, gdy tylko zdobył większość. Mechanizm zawsze jest ten sam: najpierw przekonaj ludzi, iż prawo to przeszkoda, a potem pokaż im „porządek”. Przykład z bieżącej polityki: „protesty” przeciwko imigrantom. Najpierw PiS sprowadził 2 miliony ludzi do Polski, teraz ramię w ramię z Konfederacją mówią, iż to wrogowie. To wygląda jak realizacja planu a nie polityka.
Konfederacja idzie o krok dalej. Otwarcie mówi o likwidacji „państwa opiekuńczego”, kpi z demokracji, głosi hasła sprzeczne z wartościami konstytucyjnymi. Wielu jej liderów bez ogródek odwołuje się do skrajnej przemocy werbalnej, pogardy dla przeciwników i antysemickich tropów, które miały już swoje tragiczne konsekwencje w XX wieku. Zbyt często mówi się o tym półżartem, nie dostrzegając powagi sytuacji.
Dlatego warto dziś zadawać sobie pytania, zanim będzie za późno. Nie po to, by porównywać Kaczyńskiego do Hitlera jeden do jednego – ale po to, by rozpoznać znane mechanizmy: budowanie władzy na strachu, wskazywanie wroga wewnętrznego, zawłaszczanie instytucji, atakowanie praw mniejszości, pogarda dla prawa i pluralizmu. Historia uczy, iż demokracje nie umierają w huku rewolucji.
Umierają wtedy, gdy ludzie mówią: „To przecież niemożliwe, to tylko gadanie”. Hitler też przez wiele lat tylko „gadał”. Potem miał całą władzę.