Marek Baterowicz: NIECHLUBNY EPIZOD Z II WOJNY

Mniej znany epizod ten dotyczy projektu spotkania Roosevelta ze Stalinem, co oznaczało eliminację z gry Churchilla, a zatem ignorowanie anglosaskiego sojusznika z korzyścią dla Rosji.
Amerykański prezydent, 5 maja 1943 roku , wysłał list do Stalina, proponując mu rozmowę w cztery oczy na wysepce w cieśninie Beringa, pomiędzy Syberią a Alaską. I sprecyzował: “Zabiore ze sobą tylko Harry Hopkinsa ( doradcę prezydenta), tłumacza i stenotypistę. Będę rad, gdy pan ograniczy też ilość osób towarzyszących, dodając, iż w przypadku spotkania na np. Islandii byłoby trudno nie zaprosić angielskiego premiera. Niesłychane, prezydent USA ( czempion demokracji) wolał pertraktować z mocarstwem komunistycznym, pomijając Churchilla? Czy Roosevelt chciał rozmawiać z tyranem Rosji o sprawach militarnych ( znana była wielka tu pomoc amerykańska dla Armii Czerwonej ), czy też omawiać wizję świata po zakończeniu wojny ? Nie wiemy, albowiem do spotkania nie doszło, gdyż Stalin nie przyjął zaproszenia, po prostu nie lubił latać samolotem, obawiając się zamachu. Roosevelt zatem musiał się z tym pogodzić, a pomysł takiego spotkania poszedł do lamusa. Amerykański prezydent nie przepadał za Churchillem, którego uważał, jak sądził E.Black , za...arcy-imperialistę, zaś Stalina za...człowieka dobrej woli (?), mimo iż powszechnie znane były już zbrodnie Stalina ( np.operacje NKWD w latach 30-tych), a także jego feralna rola w układzie Ribbentrop-Mołotow czy w wojnie domowej w Hiszpanii, gdzie sowiecki ambasador Rosenberg bywał na posiedzeniach rządu republikańskiego w Madrycie omawiając dostawy wojskowe dla komunistów. Próba eksportu rewolucji z Rosji na półwysep pirenejski na szczęście po trzech latach zmagań zakończyła się fiaskiem. Spisek kilkunastu generałów – hiszpańskich patriotów – skutecznie zablokował sowiecką dywersję, a dzisiaj lewica światowa mści się na cieniu generała Franco, który jako ostatni przystąpił do spisku. Pomimo takiego politycznego dossier Roosevelt jednak darzył sympatią Stalina, co może dziwić, ale zaważyły na tym też animozje wobec Anglików i Churchilla, ponieważ holenderskie geny prezydenta USA być może kazały mu pamiętać wojny Holandii z Anglią w XVII i XVIII wieku (1652-1784)? Był to długi konflikt, jakby inna wojna stuletnia...Kiedy Churchill dowiedział się o planach tego spotkania skomentował to w cierpkich słowach: “Spotkanie przywódcy Sowietów oraz prezydenta USA z pominięciem Imperium Brytyjskiego byłoby wydarzeniem poważnym i przygnębiającym, a także wydarzeniem zaskakującym oraz alarmującym”. Istotnie, ale na szczęście do niego nie doszło, Stalin stracił więc okazję skłócenia swych sojuszników. Później jeszcze skwituje to dosadniej: “Rooseveltowi się zdawało, iż na Kremlu zasiada dżentelmen, a był to tylko rozbójnik z Kaukazu”!
Persowie wśród swoich wierzeń mają takie, iż dzieci urodzone 21 grudnia ( najdłuższa noc w roku) uważają za dzieci zła. A właśnie 21 grudnia 1879 urodził się Józef Dżugaszwili, przyszły Stalin. Przypadkiem wierzenie to pasuje idealnie do koszmarnej sylwetki Stalina, który próbował szturmować też Warszawę w 1920. Poniósł wtedy klęskę, operacja polska NKWD w latach 30-tych była jednak jego zemstą, także zbrodnia katyńska. Niestety, dzięki idiotycznej fascynacji Roosevelta udało się Stalinowi zdobyć Lwów i wiele innych miast polskich w porządku pojałtańskim, a potem szereg państw Europy wschodniej, dzięki czemu stworzył sowieckie imperium, nie istniejące przed wojną. Wybitnie pomógł mu w tym, przy biernej apatii Churchilla, “towarzysz” Roosevelt tak nie lubiący angielskiego imperializmu! Świat zapłacił za to potem zimną wojną i innymi konfliktami. A dzisiaj Europa walczy z post-imperialnymi ambicjami wnuka Stalina. I musi budować mur anty-dronowy od Kopenhagi po Kijów, bo ruskie drony fruwają od strony Bałtyku, chyba też i Kaliningradu, nie mówiąc o Białorusi.
Władcy Rosji mają szczęście, prawda? A choćby i teraz wnuka Stalina fetowano na Alasce, może nie wiedząc, iż rosyjskie dzieci śpiewają piosenkę o odbiciu sprzedanej przez cara Alaski. Wnuk Stalina też ma rozległe konto dokonań, niezbyt cenione w demokracji, ale prezydent Trump przymknął na to oko, bo liczy na pokojowego Nobla. Niestety, imperialne ambicje nie maleją, przeciwnie rosną choćby po olbrzymich stratach na kresach. Joseph Nye czy generał Petreus sądzą jednak, iż są to ambicje bez pokrycia. I na tym zakończmy wspomnienie o niedoszłym spotkaniu wielkiego demokraty z wielkim despotą na wyspie w cieśninie Beringa.
Marek Baterowicz