Marcin Drewicz: TRACIMY ZIEMIĘ SKĄD NASZ RÓD – Część 2

6 godzin temu

Marcin Drewicz: TRACIMY ZIEMIĘ SKĄD NASZ RÓD, czyli kilka słów o wynikach spisów rolnych w Polsce. Część 2: Spisy Rolne z roku 2002 i 2020, a… pruska Komisja Kolonizacyjna.

Nie wnikając tu przecież głębiej w problematykę spisu rolnego z roku 2020 informujemy, iż potrzebne nam tu wiadomości czerpiemy z dwóch, różniących się co do sposobu prezentacji treści, dostępnych także w Internecie opracowań GUS-u: „Powszechny Spis Rolny 2020. Raport z wyników”, Warszawa 2021 oraz: „Powszechny Spis Rolny 2020. Charakterystyka gospodarstw rolnych”, Warszawa 2022.

W części 1. niniejszej naszej wypowiedzi przekonywaliśmy P.T. Czytelników, w ślad za naszymi spostrzeżeniami poczynionymi w roku 2007, iż w zakresie ustroju rolnego (w tym węższym rozumieniu) na przestrzeni osiemdziesięciolecia 1921-2002 kilka się w Polsce zmieniło, pomimo iż teoretycznie, czyli w następstwie od pokoleń słyszanych przez nas zapowiedzi i pogróżek socjalistów, ludowców i komunistów powinno by się zmienić wiele; w innych KDL-ach przecież pozmieniano.

No to jak się rzecz ma po upływie następującego po tamtym jakże burzliwym osiemdziesięcioleciu prawie już dwudziestolecia: 2002-2020? Czy rządzący Polską w XXI już wieku, by tak rzec, soc-demo-liberałowie coś tu zmienili lub czy dopuścili oni do jakichś bardziej wyraźnych zmian, czy jednak nie? Przyjrzyjmy się zatem stosownemu tabelarycznemu zestawieniu (opracowanie własne).

Użytki rolne

w gospodarstwie

w ha

Liczba gospodarstw

w tysiącach

Odsetek liczby gospodarstw

wg areału użytków rolnych

2002

ogółem

2020

ogółem

2020

gosp.

indywidualne*

2002

ogółem

2020

ogółem

2020

gosp.

indywidualne*

Polska 2933,2 1317,4 1284,9 100 100 100
0 – 1 977,1 25,3 33,31 1,92
1 – 2 517,1 220,3 219,9 17,63 16,72 17,11
2 – 3 281,1 199,5 199,1 9,58 15,14 15,49
3 – 5 348,6 240,5 239,8 11,88 18,25 18,66
5 – 10 426,8 289,1 288,1 14,55 21,94 22,42
10 – 20

**

266,6 195,6 194,6 9,09 14,84 15,15
20 – 50 95,9 106,6 105,7 3,29 8,09 8,22
>= 50 19,8 40,7 37,7 0,67 3,08 2,93

*Tu: „o powierzchni powyżej 1 ha użytków rolnych” (jak chciał GUS w roku 2020)

**GUS w roku 2020 rozróżnia gospodarstwa o areale 10-15 ha i 15-20 ha, których liczebność jest jak 2:1, czego my tu nie uwzględniamy

Oto polskie rodziny (dotąd) chłopskie w XXI wieku na gwałt ruszyły wyzbywać się gospodarstw o areale użytków rolnych do 20 ha (tego co się działo ostatnio, tj. w pięcioleciu po roku 2020, możemy się tylko domyślać); czyli gospodarstw, jeżeli z uprawą i/lub hodowlą prowadzoną pod gołym niebem (a nie „pod szkłem” itp.), to wedle przedwojennego nazewnictwa „karłowatych”, „małorolnych” i „średniorolnych”.

Jakkolwiek w pokoleniu dzisiaj najstarszym i w pokoleniach od niego wcześniejszych występował ów przysłowiowy chłopski „głód ziemi”, tak przynajmniej pewna część pokolenia dzisiejszego wykazuje się swoistym, bardzo nas niepokojącym… wstrętem do ziemi (sic!). Po co więc były tamte, sprzed dziesięcioleci, przez „państwo ludowe” prowadzone masowe zabory i parcelacje ziemi, z reguły połączone z rabunkiem dóbr wszelkiego rodzaju, z rozmaitymi szykanami uderzającymi we właścicieli i ich rodziny, a nierzadko i ze zbrodniami?

Lecz przecież w wymiarze dziejowym tamte „reformy rolne” w ogóle były jedną wielką zbrodnią, do dziś dnia bez kary i bez zadośćuczynienia, w mass mediach od wielu już lat na śmierć zamilczaną.

Wstręt do ziemi… w tej chwili rozmaicie się on objawia. „Mały biały domek, w mej pamięci tkwi / Mały biały domek ciągle mi się śni…” – przed wojną rzewliwie śpiewał mieszkaniec miasta tęskniący za podmiejskim „domkiem z ogródkiem”, a to znaczy iż z owocowymi krzewami i drzewkami oraz z warzywnymi grządkami, nad którymi zwykle pani takiego siedliska nachyla się z lubością uprawiając je dla swojej rodziny. W czasach powojennych swoistą odmianą spełniania takich pragnień i takiego właśnie spędzania czasu w świeżym powietrzu stały się owe „działki”, czyli „ogródki działkowe”.

ale ostatnio mnożą się dookoła naszych miast jednorodzinne siedliska złożone z obszernego, całorocznego, możliwie „nowoczesnego”, a choćby „inteligentnego” (!) domostwa ze zwykle kilkusetmetrowym zielonym otoczeniem. Ale… w jakże wielu przypadkach nie ma tam ani warzywnych grządek, ani owocowych krzaczków lub drzewek. Nikt tam się nad wzrostem uprawianych przez siebie warzyw nie pochyla, bo i też niczego się tam nie uprawia. Wstręt to jest do ziemi, czy nie jest…? Na pewno stosunek do ziemi jakże inny, aniżeli w tych samych rodzinach w poprzednim, a tym bardziej w zaprzeszłym pokoleniu.

Jednakże, pomimo owych przewrotów dziejowych XX wieku, łącznie z potężną zmianą granic Państwa Polskiego dokonaną w następstwie drugiej wojny światowej, liczba gospodarstw rolnych u nas, owszem, w latach 1921-2002 zmalała, ale stosunkowo niewiele, gdyż o 10 procent (przez ponad osiemdziesiąt lat!) – z 3.261.211 do 2.933.228 jednostek.

Teraz zaś, tj. w pierwszym ledwie niepełnym dwudziestoleciu XXI w. spadła ona na łeb na szyję ponad 2.2 raza: ponad jeden milion sześćset tysięcy gospodarstw rolnych zniknęło! Mniej więcej tyle właśnie polskich rodzin w tak krótkim czasie wyzbyło się takiego gospodarstwa. W ciągu osiemnastu lat „zjazd” o ponad 55 procent! Ci ludzie świętą ziemię polską sprzedali. Komu? To jest temat na osobne opracowanie, które niech napisze lepszy od nas znawca tematu. Oby się okazało, iż nabywcami byli po prostu inni Polacy-swojacy-rolnicy! Aczkolwiek na niektóre wiążące się z tym komplikacje wskażemy nieco dalej.

W tym zaś miejscu przychodzi na myśl owa z XIX w. i z pierwszej połowy XX w. historia walki o ziemię – właśnie: WALKI! – prowadzonej, skoro właśnie o ziemię, to i o nasze na tejże ziemi miejsce, więc o GRANICE NARODOWE i w następstwie tego o GRANICE PAŃSTWOWE („samostanowienie narodów”) pomiędzy ościennymi narodowościami, a Polakami – zwłaszcza ta walka niemiecko-polska. Zresztą, gdzie indziej w Europie i na szerokim świecie działo się i dzieje podobnie; to standard!

Strona niemiecko-pruska, jak uczy historia, stawiała sprawę nader otwarcie (!) i choćby powołała specjalną państwową Komisję Kolonizacyjną z potężnym budżetem na wykup polskiej ziemi w obszarze zaboru pruskiego, zwłaszcza w Wielkopolsce. Jak to się odbywało? Zwyczajnie! Strona pruska-rządowa skrupulatnie wykupywała zrazu te większe majątki polskie (acz nie gardziła tymi przecież mniejszymi co do areału gospodarstwami chłopskimi), zaraz to wszystko parcelowała i rozsprzedawała ciągnącym z głębi Rzeszy bauerom-kolonistom-Niemcom.

W taki to prosty, praktyczny i niejako samofinansujący się sposób zwiększano w Wielkopolsce i na innych wschodnich ziemiach Królestwa Prus odsetek mieszkańców-Niemców, a przy tym protestantów, względem rodzimych tam Polaków-katolików. Polakom pozostało odnotowywać, iż w danym powiecie nie ma już ani jednego gospodarstwa polskiego 500-hektarowego, 300-hektarowego, 100-hektrowego…

ale Polacy mogli przede wszystkiem – w praworządnych „Prusiech” to było przecież wolno! – nie sprzedawać ziemi żadnym Niemcom ani innym obcoplemieńcom, ale co najwyżej sami sobie: Polak Polakowi. Bo w tej samej epoce na Kresach pod zaborem rosyjskim Polakowi nie wolno było sprzedać ziemi innemu Polakowi (sic!). I stąd mamy owe „Dewajtisy”, „Nad Niemnem” i inne ówczesne kresowe powieści „z kluczem ziemskim”. Zakaz różnymi sposobami omijano, acz osobna to już historia.

Zatem historia uczy i poucza, jak to pod zaborem pruskim Polacy się wreszcie połapali w czym rzecz, po czym dobrze się zorganizowali i w następstwie tego skutecznie odwrócili ten zabójczy dla nich trend utraty świętej polskiej ziemi. Publikowano także „księgę zdrajców”, czyli imienną listę tych wszystkich Polaków, dotąd właścicieli wielkich, średnich i także tych małych gruntów, którzy świętą ziemię polską sprzedali byli pruskiej Komisji Kolonizacyjnej i w ogóle Niemcom lub innym obcoplemieńcom.

A dzisiaj? Jakże wielki upadek, zwłaszcza w zakresie SAMODZIELNEGO MYŚLENIA I WNIOSKOWANIA, dokonał się u nas poprzez pokolenia dzielące nas od tamtych czasów! Wtedy obcoplemieńcy – jak widzieliśmy – musieli tu na ziemiach polskich jednak coś ZA WŁASNE PIENIĄDZE wykupywać, i to choćby dwustopniowo: Komisja Kolonizacyjna, a od niej niemiecki chłop. Musieli jakoś wabić potencjalnych polskich zbywców, przede wszystkiem korzystną zapłatą. Ceny ziemi rosły.

Gdy wreszcie potężne Prusy posunęły się w pierwszych latach XX wieku do podjęcia (wzorem rosyjskiego caratu!) przymusowych wywłaszczeń Polaków, spotkało się to – a tak! – z protestami w całych Niemczech. Protestujący Niemcy samych siebie wyobrazili sobie jako poddanych przymusowo wywłaszczanych przez wszechwładne państwo. I tak dalej – osobna to historia.

ale w dzisiejszej Polsce (przełom drugiej i trzeciej dekady XXI w.) owe tłumy obcoplemiennych nachodźców, pochodzących zwłaszcza z obszarów byłego Związku Sowieckiego, ale także z głębi Afryki i Azji, niczego tu w Polsce (i w innych krajach europejskich) nie muszą sobie wykupywać, ani ziemi (to jednak bardziej złożona sprawa), ani żadnego „vouchera na pobyt”, ani żadnego „talonu na zagospodarowanie”.

PRZECIWNIE (!!!), to rdzenne narody europejskie od niepamiętnych czasów zamieszkujące swoje własne, przez obcych teraz kolonizowane państwa, muszą z własnych środków finansować, własną tychże narodów zgubę, prowadzoną na ich terytoriach obcoplemienną kolonizację, w postaci między innymi osławionego „800-plus” (wcześniej „500-plus”) oraz wielu innych „świadczeń dla imigrantów”.

Czy to nie jest genialne w swojej doprawdy… szatańskiej przewrotności? I kto to sto trzydzieści lat temu narzekał na pruską Komisję Kolonizacyjną, iż ona – ten bies czarny! – zaledwie i tylko… kusi, proponuje, zarazem nie narzuca się, ale i przekupuje. Tylko tyle! ale ty wcale nie musisz dać się kupić-przekupić. My powtórzmy nasze hasło: „Polak! Polak! Nie-prze-kupny!”.

A tu i teraz – być zniewalanym, i jednocześnie po prostacku „moralnie szantażowanym”, z obowiązkowym i wręcz rytualnym (sic!) rozrzewnieniem „nad losem imigrantów” o których nie wie się absolutnie NIC i o nic się nie pyta; być zniewalanym i choćby gdy pośrednio, to przecież rabowanym, dobrowolnie, na własny koszt. Dobrowolnie! Bo przecież jakkolwiek wyrażanych protestów (prawie) nie słyszymy.

Przyszedł tajemniczy rozkaz i, nie wiedzieć czemu, powszechnie uznano za konieczne (!), aby go wykonać, na własną zgubę oczywiście. Aliści wszystko już było, iż wspomnimy ów jakże „nietypowy” i sprzed ponad czterdziestu już lat polskojęzyczny film „Seksmisja”, a w nim postać właśnie rozkazodawczej Jej Ekscelencji granej przez ś.p. Wiesława Michnikowskiego.

C.D.N.

Polecmay również: Niemcy mają nowy sposób na podrzucanie nachodźców do Polski

Idź do oryginalnego materiału