Marcin Drewicz: O życiu rodzinnym w Polsce współczesnej, w kontekście wyborów prezydenckich

4 godzin temu

Marcin Drewicz: KANDYDATOWI NA URZĄD PREZYDENTA RP, Część I: O życiu rodzinnym w Polsce współczesnej

Porady spontanicznie udzielane przez zwykłych sobie obywateli w trakcie kampanii wyborczych kandydatom na wysokie lub najwyższe urzędy w Państwie są nieodłącznym elementem tzw. procedur demokratycznych, do uczestnictwa w których ci kandydaci przystępują.

Z tego właśnie powodu nie rozpoczynamy niniejszej wypowiedzi od przepraszania za to, iż ośmielamy się sformułować tę właśnie wypowiedź, ani tym bardziej za to, że… w ogóle żyjemy, obserwujemy świat dookolny i o nim rozmyślamy tu, na tym łez padole…

Nasze niniejsze porady dotyczą ledwie tylko wybranych zagadnień, dlatego właśnie, iż między innymi o nich jakoś tak – przynajmniej wedle naszego rozeznania – mniej wypowiada się ten Kandydat do Prezydentury RP, jakiego za pośrednictwem Internetu możliwie z uwagą słuchamy (inni kandydaci chyba też o tym milczą). ale zarazem wypowiada się on na wiele tematów innych ważnych, oczywiście, ale my tu nie o wszystkim na raz. A zatem, do rzeczy, „o kilku sprawach co nie nowe”.

Przyjmujemy tutaj bez dowodu, iż potężniejący od ponad półwiecza ów „kryzys małżeństwa i rodziny” jest następstwem doniosłych wydarzeń społecznych skumulowanych w latach 60. XX wieku. Jednym z nich jest pochodząca spoza obszaru katolickiego, rewolucja obyczajowa „1968 roku”; innym jest widoczne na przestrzeni minionych „posoborowych” dziesięcioleci osłabienie, tematyczne zawężenie, a w coraz liczniejszych przypadkach nawet… zniekształcenie (sic!) owego potocznego nauczania prowadzonego przez wielu (nazbyt wielu!) spośród kleru rzymskokatolickiego (kazania mszalne, katechizacja, publicystyka katolicka… itd.).

W następstwie tego zwykłe sobie, typowe dzisiaj, katolickie i praktykujące swą religię małżeństwo przewiduje dla swoich dorastających dzieci, bodaj czy nie bardziej dla córek, taką oto drogę do szczęścia w życiu, taką Triadę:

  • „dobra szkoła” (dzisiaj to wszystko, ich zdaniem, najlepiej gdy się będzie nazywało „studia”);
  • „dobra praca” (często jest to zatrudnienie się w obcych, nie polskich firmach, w wielu miejscowościach największych lub jednych z największych pracodawców);
  • „dobre mieszkanie” (teraz to już nie tylko „w Warszawie”, jak za czasów nieprzekraczalnej „żelaznej kurtyny”, ale w którymś z najlepiej wielkich miast Europy Zachodniej lub Ameryki Północnej).

I to jest dziś dla bardzo wielu polskich, przynajmniej nominalnie katolickich rodzin owe Sto Procent Marzeń o Szczęściu. To jest ta Pełnia czasów najnowszych!

ale jeżeli Pełnia, to – jak widzimy – nie ma tu już miejsca „na nic więcej”, zatem ani na:

  • Święte Katolickie Narzeczeństwo (kto dziś zna sens i treść tego wyrazu? jacy to katecheci lub kaznodzieje o nim przypominają?), ani na:
  • Święte Sakramentalne Katolickie Małżeństwo, ani na:
  • Święte Katolickie Rodzicielstwo.

Tak więc zebrała nam się tu Triada Druga, ale w rzeczy samej, gdy pominąć owe rzeczywiście niepokojące „aplikacje” ujęte przez nas powyżej w nawiasy, wcale nie jest ona przeciwstawna Triadzie Pierwszej! To skołowani ludzie naszej epoki ubrdali sobie, podpuszczani przez szerzycieli zamętu i ich mnożące się wewnątrz Kościoła „pudła rezonansowe”, iż to i tamto się wzajem wyklucza. Ani się nie wyklucza, ani nigdy nie wykluczało, ale przecież wzajemnie uzupełniało „przez tak liczne wieki” (!). Pierwsza Triada z Drugą Triadą. Przecież i mieszkać gdzieś trzeba, i z czegoś uczciwie żyć, i ożenić się i dzieci wychować… Gdzie tu sprzeczność?

ale skoro napotkany dzisiejszy wielomowny kaznodzieja rozpoczyna niedzielne kazanie od tego, iż pewien socjolog, bynajmniej nie katolik (a w młodości oficer komunistycznej bezpieki) z wyżyn akademickich przekonywał, iż małżeństwo jest to przedsięwzięcie przede wszystkiem (!) ryzykowne, to my… najłagodniej rzecz ujmując mamy pretensję do tego kaznodziei. Co nas, do ja… cho…, obchodzi w niedzielę na Mszy Świętej jakiś bezbożniczy socjolog z jego akademickimi wyżynami?!

A kysz! Co on nas obchodzi także w dniu powszednim, czy może w dniu świątecznym?! A kysz – powtarzam! A tamto było mówione w związku z czytaniem Ewangelii Świętej o weselu w Kanie Galilejskiej. Gdzie my adekwatnie jesteśmy? Co „Oni” z nami wyrabiają?

Już w tym miejscu, wyprzedzając nieco dalszą narrację, zauważamy (nie my pierwsi przecież), iż wobec tego, co się w tej chwili dzieje wewnątrz Kościoła Świętego, a zwłaszcza w pewnych kręgach katolickiego duchowieństwa, o czystość katolicyzmu to świeccy muszą postarać się jeszcze bardziej, aniżeli robią to oni do tej pory.

Skoro zaś świeccy, to i państwowa świecka władza (sic!!!). My tu przecież zagajamy porady dla Kandydata na Prezydenta RP.

Co do owego Katolickiego Narzeczeństwa, to poprzedzone jest ono młodością młodzieńca i panny, ta zaś młodość poprzedzona jest, jak wiadomo, dzieciństwem chłopca i dziewczynki. Owszem, człowiek, w rozmaitych odsłonach, uczy się i wychowuje przez całe życie („… i głupi umiera” – dodaje pełne sceptycyzmu polskie przysłowie).

Niemniej to właśnie dzieciństwo i bezpośrednio po nim najwcześniejsza młodość jest to ten czas szczególnie poświęcony edukacji i wychowaniu wzrastającego wtedy człowieka do… praktycznego spełnienia w dalszym, dorosłym już życiu, właśnie owych zadań i/lub pragnień wymienionych nie w jednej, ale w obydwu powyżej przywołanych Triadach (tj. trójkach).

Tu należy pokrótce dać odpór owym jakże licznym wśród dzisiejszego tzw. katolicyzmu społecznego „czcicielom młodości”, a także „obrońcom praw dziecka” (sic! tak oni siebie samych każą nazywać). Owszem, dzieciństwo i młodość są osobnymi etapami w życiu człowieka (i każdego organizmu żywego też), wymagającymi odpowiedniego dla wieku tegoż młodego człowieka potraktowania, ale – czy wam się to podoba, czy nie – młodość nieuchronnie (!) prowadzi do dorosłości, ze wszelkimi tego następstwami. I tyle. Takie jest prawo natury przez samego Pana Boga stworzonej.

Powyżej niejako same wystąpiły przed nami owe trzy podstawowe (acz nie jedyne) środowiska wychowania człowieka, też Triada, już Trzecia: Rodzina-Kościół-Szkoła.

A jak to wszystko się ma do osoby tytułowego Kandydata na urząd Prezydenta RP i jego programowych wszakże wypowiedzi czynionych w tej chwili już w ramach kampanii wyborczej?

Ano tak, aby ów Kandydat wskazał także na palące potrzeby oraz współczesne braki naszego Narodu ujęte powyżej także w owej Triadzie Drugiej i Trzeciej (bo Triada Pierwsza przez wszystkich eksploatowana jest zawsze bardzo namiętnie, gdyż dotyczy owej namacalnej materii, tu i teraz; ale my tu do niej jeszcze powrócimy!).

Co do Narzeczeństwa-Małżeństwa-Rodzicielstwa jawią się tu dla polityka – jak sądzimy – dwie drogi. Jedna to ta, którą wielu polityków w swej frazeologii zwykło w naszych czasach podążać, mówiąc o gospodarczych i szerzej, materialnych aspektach życia ludzkiego. Dobrze! Niech licytują, który z nich szerzej umożliwi Polakom uczciwe pracowanie oraz gromadzenie i zażywanie owoców własnej pracy.

Drugi, równoległy szlak, w ostatnich czasach jest przez polityków z różnych i dość choćby złożonych powodów raczej nie uczęszczany. My zaś od razu zastrzegamy się, iż nie mamy najmniejszego zamiaru nikogo ani prowokować, ani podpuszczać, ani wyciągać na ruchome piaski lub na kruchy lód. O, nie!

Lecz szlak ten jest w historii znany, i wielu władców, prawda iż w dawniejszych czasach, z powodzeniem nim podążało, jak na przykład z górą pięćset lat temu Sługa Boża Królowa Izabela Kastylijska, osoba przecież świecka, podejmująca uzdrowienie nie tylko swojego państwa-królestwa, ale także Kościoła działającego w owym państwie-królestwie.

Bo czy dzisiaj, w naszych czasach, katoliccy świeccy nie mogą zwracać się do katolickich duchownych o… szerokie głoszenie Prawdziwej Nauki, więc także tej o owym katolickim Narzeczeństwie-Małżeństwie-Rodzicielstwie? Przecież dzisiaj, wszakże nie tylko w obszarze życia płciowego, ale w każdym zakresie życia, jakże wielu ludzi przestało by grzeszyć, gdyby znalazł się w ich zasięgu ktoś, kto by ich przede wszystkiem… POINFORMOWAŁ, iż akurat to co oni w tej chwili robią, to jak żyją, jest grzechem.

Kto by ich POWIADOMIŁ… ledwie tylko (i aż). ale skoro samo między innymi słowo „grzech”, podobnie jak słowo „cnota”, w wielu miejscach już od dawna nie rozbrzmiewa w nominalnie katolickim nauczaniu…

Choć przecież w Małym Katechizmie mamy Trzy Cnoty Boskie oraz Cztery Cnoty Główne, a za nimi bardzo wiele cnót od nich pochodnych, czy też im podporządkowanych.

Tenże Mały Katechizm głosi: 1. Grzeszących upominać; 2. Nieumiejętnych pouczać; 3. Wątpiącym dobrze radzić… (są to pierwsze trzy z „Siedmiu uczynków miłosiernych względem duszy”). Kiedy ostatni raz słyszałeś, szeregowy katoliku, niedzielne kazanie na ten temat?

Kiedy ostatni raz słyszałeś niedzielne kazanie o na przykład Świętym Sakramencie Małżeństwa i o powinnościach katolickich małżonków, rodziców i dzieci? Kiedy księża mówili ci ostatnio o… poszczególnych Przykazaniach Bożych? Takich pytań ciśnie się mnóstwo, adekwatnie o wszystkie niezliczone punkty obejmującej wszakże całą ludzką indywidualną i zbiorową egzystencję Świętej Katolickiej Doktryny (owa: Summa).

I czy to właśnie człowiek świecki, i to polityk (oraz jego współpracownicy), ponadto akurat ubiegający się drogą wyborczą o Wysoki Urząd ma być raptem owym kaznodzieją uzupełniającym chybcikiem te wieloletnie zaległości kościelnego nauczania w Polsce? Przecież nie! No, chyba iż on bardzo to lubi. ale w każdym bądź razie nie koniecznie on. Nam tu chodzi o zajęcie postawy następującej:

„Czcigodni księża. Owszem, chcemy uporządkować tak bardzo zabałaganione sprawy polskie. Chcemy w zakresie władzy świeckiej ulżyć tym naszym rodakom cierpiącym z różnych powodów, i tym pokrzywdzonym przez kogoś (!), i tym samym sobie winnym (!), także w zakresie tego ostatnio niebywałego otumanienia w dziedzinie najszerzej pojętego życia płciowego i związanej z nim nierozerwalnie prokreacji.

Ale… bez wsparcia katolickiego duchowieństwa, w pierwszej kolejności realizowanego poprzez jak dawniej zwykłe (!), ale zarazem pełne (!) i koniecznie nie zniekształcone (!) nauczanie elementarnych zasad życia katolickiego nasze – władzy świeckiej – starania na kilka się zdadzą”.

Czasy mamy bardzo niebezpieczne. Oto jakiś świecki głosi odwieczne katolickie prawdy, co nie nowe. A tu mu raptem w mass mediach wyskakuje jakiś nominalnie katolicki duchowny hierarcha i brutalnie mu zaprzecza. I co z tym zrobić?

Bez obawy. Wszystko już było. Pierwsze, te najczęściej wspominane Sobory Powszechne – jak uczy historia – zwoływali przecież cesarze, władcy świeccy. I na tych soborach ich z duchowieństwa złożone gremia osądzały odstępców-heretyków, chociaż ci heretycy również byli duchownymi, i to zwykle wysokiej rangi.

Swoją drogą dość zaciekawiająca w swym niebywałym dramatyzmie byłaby taka sytuacja, kiedy to:

  • świecki przywódca nawołuje wprost: „Młodzieży Polska, ale i wy, Polacy w wieku już nie najmłodszym, przystępujcie do Sakramentu Małżeństwa, wydawajcie na świat potomstwo i wychowujcie je po katolicku i po polsku; a władza świecka starać się będzie przynajmniej o usuwanie przeszkód z życia Katolickiej Polskiej Rodziny, a i o zasadzie pomocniczości pamiętać ona będzie”;
  • gdy jednocześnie z ust niejednego z dzisiejszych nominalnie katolickich duchownych usłyszymy: „No tak, ale przecież człowiek jest wolny, mężczyzna i kobieta, stworzony do wielorako ukierunkowanego rozwoju, zwłaszcza w dzisiejszym 'świecie bez granic’, jest on(a) jakże wrażliwy(a), podatny na wielorakie bodźce, zwłaszcza w tym niebywale rozwiniętym 'świecie wirtualnym’; a przecież wedle tych najnowszych (!) zapisów Kościoła Świętego pierwszym zadaniem małżeństwa jest dobro współmałżonków, więc jeżeli cokolwiek miałoby wpłynąć na osłabienie lub zniesienie tego jakkolwiek bądź rozumianego indywidualnego, osobistego, personalnego, egocentrycznego „dobra”, tu, teraz, jak najbardziej doczesnego… a zwłaszcza dobra kobiety współczesnej – patrz wyżej – która jest istotą nad wyraz wrażliwą, kreatywną, innowacyjną (lecz i mężczyźnie tych cech nie brakuje), no to wtedy można by lub choćby trzeba by…”. I tak dalej.

Co to by była za kooperacja pomiędzy TAKĄ WŁAŚNIE władzą świecką, a TAKĄ WŁAŚNIE władzą duchowną?

Atoli wszystko już było – i swoje następstwa miało i ma przez cały czas – iż wskażemy choćby na owe jakże dramatyczne dzieje społeczeństwa i Kościoła w Hiszpanii „posoborowej”. Zjawiska jak tamte Polski też już dosięgły.

C.D.N.

Polecamy również: Ukraińska aktywistka zapowiada bunt jej rodaków w Polsce

Idź do oryginalnego materiału