Marcin Drewicz: Czy Polska słusznie powinna mieć kompleksy wobec Zachodu?

1 dzień temu

Marcin Drewicz: W ODPOWIEDZI REDAKCJI MP: CZY POLSKA SŁUSZNIE POWINNA MIEĆ KOMPLEKSY WOBEC ZACHODU?

Kompleksy? Jak rozumiemy: tzw. kompleksy niższości lub poczucie niższości. To mogło być jakoś, ale koniecznie warunkowo, uzasadnione w czasach PRL-u, z powodów oczywistych; a dotyczyć mogło także wielu innych narodów znajdujących się po wschodniej-sowieckiej stronie „żelaznej kurtyny”. Chcemy być nie po tej stronie „żelaznej kurtyny”, po jakiej dane nam jest przebywać – i stąd kompleks niższości gotowy. Te sprawy najcelniej ujmowano w tzw. piosence prawdziwej, w niezależnych kabaretach i w ogóle w dowcipach, „smutno-wesołych, ale prawdziwych”.

„Pan mi każe gnać na piechotę, a oni tam na Zachodzie jadą… samochodamy (sic!)” – wzdychał uczestnik pewnej z założenia wcale nie kabaretowej debaty telewizyjnej w PRL-u.

Pozostałością po PRL-u jest owa podobno niska samoocena Polaków. Ale… częściej mówiono o niej dość dawno temu, gdyż na przełomie XX/XXI wieku. Od tamtego czasu wzrosło nowe pokolenie (!), więc coś się mogło w tej mierze zmienić, prawdopodobnie na lepsze. My tego nie wiemy, gdyż nie znamy najnowszych wyników stosownych badań (o ile takie były ostatnio prowadzone).

Już w tym punkcie naszych rozważań wołamy: wiedza! wiedza! wiedza! Ta o otaczającym nas świecie i o nas samych. To ona leczy nas z rozmaitych tzw. stereotypów, i z „zakompleksienia” też.

Dzisiaj? Kompleksy? Na przełomie pierwszej i drugiej kwarty XXI wieku? To zależy! Od czego to zależy?

Od tego, jakie jest tzw. dziejowe posłannictwo danego narodu-kraju-państwa, w rozważanym przypadku: a/Polski oraz b/”Zachodu”. „Zachodu” pisanego w cudzysłowie, gdyż on dzisiaj nie jest jednością. A kiedy nią był? Owszem – w znacznym stopniu był nią w czasach potęgi Związku Sowieckiego po drugiej wojnie światowej, czyli w okresie „zimnej wojny”.

„Zachód”… ale czyj? Czy ten post-karoliński: Francja-Niemcy-Włochy? W obydwu wojnach światowych XX wieku przecież żadną jednością on nie był!

Czy może ten anglo-saski? W Polsce znany i jakkolwiek bliżej charakteryzowany dopiero od drugiej wojny światowej.

Czy może historycznie i cywilizacyjnie skonfliktowany z anglo-saskim ów „Zachód” iberyjsko-amerykański (południowoamerykański), o którego samym już tylko istnieniu, takiego międzykontynentalnego ogromu (!), i w dodatku nam kulturowo i mentalnie bliskiego, w Polsce się jednak nie pamięta (sic!).

Czy może „Zachód” pozostający, podobnie jak u nas, jako pewien konstrukt zbiorowej wyobraźni, „w wirtualu”, syconej nieustającym potokiem obrazów z ekranu i dźwięków z głośnika, do wspólnoty z którym „w ciemno” aspirują szerokie kręgi mieszkańców Azji, Afryki i innych części świata?

Czy wreszcie te oplatające Polskę i świat sieci i pajęczyny „zachodnich korporacji”, czy też „instytucji międzynarodowych” lub „organizacji pozarządowych” – jako wszakże forpoczta dzisiejszego „Zachodu”. Owszem, cała masa „polaczków” (i ludzi innych jeszcze proweniencji) marzy o tym, aby tam wskoczyć i dzięki temu zapewnić sobie „to co najważniejsze”, czyli „dobrą pracę, dobre mieszkanie i dobre towarzystwo”.

Jeden z premierów polskojęzycznego rządu warszawskiego zachwalał przecież, jak to silny oddział takiej „międzynarodowej firmy” powstanie w Warszawie, dzięki czemu „najzdolniejsi Polacy już nie będą musieli szukać dobrej pracy za granicą, gdyż znajdą ją tutaj”. To się dawniej nazywało: kosmopolityzm.

Tak więc już jeden z dwóch podmiotów wymienionych w pytaniu postawionym przez Redakcję MP, mianowicie ów „Zachód”, nam się zróżniczkował; zatem stosunek Polski i Polaków do różnych części owego mega i multi „Zachodu” może być różny.

Po wtóre – jeżeli owo „dziejowe posłannictwo” Polski (lecz i innych „nie zachodnich” narodów-państw) powinno być „z jakichś powodów” takie, jak owego dzisiejszego „Zachodu”, a z jakichś powodów NIE JEST (jeśli nie jest!), no to wtedy, oczywiście, Polska niechże „słusznie” – jak podpowiada Redakcja – zapada w ów kompleks niższości i niechże w nim tkwi wytrwale! Skoro powinna ona – w przywołanym tu przypadku – realizować jakieś „zachodnie standardy”, skoro powinna ona pracowicie doszlusować do tegoż „Zachodu”, ale tego nie czyni. Co za niezguła! Co za niezdara! A wstydź się! Kompleks wyuczonej niemożności.

I ani się obejrzeliśmy, a już siedzimy mentalnie z powrotem „za żelazną kurtyną” w przywołanym wyżej PRL-u, pomimo iż od kilku dziesięcioleci „już nie trzeba”. Pamiętajmy, iż tak przez niektórych rzewnie wspominane PRL-owskie seriale telewizyjne, ich autorzy, właśnie budowali ten kompleks niższości; także w okresie post-PRL-owskim trend ukazywania Polaków jako idiotów w tych już nowszych serialach był (i jest) subtelnie kontynuowany, ostatnio zastępowany niewyszukanym brutalnym kryminałem, tak po prostu.

W tej więc dziedzinie – jakże ogólnie pojętych mass mediów – i to za pieniądze wynędzniałego polskiego podatnika „strona polska” pewnie już przegoniła ten Zachód-Zachodów, czyli hollywoodską produkcję filmową klasy D, C, B, a niechby i tę A.

Tak, rozumiemy, samoośmieszenie i samokrytyka czasami bywają pożyteczne, ale nie powinny być one WIODĄCYMI nurtami twórczości przeznaczonej dla najszerszych rzesz rodzimych odbiorców.

Tam „dziejowe posłannictwo”, a tu „ogólnowychowawcze” seriale para-komediowe oraz kryminalne – coś się nam tematyka artykułu za bardzo… rozjechała. Nie, nie rozjechała. Owe seriale (i rozmaite inne, podobne, do szerokich mas adresowane działania) pełnią rolę właśnie anty-wychowawczą, tak aby tematykę „dziejowego posłannictwa” uczynić dla jakże licznych odbiorców w najlepszym razie niezrozumiałą.

ale jakie to dzisiaj „posłannictwo” stoi – jak nieustannie przekonuje się nas w mass mediach – przed narodami-państwami? Tymi z „Zachodu”, ze „Wschodu”, z tego czy owego kontynentu.

Produkcja. Sprzedaż. Konsumpcja. Więc, nade wszystko: wzrost gospodarczy i jego wskaźniki. To jest dziś powszechnie podawane jako Cel Ostateczny – powtarzamy: Ostateczny! – życia człowieka, jego rodziny i całych narodów. Wszyscy zatem dostrzegamy tę elementarną różnicę względem katechizmowych Rzeczy Ostatecznych. Nieprawdaż? Tu li tylko doczesność, a tam wieczność – Ostatecznie!

Zatem – na pytanie postawione przez Redakcję MP (w numerze 41 czasopisma – przyp. red.) wypada odpowiedzieć przecząco. Nie! Polska nie powinna mieć kompleksu niższości wobec Zachodu, i prawdopodobnie wielka część narodu polskiego, zwłaszcza ta młodsza, już go nie ma (sic!).

Polacy jeżdżą przecież od kilku dziesięcioleci po Europie i poza Europę, i widzą jakże liczne podobieństwa pomiędzy krajami obcymi, a krajem własnym. Telewizje polskojęzyczne ciągle pokazują jakieś wykresy, czy słupki, z których wynika, iż pod takim to a takim względem już choćby wyprzedziliśmy jakieś kraje znajdujące się w przeszłości po zachodniej stronie „żelaznej kurtyny”.

O tak! Za czasów PRL-u było inaczej. Zmultiplikowane różnice stwierdzał każdy w już pierwszym kwadransie swojego pobytu „na Zachodzie”. Niektórzy już po przekroczeniu, tu w kraju, progu sklepu PEWEX (czy wiesz, kotku, co to takiego?).

Zaszła więc ZMIANA! W powszechnym przekonaniu zmiana na lepsze (a na razie mówimy tu o materialnych aspektach ludzkiego bytowania). U kogo zmiana? Czy u nich, tam na „Zachodzie”? O, nie! Ta zmiana zaszła przede wszystkiem u nas, na Środkowym-Wschodzie. A „Zachód”… jak to „Zachód”.

Przypomnijmy, iż w Rosji już w XIX wieku mówiono i pisano o „zgniłym Zachodzie”. ale jednocześnie rozwijała się tam zbiorowość owych „zapadników” (pol. zachodniaków, sic!), czyli ludzi pragnących wraz ze swoim krajem doszlusować właśnie „do Zachodu” (takiego, jaki on wtedy był).

Co ciekawe, w tejże samej epoce w Hiszpanii – po wszakże zachodniej stronie Europy – o tym co jest za Pirenejami mówiono: „w Europie”. Jedni mówili tak mając na myśli własne – jak i ci na Wschodzie – doszlusowanie „do Europy” (takiej jaka ona wtedy była); ale inni – przeciwnie – w poczuciu mającej wielowiekowe i jakże świetne podwaliny odrębności transoceanicznej katolickiej Hispanidad.

Skąd ta tu u nas w Polsce ZMIANA ostatnich czasów? Ano stąd, iż zrzucono komunistyczne ograniczenia dotyczące pospolitej codziennej działalności ludzkiej, co dla lat 90. XX w. kojarzone jest z radosną erupcją handlu „na składanych łóżkach”, w tzw. szczękach, z „ustawą Wilczka” i ze zniesieniem cenzury.

Ale, ale te… ograniczenia. Bo to one teraz w XXI już stuleciu tu do nas sięgają, powracają (!), ale tym razem właśnie… z „Zachodu”, z owej Unii Europejskiej. Tak zwany Eurokomunizm!

„Czy zatem Polska słusznie powinna mieć kompleksy niższości wobec… Eurokomunizmu?”. Eee… panie! Co za kiepski żart.

W czasach tzw. zimnej wojny ów zjednoczony przez istnienie wyraźnego wspólnego wroga Zachód na Związek Sowiecki patrzył z obawą, ale zarazem ze wzgardą i z wyższością (sic!). Przecież nie tylko Zachód. My też! To Polacy i narody sąsiednie o sowieckich bolszewikach wiedzieli takie rzeczy, o jakich Zachód choćby słuchać ani wierzyć w nie nie chciał.

W czasach PRL-u powiedzonko „ruska chała” oznaczało dziadostwo i bubel; i choćby kosmiczne sukcesy Łajki, Sputnika, czy majora Gagarina nie miały tu nic do rzeczy, po prostu nie liczyły się, będąc co najwyżej podnietą dla polskojęzycznych dowcipów (sic!). Sowieci rewanżowali się powiedzonkiem: „Wsio taki, no Poliaki w kosmos nie lietajut”.

Skoro o polskich obawach tu mowa, to prawdziwą obawę wtedy wywoływało rozpowszechnianie się równoległego i w taki sam ładunek pogardy wyposażonego, a „przed wojną” (drugą światową) przecież nieznanego powiedzonka: „polska chała”. I rzeczywiście – „polska chała” się przydała. Ale komu? Oto owemu Zachodowi, który pod względem przynajmniej gospodarczym tak płynnie SKOLONIZOWAŁ Polskę (i inne byłe KDL-e) w latach 90. XX wieku. I tak już pozostało (sic!).

ale na to antidotum nie będzie stanowiło żadne przecież czcze i puste „poczucie niższości”, czy jakieś deformujące „zakompleksienie” dzisiejszych Polaków, ale roztropne pogłówkowanie, na miarę owej Ligi Narodowej sprzed ponad stu lat, jak tu się wydobyć spod tej nowej zależności.

Zresztą, skoro zmiany, to nie tylko u nas, ale i po szerokim świecie. Piszący niniejsze nigdy nie był w – na przykład – Chinach. I pewnie już nie będzie. Z rozmaitych doniesień o tym wielkim kraju nieodmiennie wnioskujemy, iż w pytaniu postawionym przez Redakcję można dokonać małych – nomen-omen – zmian, aby było: Czy Zachód słusznie powinien mieć kompleksy wobec Chin?

Niejeden Polak powie, jakże zawistnie, iż powinien, a to po to, aby poznać, w czym dane było żyć nam, narodom podległym, zatem: by poznać poczucie zagrożenia ze strony silniejszego, lepszego, sprawniejszego. Dodajmy w tym właśnie miejscu, iż sto i więcej lat temu relacja Chiny-Zachód była odwrotna. W Chinach ponoć o tym dobrze pamiętają, gdy na Zachodzie już od dawna nie.

Spotkaliśmy kiedyś człowieka, tu w Polsce, który okazywał niejaką satysfakcję z zamachu na wieżowce World Trade Center w roku 2001, a adekwatnie – dosłownie – z upadku w prochu i pyle tego „pomnika nowych czasów”: „No, to się 'Oni’ nareszcie doczekali…”.

Ciekawe, czy istnieją światowe badania opinii na ten, na przykład, temat. Ich wyniki mogłyby być dla nas nader zaskakujące i pouczające. Można snuć domysły, w jakich to krajach mniej lub bardziej milcząco podzielano satysfakcję tamtego człowieka, w swojej ojczyźnie będącego jednak chyba raczej w mniejszości. Wyniki takich badań ubocznie by świadczyły o owym na wstępie już przez nas wspomnianym zróżniczkowaniu tego, co potocznie zwie się u nas „Zachodem”.

Na początku posłużyliśmy się „staromodnym” pojęciem „posłannictwa dziejowego”; iż mianowicie każdy naród ma na danym etapie swojego bytowania jakieś zadanie do wykonania. Niekiedy dotyczy to jakiejś grupy narodów, iż wspomnimy klasyczny przykład epoki wypraw krzyżowych i rekonkwisty; później zaś katolickich misji prowadzonych po całym świecie, także dzisiaj.

To zadanie bywało wszak różne. zwykle polegało ono po prostu na codziennym bytowaniu wiedzionym w jakiś określony sposób, wedle jakichś określonych zasad. W zdaniu bezpośrednio poprzedzającym bezwiednie zawarliśmy jedną z definicji hasła „cywilizacja”.

Otóż właśnie… Spełnianie priorytetów cywilizacji, do jakiej należymy oraz naszej narodowej kultury rozwijającej się poprzez wieki w blaskach i zarazem wewnątrz owej cywilizacji.

Czy do tychże PRIORYTETÓW należą, przywołane powyżej: Produkcja? Sprzedaż? Konsumpcja? Więc, nade wszystko: wzrost gospodarczy i jego wskaźniki, demonstrowane za pośrednictwem możliwie czytelnych słupków i wykresów? No, i produkcja odpadów, czyli po prostu śmieci, zwłaszcza tych plastikowych, na skalę jeszcze pół wieku temu nieznaną! I wyrzucanie jedzenia! I postępująca degradacja środowiska przyrodniczego! I niemożność oglądania na niebie gwiazd w noc bezchmurną (a dlaczego?)! I tak dalej…

Taka li tylko materialna i materialistyczna przewałka (!) – co zeżresz, to „przewalisz” i wydalisz. Nadwyżkę wyrzucisz, wszystko jedno gdzie, albo – za przeproszeniem – wyrzygasz (sic!). O, tak! Są to następstwa pasma owych w rozmaitych dziedzinach rewolucji nękających właśnie „Zachód” od mniej więcej XVI wieku.

O, nie! Do naszych PRIORYTETÓW one na pewno nie należą! To nie one są CELEM NASZEJ CYWILIZACJI! Lecz, owszem, do samej cywilizacji, zresztą… do każdej cywilizacji – jeżeli pominąć te patologie związane z marnotrawstwem i niszczycielstwem – należą one jako ważne materialne podstawy jej funkcjonowania, tu, na tym ziemskim łez padole. I tyle!

Nasuwa się pytanie o to, z kim, z jakim narodem, krajem, z grupą państw jest nam Polakom najbardziej „po drodze”. Kto jeszcze należy dzisiaj, pomimo wszystko, do tej samej cywilizacji lub choćby sub-cywilizacji, co my? Ale… czy my Polacy dzisiaj należymy w ogóle do jakiejś… cywilizacji? Jak ją nazwać? jeżeli post-komunistyczno-europejską, wtedy pole wyboru towarzyszy podróży się wyraźnie zawęża. ale jeżeli – pomimo wszystko – cywilizacją łacińską (Feliks Koneczny), wtedy sięgać możemy także na inne kontynenty.

Ale… narody są dzisiaj wewnątrz podzielone. Pewien czynny dziś w Polsce polityk mówił o „Polakach łacińskich” (sic!), „takich, którzy chcą przez cały czas być Polakami” i o Polakach pozostałych (i nie dotyczyło to akurat różnic pomiędzy Mszą Św. przed- i po-soborową). Miał rację. Niemniej, choćby wobec podobnych podziałów dotykających inne narody przez cały czas jest jednak do kogo wyciągnąć rękę, w Europie i poza nią. Aliści pytanie postawione przez Redakcję można w związku z powyższym zmienić na takie oto:

Czy Polacy „łacińscy”, „ci którzy chcą pozostać Polakami”, słusznie powinni mieć kompleksy niższości wobec „Zachodu” (takiego jaki on dzisiaj jest)?

Przyznacie sami, iż odpowiedź na tak postawione pytanie obejmie jednak nieco inny zbiór zagadnień, aniżeli te przywołane powyżej.

Warszawa, koniec lutego 2025 r.

Polecamy również: Imigrant zaatakował polskiego ochroniarza

Idź do oryginalnego materiału