Marcin Bogdan: Trudna wymiana capo di tutti capi

solidarni2010.pl 16 godzin temu
Felietony
Marcin Bogdan: Trudna wymiana capo di tutti capi
data:21 czerwca 2025 Redaktor: GKut

Afera taśmowa w roku 2014 wstrząsnęła polską sceną polityczną. w tej chwili mamy aferę taśmową 2.0.


Te dwie afery dzieli 11 lat, a co je łączy? Jaki jest ich wspólny mianownik? Łączy je to, iż większość nagrań, zarówno wtedy jak i teraz, dokonywana była za rządów Platformy Obywatelskiej. jeżeli choćby nagrań tych nie dokonywały służby specjalne, to służby specjalne powinny chronić będących u władzy polityków przed tego typu zagrożeniem. W roku 2014 ministrowie rządu Tuska chodzili regularnie do określonych restauracji, spotykali się w miejscach znanych i przewidywalnych. Dlaczego zatem służby nie wykryły założonych tam podsłuchów? Dlaczego nagrania zarejestrowane w roku 2019, a więc za rządów Zjednoczonej Prawicy, nie wyciekły wtedy, podczas kampanii wyborczej, tylko teraz?

Jest tylko jedno racjonalne wyjaśnienie. Zarówno wtedy, w roku 2014, jak i teraz, ujawnienie kompromitujących określonych polityków nagrań nie było efektem działań prawicy, tylko efektem tarć wewnętrznych i to nie w szeroko pojętej koalicji, ale w samej Platformie Obywatelskiej. To efekt działań zmierzających do wymiany capo di tutti capi. Żeby to dobrze zrozumieć warto na chwilę cofnąć się do czasów PRL-u. Partia komunistyczna miała wtedy niepodważalny monopol na rządzenie. Ale wewnątrz partii były różne koterie i nieformalne grupy chętne do przejęcia władzy w swoje ręce, oczywiście wewnątrz partii i w ramach jedynie słusznej linii. Ponieważ, niezależnie od braku demokracji w kraju, sama partia nie była strukturą demokratyczną, zmiana pierwszego sekretarza odbywała się w formule wewnętrznego przewrotu, przy braku akceptacji ze strony odsuwanych od żłobu aparatczyków. Dodatkowym elementem towarzyszącym takim przewrotom były zawsze protesty społeczne wywołane kryzysem ekonomicznym. Dochodziło do strajków, ulicznych manifestacji, były ofiary, także śmiertelne. Ludzie przeciwstawiali się władzy, przeciwstawiali się idei komunizmu, ale jedynym efektem ich protestów była zmiana capo di tutti capi. Nowy sekretarz krytykował poprzednika za „błędy i wypaczenia” a społeczeństwo zjednywał pustymi obietnicami, jak choćby słynne „pomożecie” skierowane do robotników przez Gierka tuż po masakrze na Wybrzeżu i po odsunięciu Gomułki od władzy. Zamiast oczekiwanego przez społeczeństwo obalenia komunizmu następowała zmiana pierwszego sekretarza, zamiana jednej koterii na drugą.

W efekcie okrągłostołowych „porozumień” przypieczętowanych toastami w Magdalence wytyczono dalszą jedynie słuszną drogę z aktywnym udziałem dawnych komunistów przefarbowanych na liberałów. Już od początku tej drogi na przyszłego capo di tutti capi namaszczony został Donald Tusk, o czym najlepiej świadczy jego aktywny udział w obaleniu rządu Jana Olszewskiego usankcjonowany słynnymi słowami „panowie, policzmy głosy”. Od tego momentu, od nocnej zmiany z 4 czerwca 1992 roku, miała Polską po wsze czasy rządzić lewicowo-liberalna formacja. Dokonano skutecznej transformacji komunistycznej partii w partię lewicowo-liberalną, ale nie wyeliminowano problemu partyjnych koterii. Lewicowo-liberalne struktury, podobnie jak PZPR, dalekie były od zasad wewnętrznej demokracji i ewentualna zmiana partyjnego przywództwa, podobnie jak w czasach PRLu, mogła się odbyć jedynie w formule przewrotu. W odróżnieniu jednak od okresu komunizmu wybory w III RP miały pewne cechy demokracji i ich wynik nie był z góry przesądzony. Dlatego wewnętrzne spory o przywództwo w obozie lewicowo-liberalnym dawały szansę obozowi prawicowo-patriotycznemu na wygranie wyborów i przejęcie władzy. Zgodnie z zasadą gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Tak było w wyborach w 2005 roku, które poprzedziła afera znana pod nazwą „przychodzi Rywin do Michnika”. Można choćby powiedzieć, iż to była pierwsza afera taśmowa III RP. To ujawnienie propozycji korupcyjnych, brutalnej walki o wpływy w obozie lewicowo-liberalnym, pozwoliło wtedy prawicy wygrać wybory, zarówno parlamentarne jak i prezydenckie.

Identyczna sytuacja miała miejsce w roku 2015. Afera taśmowa związana z ujawnieniem rozmów polityków ówczesnego rządu, m.in. w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, skompromitowała Tuska i podważyła jego przywództwo w partii. To dlatego Tusk ewakuował się wtedy do Brukseli, czego wcześniej nie planował. Miał świadomość, iż po wyjeździe z kraju utraci swoją pozycję i wpływy w partii. Dlatego namaścił na swojego następcę, zarówno na stanowisku premiera rządu jak i przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Ewę Kopacz, osobę lojalną mu bezgranicznie. Problem polegał na tym, iż Ewa Kopacz nie posiadała choćby odrobiny inteligencji i umiejętności samodzielnego działania. Tam gdzie zdalne sterowanie Tuska nie miało zasięgu musiała ją za rękaw pociągać Angela Merkel, bo Kopacz nie potrafiła choćby przejść po dywanie przed kompanią honorową. Tusk obronił swoją pozycję lidera partii, ale totalna kompromitacja Ewy Kopacz przyczyniła się do zwycięstwa prawicy, podobnie jak w roku 2005, czyli zarówno w wyborach prezydenckich jak i parlamentarnych.

Ponieważ tym razem rządy prawicy okazały się nie tylko skuteczne ale i długotrwałe (drugie kadencje Sejmu i Prezydenta) obóz lewicowo-liberalny zawiesił wewnętrzne walki koterii, wręcz zwarł szeregi w obliczu kolejnych wyborów. Do wyborów parlamentarnych na jesieni 2023 roku ekipa Tuska przygotowała się perfekcyjnie. Wykreowano pseudo-trzecią drogą, by przyciągnąć lewicowo-liberalny elektorat negatywnie nastawiony do Tuska. Wykreowano też rzekomą alternatywę dla rządów Zjednoczonej Prawicy w postaci ugrupowania Rafała Piecha, które pozyskało część elektoratu, ale nie przekroczyło progu wyborczego, co w konsekwencji dodatkowo poprawiło rezultat ugrupowań lewicowo-liberalnych. Do tego doszła nieuprawniona ingerencja w proces wyborczy w postaci sterowanej odgórnie tzw. „turystyki wyborczej” oraz ewidentne oszustwa polegające na kilkukrotnym głosowaniu na powielane nielegalnie zaświadczenia. To wszystko sumarycznie pozwoliło Tuskowi stworzyć większościową koalicję i objąć ponownie, po dziewięcioletniej przerwie, stanowisko premiera.

Niespełna dwa lata między ostatnimi wyborami parlamentarnymi a prezydenckimi przyniosły spore zmiany w polityce światowej. W Stanach Zjednoczonych prezydentem został Donald Trump, którego Tusk publicznie nazywał rosyjskim agentem, w Niemczech do władzy doszło SPD, a kanclerzem został Friedrich Merz, który żywi osobistą nienawiść do Tuska. Sytuacja geopolityczna w połączeniu z katastrofalnymi wynikami polskiej gospodarki spowodowała, iż Tusk nie odważył się kandydować na Urząd Prezydenta. Widząc rosnącą wewnątrz własnej partii opozycję, inaczej, rosnącą w siłę nieprzychylną mu koterię, powtórzył manewr z roku 2015, przeforsowując w ostatnich wyborach prezydenckich kandydata całkowicie mu lojalnego, ale zarazem niezdolnego do poprowadzenia skutecznej kampanii wyborczej. To skończyło się po raz kolejny sromotną porażką lewicowo-liberalnego kandydata i bardzo wyraźnym, niepodważalnym na gruncie prawa zwycięstwem Karola Nawrockiego.

Politycy aspirujący do przejęcia schedy po Tusku, jak choćby Radosław Sikorski, doskonale zdają sobie sprawę, iż godziny liberalno-lewicowego rządu są policzone i jedyną szansą na utrzymanie się przy władzy Platformy Obywatelskiej jest odsunięcie Tuska od sterów w partii i zmiana na stanowisku premiera. Tusk, w odróżnieniu od roku 2014, nie ma tym razem dokąd „emigrować”. Broni się zatem i będzie się bronił zaciekle. Stąd afera taśmowa 2.0. Ponieważ głównym antybohaterem ujawnionych nagrań jest przyboczny Sikorskiego Roman Giertych, można przypuszczać, iż rozgrywającym aferę taśmową jest Tusk i jego koteria. Ale to dla nas, dla Polski, sprawa wtórna. Ważne, iż po raz kolejny doszło do walki buldogów pod dywanem, a jak wiadomo, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Może nie tyle korzysta, ile może skorzystać. Dlatego szeroko pojęta prawica, dlatego obóz patriotyczny, dlatego Polska nie może zmarnować tej okazji. Oni wygrywali wtedy, gdy się jednoczyli i gdy udawało im się nas podzielić. Przegrywali, gdy sami toczyli wewnętrzną walkę o władzę a nam udawało się w tym czasie zapomnieć o mało istotnych różnicach i zjednoczyć wokół kluczowych wartości. I teraz jest właśnie taki moment, taka dziejowa chwila, której nie wolno nam zmarnować. Nie wolno.

Ktoś po przeczytaniu tego tekstu może zapytać, jak to możliwe, iż wewnętrzne spory, czy to po stronie liberalnej lewicy czy po stronie prawicy, mogą prowadzić do tak szybkiej porażki i utraty władzy. Przecież po obu stronach jest tzw. żelazny elektorat, który nie ulega presji tego typu sporów, żelazny elektorat którego nic nie zniechęci, nic nie przekona, nic nie złamie, który nigdy nie zmieni zdania. Tak, ale żaden z tych elektoratów nie stanowi w Polsce większości. Przyjmijmy w uproszczeniu, iż po każdej ze stron jest 40% aktywnych wyborców, aktywnych, a więc tych, którzy regularnie biorą udział w wyborach. Reszta głosujących to tzw. środek, osoby zabiegane, zatroskane codziennymi problemami, które nie śledzą na co dzień polityki i nie mają dobrego rozeznania w niuansach różnych politycznych gier, podchodów, nacisków i wpływów. Znowu ktoś może powiedzieć, iż przecież z biegiem lat ten środek powinien nabrać doświadczenia, rozeznać się w niuansach polityki, wszak Polak mądry po szkodzie. Tylko, iż ten środek stale fluktuuje. To nie są ciągle ci sami ludzie. Swego czasu liberalna lewica żywiła nadzieję, iż elektorat prawicowy będzie stopniowo, w sposób naturalny, wymierał. Tak jednak nie jest. Część osób z tego środka, z upływem czasu, choćby powodowana obawą podniesienia wieku emerytalnego, skłania się do głosowania na ugrupowania prawicowe. Na ich miejsce, do tego wahającego się środka, wchodzą kolejne pokolenia. Środek zmienia się personalnie ale nie zmienia się mentalnie. To jest ciągle grupa wyborców, która ceni sobie stabilizację i przewidywalność. Dlatego to właśnie ta grupa wyborców, w odróżnieniu od twardych elektoratów, jest w jakimś sensie elastyczna. Gotowa jest zmienić swoje preferencje pod wpływem dynamiki wydarzeń. Jest języczkiem u wagi.

Platforma Obywatelska, by utrzymać się przy władzy, może choćby po to by przetrwać, musi dokonać wymiany capo di tutti capi. Stąd te taśmy, stąd ujawnianie kompromitujących materiałów. Elektorat środka to widzi, elektorat środka tego nie akceptuje, elektorat środka czasowo przechyla się na prawą stronę. To dziejowa chwila, której nie wolno nam zmarnować. Nie wolno.

Marcin Bogdan

Idź do oryginalnego materiału