Marcin Bogdan:Szczęściarze
Cały czas aktualne były słowa piosenki Agnieszki Osieckiej z roku 1963 o Okularnikach:
„Wymęczeni, wychudzeni,
Z dyplomami już w kieszeni,
Odpływają pociągami,
Potem żenią się z żonami
Potem wiążą koniec z końcem
Za te polskie dwa tysiące”
Warto dodać, iż tekst ten był efektem kompromisu z cenzurą. Pierwotnie końcowa fraza utworu brzmiała: "Potem żyją na wsi w mieście, za te polskie tysiąc dwieście". Cenzura uznała, iż przytoczona w utworze kwota jest zbyt krytyczna dla socjalistycznej rzeczywistości i Agnieszka Osiecka musiała przeredagować słowa piosenki, by ta mogła być wykonywana publicznie.
Ale nie wszyscy w tym czasie „wiązali koniec z końcem”. Danuta Wałęsa napisała po latach w swojej autobiograficznej książce: „Pralkę kupiliśmy dzięki temu, iż mąż znów wygrał w totolotka”. A sam Lech Wałęsa stwierdził z rozbrajającą szczerością: „Wygrywałem zawsze, kiedy naprawdę potrzebowałem”. No po prostu niesamowity szczęściarz.
Od tego czasu minęło 50 lat. Poziom życia w Polsce, ale przede wszystkim w Europie zachodniej, znacznie się podniósł. Większość już nie musi wiązać końca z końcem. Ale dla wielu to było zbyt mało. Owładnęła ich pokusa posiadania wielkich pieniędzy. Kiedyś lgnęli do władzy, by się wzbogacić. Teraz sytuacja uległa odwróceniu. Dzięki pieniądzom starają się zdobyć władzę. Zdobyć władzę, by rządzić nie tylko jakimś krajem, ale całą Europą, najlepiej całym światem. Taki też jest były belgijski minister spraw zagranicznych i finansów, a następnie komisarz europejski do spraw sprawiedliwości Didier Reynders. Jego przejście od finansów do orzekania o sprawiedliwości jest wręcz symboliczne dla tego procesu. Ale nie tylko symboliczne, także faktyczne. Żeby wspiąć się na szczyty europejskiej władzy potrzebował pieniędzy, dużych pieniędzy. Dlatego kupował losy Loterii Narodowej, którą jako minister belgijskiego rządu nadzorował. Kupował losy i wygrywał. No po prostu niesamowity szczęściarz.
Nie wiadomo ile Wałęsa „zainwestował” w totolotka i jaka była stopa zwrotu. W belgijskiej Loterii Narodowej średnia stopa zwrotu wynosiła 60%. Didier Reynders kupował elektroniczne losy za gotówkę, a wygrana była wypłacana na jego cyfrowe konto w tejże Loterii. Następnie Reynders przelewał pieniądze na swój rachunek osobisty. Jak podkreślają komentatorzy, to popularna metoda prania brudnych pieniędzy, a 40-sto procentowy koszt zalegalizowania środków niewiadomego pochodzenia jest w takim przypadku jak najbardziej akceptowalny. Didier Reynders wspiął się tą drogą na szczyty europejskiej władzy. Zdaniem belgijskich mediów obracał się w bliskim kręgu stowarzyszenia „Bruno Lussato i Marine Fedier” kierowanego przez rosyjskiego oligarchę Olega Deripaskę. To w Samarze w zakładach należących do Deripaski remontowany był rządowy TU154-M, który eksplodował pod Smoleńskiem. Didier Reynders z wielkim zaangażowaniem atakował polską komisję ds. badania rosyjskich wpływów, nazywając ją „narzędziem do politycznej nagonki”. Dużo też wiedział o praworządności, dlatego często gościł w Polsce instruując takich polityków jak Tusk czy Bodnar.
Należy zatem postawić pytanie, czy powinniśmy czuć się szczęśliwi, iż rządzą nami tacy szczęściarze? A jeżeli nie odczuwamy szczęścia to może powinniśmy temu szczęściu pomóc i obstawić totolotka lub kupić losy na loterii? Tylko skąd wziąć na to środki? Bo przecież jeżeli pieniądze są niewiadomego pochodzenia to nie wiadomo skąd je wziąć. Wałęsa i Reynders wiedzieli. Szczęściarze?
Marcin Bogdan