Marcin Bogdan: Podkładanie bomby pod wybory

solidarni2010.pl 1 dzień temu
Felietony
Marcin Bogdan: Podkładanie bomby pod wybory
data:15 czerwca 2025 Redaktor: GKut

Nie tak dawno temu, przed siedmioma górami, przed siedmioma lasami, w kraju, który był kiedyś Królestwem, odbywały się ważne wybory. Ważne, bo na Urząd Prezydenta, ważne, bo ich wynik mógł domknąć system, czyli domknąć unijno-niemiecką kuratelę nad krajem.

Waga tych wyborów wywołała wyjątkowo ostrą, wręcz brutalną kampanię, która miała mobilizować wyborców do udziału w głosowaniu. Brutalna kampania mogła też wywołać wśród członków komisji wyborczych pokusę nadużyć, czyli mówiąc wprost , oszustw, wszak niektórzy hołdują idei, iż cel uświęca środki. Tu trzeba dodać, iż ordynacja wyborcza w kraju doskonała nie jest. Ot choćby cisza wyborcza. Obowiązuje od północy z piątku na sobotę aż do ostatniej sekundy głosowania, czyli do godziny 21 w niedzielę. Zdarzały się onegdaj takie przypadki, iż gdy w jakieś komisji musiano z powodów losowych przerwać na kilkadziesiąt minut głosowanie, przedłużano czas pracy tejże komisji o godzinę i zarazem także o godzinę przedłużano czas obowiązywania ciszy wyborczej w całym kraju. Była w tym jakaś logika, bo jak cisza to cisza. Ale w roku 2023 zapomniano o tej zasadzie lub ją zwyczajnie złamano, bo, mimo iż cisza zakończyła się punktualnie o 21 i podano pierwsze sondażowe wyniki, to w niektórych komisjach, w tym w słynnym wrocławskim Jagodnie, wybory trwały w najlepsze do późnej nocy. Wyborcy znając wstępne wyniki mogli, zmobilizowani tymi wynikami, udać się jeszcze w nocy do komisji (lub dać się do niej zawieźć), by przeważyć wynik wyborów na którąś ze stron.

Nie słyszałem, by ustawodawca wyciągnął z tego faktu jakieś wnioski i dokonał stosowych poprawek w ordynacji. Ale wnioski wyciągnęło społeczeństwo i w tegorocznych wyborach prezydenckich członkowie komisji i mężowie zaufania tych kandydatów, którzy cenią sobie uczciwość, dopilnowali, by takie sytuacje nie maiły już miejsca. Ale jakoś nikt nie zwrócił uwagi na to, iż proces liczenia głosów w komisjach odbywa się już po zakończeniu ciszy wyborczej, w sytuacji gdy członkom komisji znane są sondażowe a także cząstkowe wyniki wyborów. Pojawiać się zatem może pokusa, by jakoś ten wstępny wynik poprawić lub skorygować, wszak niektórzy hołdują idei, iż cel uświęca środki.

W mieście królewskim, bo miasto to było przecież kiedyś stolicą Królestwa, w jednej z komisji zabrakło przedstawiciela kandydata, który przeciwstawiał się domknięciu systemu. Wspierająca go partia opozycyjna głosiła, iż tym razem dopilnuje wyborów, iż tym razem nie dadzą się oszukać. Ochronią wybory. I co? I nie potrafili choćby zapewnić, by w każdej komisji był ich przedstawiciel. Po co pilnować wyborów w królewskim mieście skoro i tak wygra tam konkurent domykający system. Porażająca filozofia, ale zarazem pokusa dla komisji. Pokusa, bo skoro nie patrzą na ręce ……… O godzinie 21 do komisji dotarła informacja o sondażowych wynikach exit poll. Jest dobrze, jest przewaga, mała przewaga, ale jest. Teraz wystarczy przypilnować a jak się da, to może lekko podpompować. Wszak cel uświęca środki. No i najgorsze co by się mogło wydarzyć to przegrana kilkoma głosami, na żyletki.

W tej komisji w królewskim mieście oddano dużo, bo blisko 1700 głosów. Było co liczyć. O godzinie 23 komisja jeszcze pracowała. I to wtedy, jak grom z jasnego nieba, przyszła informacja o wynikach late poll. To nie tylko zapowiedź przegranej, ale zapowiedź wysokiej przegranej: 50,7 : 49,3. Łatwo policzyć, choćby bez kalkulatora, iż to przewaga ok. 400 tys. głosów. W jednej komisji tylu głosów się nie dopompuje. Co zatem robić, jak uchronić domykający się system przed niedomknięciem? Jak uniknąć wstydu przed lewacko-liberalnym światem? Jak odpłacić za sowitą pomoc przyjaciołom, wszak die Freunde poznaje się w biedzie. Jak? No jak?

Tak to jest w kraju, który był kiedyś Królestwem, iż komisje wyborcze nie mają dostępu do komputerów. To taki ukłon wobec konserwatystów i tradycjonalistów. Ale ponieważ wyniki wpisane manualnie do protokołu trzeba wprowadzić do komputera, trzeba przesłać drogą elektroniczną do PKW, przewodniczący komisji, bo to on ma specjalne kody dostępu, udaje się do pomieszczenia, w którym jest komputer obsługiwany przez przydzielonego z urzędu informatyka. Przewodniczący najczęściej udaje się tam sam. Wszyscy członkowie są już bardzo zmęczeni, w komisji stoją worki z zapakowanymi listami wyborców i oddanymi głosami, tego też trzeba pilnować. A przewodniczącego pilnować nie trzeba, bo i tak przyniesie za chwilę wydrukowane z systemu protokoły, więc trudno sobie wyobrazić, by różniły się z tym co komisja ustaliła. I nagle pojawia się olśnienie, przebłysk geniuszu. Przewodniczący podając informatykowi wyniki zamienia kandydatów kolejnością. Temu, który dostał 1132 głosy przypisuje 540, a temu co dostał 540 przypisuje 1132. Żargonowo nazywa się to czeskim błędem. Ale przecież w ten sposób zadziałał na szkodę kandydata, którego reprezentuje, jeszcze powiększył jego porażkę. Nie szkodzi, jesteśmy na innym etapie a gra idzie o wysoką stawkę. Przewodniczący wraca do komisji, daje pozostałym członkom wydrukowane kopie protokołów do podpisu. Protokół ma kilka stron. Podpisy członkowie komisji składają na ostatniej stronie, a najważniejsze dane, wyniki wyborów, są na stronie przedostatniej. Zdarza się, iż komisarze wyborczy wywierają presję na komisjach, by nie składać parafek na pozostałych stronach protokołu, bo ktoś może niechcący zahaczyć swoim podpisem o kod kreskowy i potem taki protokół fizycznie wysłany do PKW nie da się zeskanować. Argument żenujący merytorycznie, ale skuteczny w praktyce. Tak więc członkowie komisji składają podpisy na ostatniej stronie protokołu, nie patrząc choćby na stronę przedostatnią z wynikami. Wszystko wydaje się legalne, przecież każdy z członków komisji ma prawo zabrać protokół do domu, zabrać dowód rzeczowy.

W mieście królewskim członkowie jednej z komisji, dnia następnego, gdy ustąpiło zmęczenie, zobaczyli z przerażeniem, iż na protokole, którego kopię zabrali do domu, widnieje wynik wyborów odwrotny do tego, który komisja z ich udziałem ustaliła. I to na niekorzyść kandydata, którego komitet delegował ich do pilnowania tych wyborów. Nie mogli tego ukryć, nie po to zgłosili się do komisji, by teraz udawać w swoim liberalnym sumieniu, iż nic się niestało. Zgłosili więc sprawę do komisarza wyborczego, ogłosili to w mediach. Pomyłkę tłumaczyli „zmęczeniem i nieporozumieniem”. Sprytnie podłożona bomba została zdetonowana. Zaraz zgłosili się członkowie innych komisji, którzy kajając się stwierdzili, iż u nich było podobnie, a choćby jak nie było, to być mogło. Wprawdzie zafałszowany wynik w kilku komisjach, przy takiej różnicy głosów w skali kraju, nie może mieć wpływu na ostateczny wynik wyborów, ale uznano, iż mamy do czynienia z pewnym powtarzalnym zjawiskiem, a zjawisk bagatelizować nie można, szczególnie powtarzalnych. Wie o tym znany mecenas, zwany Koniem, który nie chce, aby powtórzyła się próba jego aresztowania. Nie wiadomo skąd przydomek Koń, może z racji wysokiego wzrostu a może z racji klapek na oczach, które powodują, ze mecenas nie widzi nic, poza własnym ego. I to jego ego podpowiedziało mu, iż we wszystkich komisjach mogło dojść do zamieniania głosów i iż prawdopodobnie ten co wygrał te wybory to je przegrał, a ten co przegrał to w rzeczywistości wygrał. I złożył protest, i żąda, żeby przeliczono ponownie głosy ze wszystkich komisji, z całego kraju.

Kto przeliczy ponownie głosy? prawdopodobnie mecenas zwany Koniem, a pomoże mu w tym także mecenas, zwany z kolei Gruchą. Dadzą radę, byle im nikt nie przeszkadzał. Różne papierki już liczyli, niektóre choćby wartościowe. To co tam kartki z głosami, policzą je sami. A to co policzą to i tak zatwierdzą sędziowie. Ci najstarsi oczywiście, bo mają największe doświadczenie. Ci najstarsi już nie raz zatwierdzali. Zatwierdzali choćby wtedy, gdy komunistyczna partia dostawała 99,9% poparcia. Czy tak było? Czy taki jest plan? Niech ktoś udowodni, iż jest inaczej. Felietonista może snuć różne domysły.

Marcin Bogdan

____________________________
Od redakcji:
Przypomianmy, iż można nabyć książkę Marcina Bogdana "OSTATNIE LATA POLSKI W FELIETONACH"

Osoby, które są zainteresowane posiadaniem książki, prosimy o dobrowolną wpłatę na cele statutowe Stowarzyszenia Solidarni2010 oraz przesłanie informacji na adres [email protected]

Oto nr konta:

67 2490 0005 0000 4520 4582 2486

Książka wydana została staraniem i środkami członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 w ramach działań statutowych.

Idź do oryginalnego materiału