Manipulacja zamiast refleksji. Kaczyński z zawiści atakuje KPO

14 godzin temu

Jarosław Kaczyński po raz kolejny udowadnia, iż niezdolność do autorefleksji i politycznej odpowiedzialności potrafi iść w parze z gotowością do ostrej krytyki.

Tym razem na celowniku znalazły się środki z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), które – po miesiącach starań obecnego rządu – wreszcie trafiły do Polski. Co robi lider Prawa i Sprawiedliwości? Zamiast pogratulować rządowi skuteczności w odblokowaniu funduszy, które przez lata pozostawały poza naszym zasięgiem z winy jego własnej formacji, próbuje stworzyć z tego… aferę.

Niepokojąca jest nie tyle sama krytyka – bo kontrola władzy jest niezbędna – co jej kierunek, ton i intencje. Kaczyński, posługując się hasłami o „jachcie”, „solarium” czy „ekspresie do kawy”, stara się wykreować wrażenie marnotrawstwa, które ma rzekomo symbolizować całokształt działań obecnego rządu w ramach KPO. Pomija jednak fundamentalny fakt: te środki w ogóle by nie trafiły do Polski, gdyby nie zmiana władzy.

Rząd PiS przez niemal dwa lata nie był w stanie spełnić podstawowych warunków niezbędnych do uruchomienia środków z KPO. Brak reformy sądownictwa, niechęć do transparentności, marginalizowanie praworządności – wszystko to skutecznie zablokowało wypłatę pieniędzy, które mogły wspierać polską gospodarkę w trudnym czasie po pandemii. Kaczyński i jego otoczenie nie tylko nie potrafili przeprowadzić procesu negocjacyjnego z Komisją Europejską, ale choćby nie wykazywali realnej woli politycznej, by zakończyć ten impas.

Dziś, gdy te same środki zaczynają płynąć do samorządów, przedsiębiorstw i organizacji, Kaczyński stara się przykleić im etykietę skandalu. Wybiera pojedyncze przykłady, celowo wyjęte z kontekstu, aby wywołać emocjonalny efekt. Nie zadaje sobie trudu, by sprawdzić, czy dana inwestycja – choćby jeżeli brzmi egzotycznie – nie spełnia przypadkiem kryteriów programu. A jeżeli nie spełnia – czy mamy do czynienia z jednostkowymi nadużyciami, czy ze świadomym systemowym marnotrawstwem? Różnica jest zasadnicza, ale dla polityki opartej na haśle i emocji – nieistotna.

Warto też przypomnieć, iż środki z KPO – zgodnie z unijnymi zasadami – trafiają na konkretne projekty wyłonione w ramach naborów prowadzonych przez niezależne instytucje. To nie rząd „kupuje jachty”, ale beneficjenci, którzy składają wnioski, a ich realizacja może, ale nie musi, spełniać oczekiwania medialnej opinii. Od tego są jednak mechanizmy kontroli, procedury zwrotu środków i odpowiedzialność instytucji wdrażających. A nie polityczny sąd kapturowy w mediach społecznościowych.

Zdumiewa także łatwość, z jaką lider PiS stawia zarzuty o rzekome „rujnowanie finansów państwa” – i to zaledwie kilka miesięcy po tym, jak jego własny rząd zostawił po sobie historyczny deficyt budżetowy, kreatywną księgowość z Funduszem Przeciwdziałania COVID-19 i rekordowy poziom długu ukrywanego poza oficjalnym budżetem. To właśnie PiS, przez osiem lat, konsekwentnie osłabiał fundamenty finansów publicznych, wypychając ogromne kwoty poza kontrolę parlamentu.

Dziś Kaczyński próbuje przekonać Polaków, iż to obecna władza nie radzi sobie z gospodarką i finansami. Tymczasem fakty są takie: Polska otrzymuje środki, których PiS nie potrafił wynegocjować; budżet został odbudowany w oparciu o wiarygodne dane, a instytucje kontrolne – wcześniej marginalizowane – znów działają. Czy to oznacza, iż wszystko przebiega idealnie? Oczywiście, iż nie. Ale różnica między obecnym rządem a poprzednim polega na tym, iż obecny – mimo błędów – działa w ramach systemu, a poprzedni – ten sam, który dziś krytykuje – ten system rozmontowywał.

Jarosław Kaczyński nie toczy więc dziś bitwy o uczciwość wydatkowania środków publicznych. Toczy bitwę o narrację. I nie dlatego, iż dostrzega nadużycia – ale dlatego, iż nie potrafi pogodzić się z faktem, iż sukces odblokowania KPO nie jest jego sukcesem.

Idź do oryginalnego materiału