Manipulacja po stronie rządu? Nie, to Błaszczak manipuluje faktami

1 dzień temu
Zdjęcie: Błaszczak


Debata nad projektem budżetu na rok 2026 stała się okazją do kolejnej politycznej kanonady ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Na konferencji prasowej przewodniczący klubu PiS, Mariusz Błaszczak, oskarżył rząd Donalda Tuska o manipulację. Według niego tłumaczenie rekordowo wysokiego deficytu zwiększonymi nakładami na obronność to kłamstwo. Problem w tym, iż argumenty Błaszczaka nie tylko są jednostronne, ale przede wszystkim oderwane od realiów finansowych i politycznych.

Projekt budżetu na 2026 r. zakłada dochody w wysokości około 647 mld zł i wydatki na poziomie 919 mld zł. Deficyt – 272 mld zł, czyli 6,5 proc. PKB – jest wysoki, ale nieprzekraczający ustawowych i unijnych progów bezpieczeństwa. Co więcej, minister finansów Andrzej Domański podkreślił, iż relacja państwowego długu publicznego do PKB pozostanie poniżej progu ostrożnościowego, a według unijnej metodologii – choć wyższa – przez cały czas mieści się w granicach akceptowalnych.

To są twarde dane. Tymczasem Błaszczak, zamiast odnosić się do całości obrazu, wybrał prostą ścieżkę – zakwestionował samą narrację o obronności jako głównym czynniku deficytu. W jego ocenie, 200 mld zł zapisane w budżecie na wojsko i bezpieczeństwo to fikcja, bo faktyczne wydatki MON pozostają na poziomie 124 mld zł, czyli tyle samo co w roku 2025. Dodał też, iż z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych wydano w tym roku zaledwie 20 proc. środków.

Problem w tym, iż Błaszczak – były minister obrony – doskonale wie, jak funkcjonują wydatki wojskowe. Część z nich to środki wieloletnie, wymagające procedur przetargowych i negocjacji międzynarodowych. To naturalne, iż realizacja niektórych kontraktów przesuwa się w czasie. Uproszczenie tej rzeczywistości do narracji „pieniędzy nie wydano, więc nie będzie modernizacji” jest niczym innym jak demagogią.

Co więcej, krytykując obecny budżet, Błaszczak zdaje się zapominać o własnej spuściźnie. To właśnie za rządów PiS wprowadzono mechanizmy zadłużania państwa poza budżetem, m.in. przez Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych czy Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Dziś te rozwiązania wciąż wpływają na strukturę finansów publicznych. Obciążanie odpowiedzialnością wyłącznie obecnej ekipy jest więc nie tylko nieuczciwe, ale wręcz cyniczne.

Błaszczak zarzuca rządowi „katastrofę finansów publicznych”. Ale co proponuje w zamian? W jego wypowiedziach brakuje konstruktywnej alternatywy. Nie słyszymy, w jaki sposób PiS zamierzałby finansować rekordowe programy socjalne, które sam wprowadził. Nie słyszymy, jak partia planuje równoważyć ogromne wydatki na wojsko z rosnącymi potrzebami w ochronie zdrowia czy edukacji. Łatwo jest oskarżać o „nieudolność”, trudniej – wskazać wiarygodny plan działania.

Błaszczak od lat buduje swoją pozycję na retoryce bezpieczeństwa i siły armii. Jednak dziś jego słowa nie są wyrazem troski o obronność, ale próbą przykrycia własnych zaniedbań. Oskarżając rząd o manipulację, sam manipuluje – pomijając fakty, wyolbrzymiając problemy i sprowadzając debatę budżetową do politycznego teatru.

Nie ma wątpliwości, iż deficyt na poziomie 272 mld zł wymaga poważnej dyskusji. Ale ta dyskusja powinna opierać się na rzetelnych danych i odpowiedzialnych propozycjach, a nie na emocjonalnych hasłach. Niestety, Błaszczak wybrał drogę łatwej krytyki, licząc na polityczne punkty, zamiast uczciwej rozmowy o stanie finansów państwa.

Wypowiedzi Mariusza Błaszczaka to podręcznikowy przykład polityki opartej na krótkoterminowej kalkulacji, a nie na długofalowej odpowiedzialności. Zamiast realnych argumentów, mamy oskarżenia o „kłamstwo”. Zamiast wizji – lament o „katastrofie”. Tymczasem wyborcy coraz częściej oczekują od polityków nie pustych haseł, ale powagi i konkretów.

Błaszczak chciał obnażyć manipulacje rządu, ale obnażył przede wszystkim własną bezradność wobec wyzwań, które sam współtworzył.

Idź do oryginalnego materiału