M. Perłowski: Żołnierze ponownie wyklęci! Nie pozwólmy na fałsz i propagandę w edukacji!

solidarni2010.pl 7 miesięcy temu
Aktualności
M. Perłowski: Żołnierze ponownie wyklęci! Nie pozwólmy na fałsz i propagandę w edukacji!
data:03 marca 2024 Redaktor: Anna

Oto fragment listu, który skierował do swojego małego syna podpułkownik Łukasz Ciepliński, ps. „Pług”, zamordowany strzałem w tył głowy w więzieniu UB na Mokotowie.
W tych dniach bowiem mam być zamordowany. Chciałem być Tobie ojcem i przyjacielem. Bawić się z Tobą i służyć radą i doświadczeniem w kształtowaniu twego umysłu i charakteru. Niestety okrutny los zabiera mnie przedwcześnie a Ciebie zostawia sierotą. Dlatego piszę i płaczę
1 marca przypada 73. rocznica jego śmierci i z tej racji dziś obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Jestem pewien, iż nikomu z Państwa nie trzeba przedstawiać takich postaci jak gen. August Emil Fieldorf „Nil”, mjr Marian Bernaciak „Orlik” czy sierż. Józef Franczak „Lalek”. Nie trzeba opowiadać ich historii ani objaśniać jej tragizmu. Nazywani faszystami, bandytami, choć pragnęli tylko ujrzeć swój ukochany kraj prawdziwie wolnym. Dziś ich rodziny często przez cały czas nie wiedzą, gdzie spoczywają ich szczątki.
Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu te historie nie były tak znane, bo zwyczajnie nie wolno było o nich mówić. Ta część naszej historii była jak bolesna drzazga, która tkwi pod skórą, ale zamiast zająć się nią i próbować oczyścić ranę, musieliśmy ją ukryć i mierzyć się z bólem, o którym nie wolno choćby wspominać.
Dziś możemy wspominać Żołnierzy Niezłomnych, obchodzić publicznie dzień pamięci i mówić o nich naszym dzieciom.
Ale już niedługo mogą powrócić w mroki niepamięci.
Żołnierzom wyklętym szykuje się kolejną śmierć – bo tę pierwszą zadano im fizycznie, a drugą próbując wymazać pamięć o nich. Teraz, po latach ich obecności na kartach podręczników do historii, znów mają zniknąć. A to wszystko za sprawą zmian proponowanych przez resort edukacji. Można było się spodziewać, iż Lewica marzy o dobraniu się do stołków w Ministerstwie Edukacji Narodowej nie bez przyczyny. I rzeczywiście – planowane przez nich zmiany w podstawie programowej pokazują wyraźnie, iż chcą wywrócić polską szkołę niemalże do góry nogami. Myli się jednak ten, kto sądzi, iż są to zmiany chaotyczne czy przypadkowe. Bynajmniej – wszystko to skrzętnie przemyślane posunięcia, a każda, choćby pozornie nieznacząca zmiana, służy wyższym celom.
Chcą bowiem wychować pokolenie wykorzenione z polskości i nieznające własnej historii. Pokolenie niezdolne do rozumienia bieżących procesów społecznych, bo do tego potrzebna jest przecież znajomość pewnych ciągów przyczynowo-skutkowych.
Z podstawy programowej historii znikną tak istotne dla rozumienia polskich losów postacie jak Danuta Siedzikówna „Inka”, rotm. Witold Pilecki, Irena Sendlerowa, rodzina Ulmów czy właśnie Żołnierze Niezłomni.
Zniknie też zapis o tym, iż na Wołyniu dokonano ludobójstwa Polaków, bo dziś to – jak się okazuje – nieprawomyślne. Teraz mowa ma być jedynie o „konflikcie polsko-ukraińskim”. Przyznają Państwo, iż konflikt między dwoma narodami, a ludobójstwo dokonane przez jeden z tych narodów na drugim, to jednak zasadnicza różnica. Relatywizowanie tych wydarzeń to zwyczajne kłamstwo i próba zatarcia pamięci o ofiarach tamtych wydarzeń.
Po co to wszystko?
Zgodnie z oficjalną wersją, kolportowaną uspokajającym tonem przez orędowników reformy, chodzi tylko o „odchudzenie podstawy programowej”, tak aby stała się możliwa do realizacji. Uczniów i nauczycieli trzeba odciążyć, zdejmując z nich obowiązek realizacji pewnych nadmiarowych zagadnień. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, iż te nadmiarowe i niepotrzebne zagadnienia wybierano zgodnie z bardzo jasnym kluczem: z podstawy wypada to, co buduje narodową dumę, co pokazuje bohaterstwo Polaków i to, co mogłoby urazić sąsiednie narody. Z lekcji historii ma zniknąć wszystko to, co kojarzy się z patriotyzmem, tożsamością narodową czy chrześcijaństwem.
Ale to nie wszystko, bo zmiany dotyczą także innych przedmiotów. I są równie niepokojące.
Z podstawy programowej dla geografii również – prawdopodobnie także całkiem przypadkowo – znikają zagadnienia dotyczące polskiej gospodarki, tradycji i kultury. Polska ma najwyraźniej pozostać tylko „ubogim krewnym” Zachodu i bez marudzenia czy jakichkolwiek ambicji zajmować przeznaczone jej miejsce kraju posłusznie spełniającego polecenia większych i bogatszych.
Sądzę, iż to, co opisałem pozwala już Państwu zrozumieć, dokąd zmierza ta „reforma” edukacji, ale to jeszcze nie wszystko.
Równie niebezpiecznie zapowiadają się także zmiany w programie biologii. I znów trudno tu uniknąć narzucających się skojarzeń ideologicznych. Z podstawy programowej tego przedmiotu mają zniknąć wiadomości dotyczące płciowości i rozrodczości, np. wiedza o przebiegu cyklu miesięcznego kobiety, o wpływie różnych czynników na rozwój dziecka w łonie matki czy o zasadach profilaktyki chorób przenoszonych drogą płciową. Już to powinno budzić nasze obawy. To przecież niezwykle istotne informacje, zwłaszcza w kontekście przygotowania do macierzyństwa. Być może jednak twórcom reformy wcale nie zależy na tym, aby wychowywać młodzież do odpowiedzialnego podejścia do seksualności i rodzicielstwa. Zamiast tego można przecież przedstawić im inne podejście: najważniejsze to się „zabezpieczyć”, bo ciąża to zagrożenie, a to, jak zadbać o prawidłowy rozwój dziecka przed narodzinami nie powinno być potrzebne, bo w razie czego będziemy przecież mieć dostęp do aborcji na życzenie.
Najbardziej ideologiczną zmianą jest jednak wykreślenie z podstawy programowej punktu, w którym mowa o tym, iż nie należy bez konsultacji z lekarzem przyjmować preparatów hormonalnych. Chyba bardziej wprost nie dało się powiedzieć, iż od dzisiaj dziewczęta mogą bezrefleksyjnie faszerować się pigułkami „dzień po” i latami łykać tabletki antykoncepcyjne albo iż branie hormonów przesłanych przez „znajomego z internetu” może się skończyć nieodwracalnym okaleczeniem ciała!
A żeby jeszcze bardziej skutecznie zniszczyć zdrowie dzieci, reformatorzy wykreślają też z podstawy programowej wzmianki o znaczeniu ruchu dla zdrowia czy o szkodliwości substancji psychoaktywnych: narkotyków, środków dopingujących, dopalaczy i niektórych leków.
Czy to wiedza zbędna dla dzieci i młodzieży? A może zbyt trudna…?
Dlaczego więc tego rodzaju treści mają zniknąć ze szkół? Może po to, aby łatwiej było uformować społeczeństwo bierne, nieświadome i skoncentrowane tylko na własnej, doraźnej przyjemności? Bez znajomości przeszłości i bez umiejętności spojrzenia w przyszłość – bo po co.

I choć jestem pewien, iż z ust polityków będziemy teraz słyszeć gorące zapewnienia, iż to wszystko dla dobra uczniów, iż ma ich odciążyć i dać czas na rozwijanie pasji; iż szkoła ma stać się miejscem przyjaznym, a nie blokiem startowym w wyścigu szczurów; albo iż to tylko kosmetyczne zmiany bez znaczenia – nie mam wątpliwości, iż nie możemy dać się zwieść tego rodzaju zaklęciom.

Szkoła od lat jest kluczowym polem ideologicznej walki dla wszelkiej maści propagandystów, a środowiska „postępowe” – Polacy wstydzący się własnego pochodzenia, feministki, edukatorzy seksualni czy lobbyści ruchu LGBT – już od dawna ostrzą sobie zęby na nasze dzieci. Teraz wreszcie mają do nich dostęp i nie obawiają się wytoczyć wszystkich dział, aby przejąć rząd dusz w tym najmłodszym pokoleniu.
To dla nich prawdziwe żniwa. Jeszcze zanim ci młodzi ludzie wykształcą w pełni swoją osobowość, zanim będą zdolni chronić się przed wpływem tego prania mózgów, indoktrynacja ruszy pełną parą.
To ostatni moment, aby ich powstrzymać!
Marcin Perłowski | Centrum Życia i Rodziny
Idź do oryginalnego materiału