Przy okazji ostatnich Świąt zebrałem wszystkie swoje przemyślenia w lewej części mózgu i zmusiłem się wręcz do wyzwolenia potężnej, niemalże o Nobel ocierającej się, myśli. Zadałem sobie pytanie: dlaczego ok. 60-70% polskiego społeczeństwa nie chce zmian i próbuje za wszelką cenę ,,ustawić się” w obecnym systemie, nie wysilając się zanadto? Nie podejmują choćby stosunkowo niewielkiego ryzyka przy okazji wyborów, a mianowicie nie chcą oddać swojego głosu na partie głoszące całkowitą zmianę systemu społeczno-polityczno-gospodarczego w Polsce. Dlaczego? Otóż problemem obecnej Polski jest ukierunkowanie aspiracji Polaków ku bezpieczeństwu, ku stabilności, ku… mundurowi. Tak, rzeczywiście, dzisiaj przeciętni rodzice marzą o karierze swoich dzieci w jakimś urzędzie, w polityce (niższy szczebel) czy w służbach mundurowych.
Ta sytuacja przypomina sanację, PRL czy, częściowo, czasy carskie XIX wieku (ach ta nielubiana Rosja). Przypomina, bo tutaj III RP poszła znacząco dalej i stworzyła istne eldorado urzędniczo-wojskowo-polityczne. Ktoś powie: no przecież ta triada jest potrzebna, bo jak to bez wojska, policji, urzędów (krajowych i samorządowych) i polityków? Przecież to niemożliwe. Racja, niemożliwe, ale tu jest problem skali i tego, z czego wynika taki pęd do ułożenia sobie życia właśnie w ten sposób. Ktoś po prostu zadbał o to (a kto?), by aspiracje Polaków były przyziemne, mało ambitne, związane z bezpieczeństwem i… wczesną emeryturą. Stąd może tak trudno w nas Polakach zaszczepić najpierw idei suwerenności, a potem wielkości i zbudowania sprawnie działającego państwa średniej wielkości. Cenimy po prostu tzw. małą stabilizację (Gomułka) i jak nam się uda ,,zaprogramować” nasze dzieci w pożądanym kierunku, to już jesteśmy w pełni zadowoleni z aktualnej sytuacji czyli z systemu społeczno-gospodarczego.
Ktoś powie: ale cóż to za szczyt marzeń być urzędnikiem, politykiem (niższego szczebla) czy policjantem? Przecież to wiąże się ze średnimi zarobkami, bez szans na jakąś znaczącą poprawę, a za to podległością wobec kogoś, bo w służbach mundurowych hierarchia stopni obowiązuje. No tak ale w przypadku służb mundurowych dodatkowo w grę wchodzi wcześniejsza emerytura, przywileje (trzynastka, mundurówka, nagrody jubileuszowe i inne) i jakaś satysfakcja, iż się jest elementem władzy czyli ,,elity elit”. Praca w urzędzie to przeważnie mała odpowiedzialność, dogodne godziny pracy i, w małych miejscowościach, prestiż. W ,,cywilu” mamy trzy wyjścia: albo założymy własną działalność gospodarczą, będziemy pracować 12 godzin dziennie, i już na starcie będziemy musieli polubić ZUS i Urząd Skarbowy, a potem być może inspekcję pracy, sanepid, etc. (zależy od branży, albo zaczniemy pracować w korporacji, co wiąże się z ciągłymi szkoleniami, planami, rywalizacją i niepewnością jutra, albo zatrudnimy się w małej firmie ale czekają nas niskie wynagrodzenia, gorsze warunki pracy, a czasem umowa zlecenie. W tej trzeciej opcji oczywiście nie oczerniam małych, prywatnych działalności gospodarczych, bo sam takową prowadzę, a raczej podziwiam tych niemalże herosów, którzy jeszcze są w stanie działać mimo tylu kłód, rzucanych przez państwo.
Ten tort administracyjno-mundurowo-polityczny, jak na taki kraj jak Polska, jest dość spory. Z danych wynika, iż w tzw. budżetówce pracuje ok. 3,5 mln. Ludzi (prawie 22% wszystkich pracujących). Rozmieniając tę sumę na drobne, to mamy ok. 120 tys. pracowników urzędów centralnych (tu polityka gra rolę), 100 tys. policjantów, 15 tys. straży granicznej, 140 tys. wojskowych.
Ktoś, kto uważnie liczy, to prawdopodobnie stwierdzi, iż z tej analizy nie wynika, by 60-70% społeczeństwa głosujących na partie systemowe, czerpało korzyści z pracy ,,na państwowym”. przez cały czas dominuje przecież sektor prywatny. Tak ale u nas Polaków jest w tej chwili silny trend poszukiwania stabilnej i nie wymagającej wysiłku, pracy, dającej średnie zarobki i poczucie bezpieczeństwa, a to zapewnić może tylko… państwo. Dlatego prawie 22% to pracownicy budżetówki, posiadający przecież swoje rodziny, a pozostała część już patrzy łakomym okiem na ich obecny stan posiadania. Woli się dostosować i w najbliższym czasie ,,ulokować” swoje nieletnie jeszcze pociechy na jakiejś fajnej posadce.
Zakładam, iż kiedyś powstanie w naszym kraju normalny rząd. Będzie się musiał zmierzyć z aspiracjami Polaków i podnieść poprzeczkę znacząco w górę. No i oczywiście skruszyć ten kompleks administracyjno-mundurowo-polityczny, i zorganizować go na nowo. Niestety Polakom to się nie spodoba.
Jarosław Luma