Łukasz Żak, nad którym ciążą zarzuty spowodowania śmiertelnego wypadku, kolejny raz dał „popis” w trakcie rozprawy. Nie chciał słuchać relacji świadka i wyprowadzono go z sali. Łukasz Żak stanął przed sądem Łukasz Żak jest oskarżony o spowodowanie wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Prowadzony przez niego samochód uderzył w auto, którym jechała czteroosobowa rodzina. Zginął 37-letni ojciec rodziny, a jego żona i dwoje dzieci ranni trafili do szpitala. W opinii biegłych Żak był pod wpływem alkoholu, pędził z prędkością 226 km/h i nagrywał telefonem swoją brawurową jazdę. W czwartek odbyła się kolejna rozprawa sądowa w procesie, w którym Żak jest głównym oskarżonym. Kierowca nie przyznaje się do winy i nie ma sobie nic do zarzucenia. Jego postawa podczas przesłuchań jest butna i arogancka. 9 października nie było inaczej, a on sam w pewnym momencie opuścił salę, gdy stwierdził, iż zeznania jednego ze świadków to „oszczerstwa i kłamstwa”. Szokujące zeznania Słowa, jakie padły z ust kolejnych osób, które zdecydowały się zeznawać, zmroziły jednak krew w żyłach obecnych na sali. Zeznawało dwóch świadków wypadku, które udzielały pomocy ofiarom zdarzenia oraz pewien policjant. Ten ostatni był odpowiedzialny za eskortę jednego z towarzyszy Żaka. W czwartek mówił o tym, iż transportowany mężczyzna powtarzał jak