Ludzie Dudy publicznie obrzucają się błotem. Takie konflikty nie rodzą się przypadkiem

2 dni temu

Otwarty konflikt między byłymi współpracownikami prezydenta Andrzeja Dudy jest czymś więcej niż tylko wymianą osobistych pretensji. To w istocie odsłonięcie kulis funkcjonowania jego kancelarii, pokazujące, iż napięcia i wewnętrzne walki mogły mieć tam charakter systemowy.

Marcin Kędryna, były dyrektor biura prasowego prezydenta, w swoim artykule opublikowanym w serwisie „Wszystko Co Najważniejsze” ostro zaatakował Marcina Mastalerka, ostatniego szefa gabinetu prezydenta. Opisuje sytuacje, w których zamiast merytorycznej współpracy miały miejsce ostre kłótnie, a choćby groźby fizyczne. Według Kędryny, już w pierwszej kadencji Dudy zespół bardziej zajmował się wewnętrznymi rozgrywkami niż realizacją celów prezydentury.

Zdaniem Kędryny pewna poprawa nastąpiła dopiero w drugiej kadencji, po dołączeniu Jakuba Kumocha jako szefa Biura Polityki Międzynarodowej. Jego silna pozycja, a także wyraziste poglądy, miały jednak generować kolejne konflikty, w tym z Mastalerkiem. W najbardziej spektakularnym opisie Kędryna przywołuje incydent, gdy Mastalerek miał „wyskoczyć do niego z rękami” i używać obraźliwych słów. Twierdzi, iż próbował zrozumieć przyczynę ataku, ale zamiast odpowiedzi usłyszał krzyk i porównanie do Pawła Szefernakera – z komentarzem, iż Mastalerek „nie będzie traktowany jak Szefernaker” i iż Kędryna to „polityczny anty-Midas”.

To nie pierwszy raz, gdy Mastalerek jest przedstawiany w mediach w kontekście agresywnych zachowań. W 2022 roku pojawiły się informacje o rzekomej bójce między nim a Kumocha podczas podróży do Kijowa, choć sam Kumoch zaprzeczył, podkreślając jednak, iż jego wizja prezydentury różni się od tej, którą reprezentuje Mastalerek.

Takie doniesienia każą zadać pytanie: w jaki sposób prezydent zarządzał swoją kancelarią, skoro osoby z jego najbliższego otoczenia – po odejściu z urzędu – publicznie obnażają wzajemne konflikty i przedstawiają je jako element codzienności? Wizerunek prezydenckiego zaplecza, które powinno być miejscem pracy zespołowej, jawi się jako obraz instytucji zajętej walką o wpływy i osobiste ambicje.

Warto zwrócić uwagę, iż tego typu sytuacje nie mogą być bagatelizowane. Kancelaria Prezydenta RP jest instytucją, która powinna funkcjonować według najwyższych standardów etycznych i organizacyjnych. o ile już na tym poziomie dochodzi do konfliktów o charakterze personalnym, a choćby fizycznym, rodzi się pytanie o priorytety prezydenta jako zwierzchnika tego urzędu.

Jeszcze bardziej wymowne jest to, iż w opowieści Mastalerka o rozmowie z Andrzejem Dudą pojawia się sugestia, iż prezydent przestrzegał go przed kierowaniem się emocjami w polityce. Można to odczytać jako próbę zdystansowania się od konfliktów w swoim otoczeniu. Problem w tym, iż samo istnienie tych konfliktów przez lata wskazuje, iż takie ostrzeżenia albo były spóźnione, albo nieskuteczne.

Otwarte spory między byłymi współpracownikami rzucają cień na sposób, w jaki Andrzej Duda budował swój zespół. Brak umiejętności zapobiegania eskalacji napięć w tak kluczowej instytucji może być odczytywany jako poważny deficyt kompetencji menedżerskich. W polityce międzynarodowej i krajowej liczy się nie tylko to, jakie decyzje podejmuje głowa państwa, ale też to, czy jej najbliższe otoczenie potrafi działać spójnie i profesjonalnie.

Dziś, gdy byli ministrowie i doradcy Dudy publicznie „biorą się za łby”, wizerunek prezydenta cierpi choćby bardziej niż w momencie bieżących sporów politycznych. Bo o ile w starciach z opozycją naturalna jest ostrość przekazu, o tyle w przypadku najbliższego zaplecza oczekuje się lojalności, współpracy i dyskrecji. jeżeli tych elementów zabrakło, oznacza to, iż problem nie dotyczył tylko pojedynczych osób, ale sposobu, w jaki cała instytucja była prowadzona.

Historia Kędryny i Mastalerka jest więc czymś więcej niż tylko konfliktem personalnym. To sygnał, iż w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy przez lata panowała atmosfera sprzyjająca rywalizacji i podziałom, a nie wspólnemu realizowaniu celów państwowych. I choć dziś obaj bohaterowie tej historii są poza Pałacem Prezydenckim, to obraz, który pozostawiają po sobie, będzie jeszcze długo ciążyć na ocenie urzędu – a także na ocenie samego prezydenta.

Idź do oryginalnego materiału