Łotwa stała się pierwszym krajem UE, który zdecydował się wypowiedzieć Konwencję Stambulską – dokument uznawany za fundament europejskiej walki z przemocą wobec kobiet. Decyzja parlamentu podzieliła społeczeństwo, wywołała masowe protesty w Rydze.
Wczoraj wieczorem (30 października) łotewski parlament (Saeima) przegłosował decyzję o wypowiedzeniu tzw. Konwencji Stambulskiej – międzynarodowego traktatu Rady Europy dotyczącego zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet oraz przemocy domowej. Głosowanie, które zakończyło się po 13 godzinach zaciekłej debaty, odsłoniło głęboki podział polityczny w kraju i wywołało masowe protesty w stolicy.
W liczącym 100 mandatów jednoizbowym parlamencie 56 posłów opowiedziało się za wycofaniem, 32 było przeciw, a 2 wstrzymało się od głosu. Decyzję poparły nie tylko ugrupowania opozycyjne – w tym konserwatywna partia: Łotwa Pierwsza (LPV), Sojusz Narodowy (NA), Zjednoczona Lista (LZS) i Dla Stabilności! (S!) – ale także część deputowanych z koalicyjnego Związku Zielonych i Rolników (ZZS), którzy przełamali koalicję rządową, sprzeciwiając się premier Evikii Siliņie i prezydentowi Edgarowi Rinkēvičsowi.
Łotwa stała się tym samym pierwszym państwem Unii Europejskiej, które postanowiło wycofać się z Konwencji Stambulskiej. Do tej pory podobny krok podjęła jedynie Turcja w 2021 roku, co wówczas spotkało się z ostrą krytyką ze strony Komisji Europejskiej i organizacji broniących praw człowieka.
Ideologiczny spór o definicję płci
Konwencja Stambulska, przyjęta w 2011 roku, uznaje przemoc wobec kobiet za naruszenie praw człowieka i nakłada na państwa obowiązek zapewnienia ochrony ofiarom oraz ścigania sprawców. Dokument definiuje też pojęcie płci w ujęciu społecznym – jako konstrukt wpływający na role i stereotypy w relacjach między kobietami a mężczyznami.
To właśnie ten zapis stał się osią sporu w łotewskiej debacie publicznej. Przeciwnicy konwencji – głównie środowiska narodowo-konserwatywne – twierdzą, iż dokument „promuje ideologię gender” i „narzuca obce wartości”, redefiniując pojęcie płci w sposób sprzeczny z tradycyjnym porządkiem społecznym.
— Konwencja nie rozwiązuje problemu przemocy. Ochrona przed przemocą domową istniała w naszym prawie jeszcze przed jej ratyfikacją — powiedział poseł Gunārs Gutris z ramienia Związku Zielonych i Rolników w rozmowie z agencją Reuters.
Z kolei minister opieki społecznej Reinis Uzulnieks, który sam poparł wycofanie z konwencji, argumentował, iż traktat „prowadzi do niepotrzebnych napięć społecznych” i iż „walka z przemocą nie wymaga międzynarodowych zobowiązań”.
Protesty i sprzeciw społeczeństwa obywatelskiego
Decyzja parlamentu wywołała natychmiastową reakcję społeczną. Na ulicach Rygi odbyła się największa od lat demonstracja, w której wzięło udział około pięciu tysięcy osób. Protestujący skandowali hasła: „Łotwa to nie Rosja!” i „Kochaj, to nie bij”, apelując o pozostanie w konwencji i ochronę praw kobiet.
Premier Evika Siliņa, która opowiadała się za utrzymaniem członkostwa w traktacie, osobiście zwróciła się do zgromadzonych, wzywając do obrony europejskich wartości i solidarności z ofiarami przemocy.
— Wycofanie się z konwencji to druzgocący cios dla pozycji Łotwy w Unii Europejskiej i na arenie międzynarodowej — ostrzegał z kolei Andris Suvajevs, lider liberalnych Postępowych, jednej z partii koalicyjnych.
Echo w Europie
Aby ustawa o wypowiedzeniu konwencji weszła w życie, musi ją jeszcze podpisać prezydent Edgars Rinkēvičs, który ma na to dziesięć dni. Głowa państwa może również skierować dokument do ponownego rozpatrzenia lub – na wniosek grupy posłów – wstrzymać jego publikację. Jak dotąd Rinkēvičs nie ujawnił swojego stanowiska, choć w przeszłości deklarował poparcie dla ratyfikacji konwencji jako „narzędzia realnej ochrony kobiet”.
Decyzja Rygi budzi niepokój w Brukseli, gdzie konwencja jest postrzegana jako filar europejskiej polityki równościowej i praw człowieka. Choć przeciwnicy dokumentu w Rydze zapewniają, iż „łotewskie prawo zapewnia wystarczającą ochronę ofiar”, wielu obserwatorów obawia się, iż decyzja parlamentu Łotwy może stać się precedensem dla innych państw regionu, w których rosną wpływy sił konserwatywnych.
Symboliczny moment dla Europy Wschodniej
Wycofanie się Łotwy z Konwencji Stambulskiej ma wymiar wykraczający poza politykę krajową. To sygnał, iż napięcie między tradycyjnymi wartościami narodowymi a liberalnymi standardami europejskimi pozostaje jednym z kluczowych sporów w regionie. Dla wielu Łotyszy decyzja parlamentu to krok wstecz – dla innych, symbol odzyskania suwerenności w sprawach moralnych.
Jedno jest pewne: niezależnie od tego, co postanowi prezydent, Ryga otworzyła nowy rozdział w europejskiej debacie o granicach ideologii, tożsamości i praw człowieka.

 7 godzin temu
                                                    7 godzin temu
                    











