Listy do redakcji Angory (28.12.2025)

10 godzin temu

Tak było…

Od pani Leokadii Tykockiej, która kieruje siedlecką redakcją „Trybuny Mazowieckiej”, dostałem prestiżowe dla mnie zadanie. Miałem wyszukać i opisać do świątecznego numeru gazety jakiegoś weterana pamiętającego Wigilię Bożego Narodzenia z czasów wojny i okupacji. Ochoczo wziąłem się do realizacji zadania, które mieściło się w moich zainteresowaniach.

Z wielu rozmów z żyjącymi jeszcze żołnierzami AK i moim zwierzchnikiem Lucjanem Maraskiem, wiceprzewodniczącym prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Sokołowie, uzyskałem adres i namiary na pana Jankowskiego – leśniczego w Holenderni, gmina Sterdyń. Lucjan znał leśnika oraz jego wojenne i okupacyjne dzieje, więc ułatwił mi kontakt z człowiekiem, który o swoich przeżyciach nie z każdym chciał rozmawiać.

Pan Jankowski przyjął mnie gościnnie, ale już po pierwszym pytaniu zderzyłem się ze skromną wiedzą o naszej historii. Moją, ze szkół, i pana Jankowskiego, z jego życia. Na pytanie: „Czy pamięta pan wieczerzę wigilijną z czasów okupacji?”, odpowiedział pytaniem: „Pamiętam, ale o którą okupację pan pyta? Urodziłem się w polskiej rodzinie na Litwie i, odwołując się do poematu Adama Mickiewicza „Litwo, Ojczyzno moja…”, przeżyłem cztery okupacje”. Encyklopedycznie wymienił wszystkie z datami: od buntu generała Żeligowskiego, po niemiecką okupację Wilna, o którego wyzwolenie walczył w szeregach AK, by następnie uciekać do Polski przed kolejnym okupantem wyłapującym sojuszników operacji „Ostra Brama”.

Udało mu się z kilkoma kolegami leśnikami uciec z transportu na Sybir i ruszyli przez puszcze Rudnicką i Białowieską do Polski. Żywiąc się pędrakami i roślinami, wygłodzeni i zmęczeni długą drogą dotarli w Wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku na stację kolejową w Białymstoku. A tu żołnierze radzieccy wprost z wagonów rozdają ludziom chleb. „Osłabiony głodem i odurzony zapachem czarnego wojskowego chleba podszedłem i ja do wagonu wyzwolicieli i wyciągnąłem rękę po upragniony chleb, czego do dziś nie mogę sobie darować…” – zakończył powieść leśniczy Jankowski z poleceniem, bym napisał dokładnie tak, jak mówił. Tak zrobiłem i zadowolony pognałem do Siedlec, aby oddać tekst i zdjęcia do redakcji. Zdjęcia zrobiłem przy okazji, bo byłem zaproszony przez leśniczego do przejażdżki dwukółką po lesie podczas trwających tam prac.

W świątecznym magazynie „Trybuny Mazowieckiej” moje fotografie ilustrowały artykuł o… zwalczaniu szkodników leśnych. WACŁAW KRUSZEWSKI

Nie szata zdobi człowieka

„Prawo wzbudza trwogę, łaska daje nadzieję” – to hasło z krzyżówki (ANGORA nr 48), które jest sentencją św. Augustyna. W jej rozwinięciu mówi on jednocześnie, iż „…pokora przyciąga łaskę, łaska z kolei nie tylko znosi grzech, ale również daje siłę, by świadomie dążyć do dobra”. prawdopodobnie adresatami tych słów są ludzie życiowo pogubieni, którzy, aby dostąpić łaski, muszą dokopać się w sobie pokładów pokory.

Słowa te powinny też trafić do twórcy „prawa” wzbudzającego trwogę w Polsce, czyli byłego szefa ministerstwa (bezprawia i) sprawiedliwości Zbigniewa Z. Niestety, żąda on zdjęcia z siebie odium grzechu bez okazania pokory. Walczy z przyklejonym do siebie mianem fujary na uchodźstwie, nieumiejącej czytać ze zrozumieniem przepisu ustawy z 28.01.2016 r., który nie pozwalał na wyznaczenie kolesia na stanowisko prokuratora krajowego. Nie dostąpi przez to łaski sądu, przed który chce go zawlec inny kwestionowany prokurator krajowy.

Prawo wzbudzające w Zbigniewie Z. trwogę rodzi jego butę i rewanżyzm w stosunku do tych, którzy z winą zawsze łączą karę. Misternie tkana przez polskiego banitę Z.Z. szata dewastatora systemu prawnego w Polsce, przyozdobiona 26 przyszłymi zarzutami prokuratorskimi, zdobi go absolutnie. Jego egocentryzm pozwala mu ją również zaakceptować, bo oczami dziecka widzi w lustrze szeryfa. Ponad 70 procent Polaków widzi go we włosiennicy przed sądem, by po wyroku, w myśl św. Augustyna, świadomie i po chrześcijańsku dążył do dobra. Amen. Są ludzie, którym do twarzy choćby w łachmanach, bo emanuje od nich dobroć i skromność, dorobek życiowy wzbudza podziw, empatia – aprobatę społeczną. Mówi się o nich – skarb narodowy, któremu tylko nieba przychylić. To sportowcy na miarę A. Małysza, społecznicy rangi A. Dymnej i śp. M. Kotańskiego, to biznesmeni altruiści. Na przeciwległym biegunie umiejscawiam polityków, którym najchętniej tylko drzwi celi bym uchylił.

A co z przedstawicielami grupy zawodowej lubiącymi zdobić się w szaty? W związku z odejściem abp. Marka Jędraszewskiego (na emeryturę) zadaję sobie pytanie, dlaczego tylko kapiąca „złotem” szata go zdobiła, tak jak wielu dostojników Kościoła? Po owocach go poznaliśmy: po sympatiach do prawej sceny politycznej, po antypatii do społeczności LGBT jako „tęczowej zarazy”; po ułomności w dostrzeganiu pozytywów w edukacji zdrowotnej.

Tak, po owocach go poznaliśmy. Apostoł Paweł w „Liście do Galatów” do owoców działalności człowieka zalicza takie duchowe cechy jak miłość, radość, pokój, cierpliwość czy dobroć, a prawdą ogrodnika jest, iż zgniłe owoce wyrzucamy na kompost. Nie wspomina apostoł w liście o hipokryzji w sprawie suto opłaconych rozwodów kościelnych i powtórnych małżeństwach, więc nosiciela zgniłych owoców, ze śladami pleśni lub innych chorób wyrzucam do… Gdzie i jak daleko wyrzucić emerytowanego pasterza za wzywanie do okazania miłosierdzia sprawcom pedofilii w Kościele?

Inny faryzeusz – Rydzyk, który relatywizuje sprawstwo zgwałceń dzieci przez księży – pyta: „Któż nie ma pokus”? Odpowiadam – takich pokus nie ma człowiek prawy, którego nie szata (liturgiczna) zdobi. Moją pokusą jest, aby ww. „bohaterów” za ich zgniłe owoce potraktować tak, jak chrześcijaninowi nie przystoi… I temu służy niniejszy list. JANUSZ

Na łańcuchu, ale w kawalerce

W mediach społecznościowych pod postami lub komentarzami często można znaleźć takie mniej więcej wpisy: „Odezwałeś się publicznie i teraz nie tylko najbliższa rodzina wie, iż jesteś idiotą”. Trudno odmówić racji takim wpisom, gdy uczestnik dyskusji wypowiada się z zupełną nieznajomością rzeczy, a czyni tak dlatego, żeby zaistnieć, wyróżnić się lub komuś dopiec. Jednak choćby w takich wpisach zdradzających defekty umysłowe należy uważać, by nie walnąć przypadkiem w siebie dodatkowo.

Ta sytuacja przyszła mi wielokrotnie na myśl, gdy słuchałam uzasadniania znanego literata Batyra dotyczącego weta w sprawie łańcuchów dla psów. Przecież ten człowiek powinien wiedzieć, iż ostatnim słowem, jakiego może użyć w swojej mowie, jest wyrażenie „kawalerka”. Nieznany wcześniej szerszej społeczności pupil PiS właśnie dzięki kawalerce wyłudzonej od starszego pana stał się człowiekiem powszechnie znanym. To, iż ze złej strony, to inna sprawa.

Słowo kawalerka odmieniane było przecież przez przypadki kilka tygodni. A to kupił, a to nie zapłacił, a to się opiekował, a to przestał się interesować człowiekiem, a to – wreszcie – podarował komuś to wyłudzone mieszkanie. Na tej kawalerce wyrosła popularność kandydata na prezydenta. To dzięki kawalerce tak naprawdę dowiedzieliśmy się później o statku miłości, o nadużywaniu uprawnień w instytucjach, o chuligańskiej i sutenerskiej przeszłości kandydata. Kawalerka była pierwsza. I tego jej nikt nie zabierze. I oto ten człowiek, uzasadniając poważną sprawę, używa porównania kojca dla psa z kawalerką.

Całkowita utrata instynktu samozachowawczego, czy może bezkrytyczne przeczytanie tekstu napisanego przez nierozgarniętych doradców? Tak naprawdę problem nie w tym, iż proponowane kojce są za duże, ale w tym, iż kawalerki są u nas za małe. Może są wystarczająco duże, by być przedmiotem pożądania przez wyłudzaczy, jednak jako mieszkania są nadzwyczaj skromne.

Nawrocki, uzasadniając swoje weto, stanął rzekomo w obronie wsi. Również ten argument nie wydaje się do końca trafiony. Trzeba by zapytać specjalistów, czy pies na łańcuchu na wiejskim podwórku, oglądający wszystko, co się tam dzieje, nie czuje się czasem lepiej aniżeli zwierzę zamknięte na dziesięć godzin w – użyję słowa z uzasadnienia weta – kawalerce w mieście. Moim zdaniem kawalerka, mimo całej pożądliwości ze strony szubrawców, dla psa nie jest dobrym rozwiązaniem.

To słowo kawalerka w ustach Nawrockiego przywiodło mi na myśl inne skojarzenia. Oto wyobraźmy sobie, iż niejaki Andrzej Duda wetuje ustawę o edukacji językowej, uzasadniając to tym, iż Polacy i tak dostatecznie znają języki i dla przykładu uzasadnienie to wygłasza swoim płynnym angielskim. Są rzeczy, których w swoich wypowiedziach politycy powinni unikać, gdyż w tych sprawach obnażyli własną niekompetencję, narazili się na śmieszność albo też – jak w przypadku kawalerki – wykazali złodziejski charakter.

W przypadku Nawrockiego – on wzbudził niechęć do swojej osoby nie tylko zawetowaniem – w powszechnym mniemaniu słusznej ustawy – on jeszcze przypomniał tym swoją niechlubną przeszłość. Swoją drogą, ciekawe, jak w prokuraturze toczy się sprawa wyłudzenia kawalerki? Opinia publiczna powinna być o tym przekręcie informowana tak samo jak o złodziejskich wyczynach Złajdaczonej Prawicy. ELA

Chamstwo

W polskiej polityce zadomowiły się takie zachowania jak wulgarna mowa, krzyk, obrażanie, demonstracyjne wychodzenie z obrad i jawne kłamstwo. Z definicji chamstwa brakuje już tylko rękoczynów i okazywania intymnych części ciała. Ktoś powie, iż to normalne – przecież w internecie i na stadionach kwitnie bezkarne chamstwo. Jednak tam wynika ono z konsekwencji anonimowości.

W parlamencie anonimowości nie ma. Znamy nazwiska i twarze. A mimo to politycy, którzy łamią podstawowe normy kultury i prawa, nie ponoszą żadnych konsekwencji. Stworzyli dla siebie mechanizmy ochronne, immunitety i procedury, które pozwalają im robić rzeczy nieakceptowalne w żadnym innym zawodzie.

Chamstwo polityków nie jest kwestią emocji, ale systemowej bezkarności. Hipokryzję polityków dobrze ilustruje prosty, choć fikcyjny przykład. Gdyby partia u władzy była producentem papierosów, to dla własnych korzyści wmówiłaby ludziom, iż palenie jest dobre. Na tej podstawie uchwaliłaby prawo negujące szkodliwość nikotyny i substancji smolistych. A gdy już prawo by „naprostowano”, mogłaby bezkarnie bogacić się, wytwarzając i sprzedając nieograniczone ilości papierosów – bo politycy bez skrupułów potrafią uczynić pożytek choćby z tego, co szkodliwe.

Ta receptura już w Polsce zadziałała – politycy, którzy tak zmienili prawo, są bezkarni. Na podobnej zasadzie wmawia się wyborcom kłamstwa, iż niezależne sądy, demokracja, Unia Europejska są zagrożeniem. Są złe, bo bronią humanitarnych i prawnych standardów, nie zezwalają na autorytaryzm, nacjonalizm, dyskryminację, bezkarność, uniemożliwiają zdobycie autorytarnej władzy. Chamstwu nie mogę przeciwstawić się siłą, więc zostaje mi tylko godność osobista. Pozdrawiam RYSZARD PĘK

Brońcie się!

W reakcji na istniejącą sytuację w polityce pragnę się podzielić swoimi opiniami. Zacznę od naszego prezydenta. Jak dotychczas nikt mu nie powiedział: „Nie dokazuj, miły, nie dokazuj, przecież nie jest z ciebie znowu taki cud…”. Otoczył się doradcami, których nazwę jadowitymi pisowcami, którzy przestrzegają ściśle dwóch przykazań nienawiści ustanowionych przez ich prezesa, a brzmią one: „Będziesz nienawidził Tuska z całego serca swego i ze wszystkich sił swoich, a Niemca traktował jako wroga swego”.

Dla Kaczyńskiego najlepszy był PRL, bo wtedy byliśmy odizolowani żelazną kurtyną od zagrożeń płynących ze zgniłego Zachodu. Apeluję do rządu: jeżeli weta prezydenta dotyczące ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości spowodują, iż Polska będzie płacić kary, to o wysokość tych kar powinny być zmniejszone wydatki na Kancelarię Prezydenta. Na temat byłego ministra, pana Ziobry, mogę tyle powiedzieć, iż mam niejasne przeczucie, iż jego dni są policzone, a gdyby przyszło mu (kiedyś…) stanąć przed Sędzią Ostatecznym, w którego istnienie demonstrował wiarę, to być może i Jemu zarzuci, iż jest nielegalny (…). Reakcja władz PiS-u na ogniste przemówienie Bąkiewicza, które wygłosił w patriotycznym uniesieniu, powinna być podstawą do delegalizacji tej partii.

Jeśli chodzi o Bąkiewicza i jego ferajnę, to gdyby nam zagroziła agresja ze strony Rosji, on pierwszy wiałby gdzie pieprz rośnie i prosił Niemców, aby go chcieli przyjąć. Teraz kilka słów na temat takich gości jak Braun, Międlar i Rybak. Są oni żywym dowodem tego, iż podczas okupacji niemieckiej wielu Polaków współpracowało z hitlerowcami w dziele Holocaustu, choć i przed wojną Polacy mieli nieraz powody, aby Żydów nie lubić. Wystarczy przeczytać książkę Elizy Orzeszkowej „Meir Ezofowicz”.

Podam tu przykład: kiedy pewien szlachcic ośmielił się wstąpić do domu rabina, to Żydzi spalili mu cały dwór. Teraz wymienieni wyżej ludzie i ich poplecznicy nienawidzą Żydów bez powodu, choć i ten mogliby znaleźć przy okazji wojny w Gazie… Wśród wielu nurtujących mnie zagadnień irytująca jest fatalna polityka informacyjna obozu rządzącego. Każdy, choćby najmniej liczący się fakt, który mógłby zdyskredytować rządzących, PiS (nie używam nazwy Prawo i Sprawiedliwość, bo to byłoby obelgą dla tych szczytnych pojęć) wykorzystuje w bezwzględny sposób.

Przykład: pewne nieprawidłowości w KPO przedstawiono jako aferę na miarę kosmiczną. Gdy cena kostki masła w niektórych sklepach wzrosła do 9 złotych, to Błaszczak na konferencji prasowej prezentował je w selfi. Bielan stworzył farmę trolli oczerniającą PO, a razem z Tarczyńskim wciąż przypominają Trumpowi, jak źle się o nim wyrażał Tusk i, w duchu bogoojczyźnianym, obrzydzają amerykańskiej Polonii obecne rządy w Polsce. W internecie korzystam czasami z przeglądarki Opera, a tam większość portali (czy witryn?) o nazwach salon24., w Polityce, niezależna czy Tysol, walą w KO jak w bęben, a na te kalumnie nie ma odpowiedzi.

Prezydent Duda w obecności prezydenta Litwy, a później i Łotwy zarzucił Tuskowi współpracę z rosyjskimi służbami, a przecież dotyczyło to okresu, gdy szalało Państwo Islamskie, poza tym samoloty wojskowe lecące do Afganistanu miały międzylądowanie na terenie Federacji Rosyjskiej (czy wspólnoty państw) i to wymagało współpracy służb. A Donald Tusk skwitował wszystko krótkim wpisem w internecie, nie tłumacząc istniejących wówczas okoliczności! Telewizja Kurskiego czasem po kilka razy dziennie pokazywała Tuska razem z Putinem na molo w Sopocie.

A co teraz można powiedzieć, gdy niewątpliwy idol PiS-u Donald Trump gości Putina zbrodniarza z honorami, rozkładając przed nim czerwony dywan? Wystarczyłoby pokazać w telewizji i internecie „występy” Beaty Szydło mówiącej o Polsce w ruinie, Andrzeja Dudy – o wyimaginowanej Unii Europejskiej czy jego powiedzenie o ojczyźnie dojnej. A najlepszą gwiazdą w tych występach jest sam prezes i jego bezgranicznie oddany sługa Błaszczak. Należy tu wspomnieć o wypowiedziach takich panów jak Kowalski i Czarnek. Z poważaniem STEFAN K., Białystok

Czekając na zwycięstwo

Jest taka grupa w mediach społecznościowych, która nazywa siebie: Koalicja Obywatelska idziemy po Zwycięstwo (pisownia oryginalna). Nie chodzi mi o krytykę grupy, ale raczej o to, czy my – jako dziś rządzący i społeczeństwo ich popierające – gdzieś idziemy, coś robimy, by na to zwycięstwo zapracować? Od razu odpowiem: my leżymy, no może siedzimy i się naradzamy, ale nigdzie nie idziemy. Raczej jedynie czekamy na zwycięstwo.

Chcę tylko przypomnieć, iż Kaczyński ze swoimi wyznawcami przez długie lata każdego miesiąca pojawiał się przed tłumem z drabinką, zanim wygrał wybory w 2015 roku. Oni sobie to zwycięstwo wręcz wychodzili. A kiedy już byli u władzy, każdego dnia, a szczególnie w nocy, okopywali się, by tej władzy nie oddać. Do dziś, mimo iż minęło dziesięć lat, mamy z tym kłopoty i będziemy mieli pewnie jeszcze przez najbliższe pięć. Daj Boże, by nie więcej.

Rozliczenia idą wolniej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Może winne jest wadliwe prawo, więc trzeba je było zmienić. O pomstę do nieba woła sprawa uchylania immunitetów. Najpierw przygotowanie wniosku zajmuje prokuraturze dużo czasu, co jest w jakimś stopniu zrozumiałe, potem Sejm guzdrze się z każdą sprawą. Immunitet powinien być uchylany natychmiast po wpłynięciu wniosku, bo tu – w odróżnieniu od prokuratury – żadna praca potrzebna nie jest. Wygląda na to, iż ktoś wspiera starania, by sprawy się przedawniły, a złodzieje zdołali ukryć majątki.

Prawo wyborcze nie zostało zmienione w najmniejszym stopniu. Znów przed wyborami będą analizy na temat tego, jak nieprzystający do liczby ludności jest podział mandatów na okręgi, jak uprzywilejowane są niektóre okręgi – przez przypadek te, w których PiS ma więcej zwolenników. Nie zrobiono nic w sprawie elektronicznej weryfikacji podpisów poparcia kandydatów. Nie zrobiono nic w sprawie głosowania elektronicznego. PiS – i słusznie – bał się tego jak ognia.

W sytuacji, gdy większość rzeczy możemy załatwić dzięki telefonu, oddanie głosu wciąż jest celebrowane w komisjach wyborczych, których skład układany jest przez lokalne sitwy. To niech choć może oddany głos od razu będzie przesyłany na szczebel centralny, by wyeliminować układy i układziki oraz zwykłych przestępców od fałszywych aplikacji i zaświadczeń czy choćby podmiany kart. W ostatniej chwili będzie krzyk, złośliwe opóźnianie procedowania i nic z tego – jak zwykle – nie wyjdzie. Pracę zmierzającą do wygrania wyborów należy zaczynać następnego dnia po poprzednich. I nie robi się tego, siedząc na kanapie, powołując komisje, zespoły i ekspertów, ale konkretnymi decyzjami i ich realizacją. W dodatku z żelazną konsekwencją.

Okazuje się, iż mamy za to – wewnątrz koalicji, a choćby w samej PO – czas na wojny i wojenki. Choć podjazdowe, jednak widoczne gołym okiem. Oni, czyli PiS, wsadzą was wszystkich pierwszego dnia po ponownym dorwaniu się do władzy, niezależnie od tego, z jakiej frakcji partyjnej jesteście. Wiem, iż ucieczka do Brukseli to pod względem wizerunkowym nie to samo co do Mińska czy Budapesztu, niemniej – siedząc na kanapie i czekając na to, iż zwycięstwo samo przyjdzie – będziecie musieli zwiewać szybko. Może choćby już w noc powyborczą. ARTUR BUKAJ

Idź do oryginalnego materiału