Zamiast rozmawiać o bezpieczeństwie i pozycji Polski w NATO, Adam Bielan urządza spektakl wokół listu Donalda Trumpa. To groteska, która pokazuje, jak daleko PiS odsunął się od realnych problemów państwa.
Adam Bielan znów wszedł na scenę. Tym razem jako samozwańczy obrońca amerykańskiej korespondencji, której – jak sam przyznaje – choćby nie widział. „To jest bardzo nieładny ruch ze strony ambasady polskiej w Waszyngtonie” – grzmiał w Radiu Zet, komentując sprawę listu Donalda Trumpa do prezydenta Karola Nawrockiego. Problem w tym, iż w całej sprawie nie chodzi ani o dyplomację, ani o rzekomy przeciek, ale o obsesję PiS na punkcie Donalda Trumpa i o rozpaczliwe próby pokazania się jako jedyni „prawdziwi” strażnicy relacji z USA.
Bielan buduje narrację, jakby brak ambasadora w Waszyngtonie i chwilowe opóźnienie w dostarczeniu listu stanowiło narodowy dramat. W rzeczywistości to klasyczna polityczna wydmuszka – zastępowanie realnych problemów sztucznie rozdmuchanymi awanturami. „Bardzo nieładnie się panowie bawicie” – pouczał Bielan urzędników MSZ, jakby sam nie spędził połowy kariery na politycznych zabawach, polegających na przeskakiwaniu z jednej partii do drugiej.
Wypada zapytać: czy naprawdę Polacy mają wierzyć, iż największym zagrożeniem dla naszego państwa jest rzekomy przeciek informacji o liście Donalda Trumpa? Przecież to groteska. I jednocześnie zdrada priorytetów: gdy Polska mierzy się z realnym zagrożeniem bezpieczeństwa – rosyjskimi prowokacjami, cyberatakami, wojną tuż za granicą – PiS i jego satelici koncentrują się na roli listonosza.
Nie jest tajemnicą, iż PiS od dawna traktuje Donalda Trumpa nie jak polityka jednego z państw, ale jak mit. Mit silnego przywódcy, którego list ma większą wagę niż realne decyzje sojuszników w NATO. Bielan tylko potwierdził tę słabość. To nie Tusk, nie Sikorski, nie żołnierze broniący granic, ale Trump – choćby w formie papierowego listu – staje się dla PiS centralnym punktem polskiej polityki.
„Jeśli prezydent Trump wysyła list do prezydenta Nawrockiego, to pierwszy o tym fakcie powinien dowiedzieć się prezydent Nawrocki, a nie media” – mówi Bielan. Brzmi to jak instrukcja dla urzędników pocztowych, nie jak poważny głos w debacie o bezpieczeństwie. Ale może właśnie tu tkwi sedno: PiS już dawno porzucił poważną rozmowę o polityce zagranicznej. Została tylko symbolika i fetysze, które mają rozpalać emocje własnego elektoratu.
Jeszcze bardziej absurdalne są oskarżenia Bielana wobec wiceministra Bosackiego, który – według niego – „wprowadził członków RB ONZ w błąd”, mówiąc o skutkach ataku rosyjskiego drona. Bielan twierdzi: „Mnie najbardziej doskwiera fakt, iż tak głupio podłożyliśmy się Rosjanom”. Ale czy naprawdę ktoś wierzy, iż Rosja – mistrz dezinformacji – potrzebuje polskiego lapsusu, by szerzyć propagandę?
To typowe dla PiS: zamiast wspierać polskich dyplomatów na arenie międzynarodowej, wolą ich publicznie piętnować, podważając wiarygodność własnego państwa. Takie zachowanie nie wzmacnia Polski. Ono ją osłabia.
Od lat Bielan pełni rolę „dyżurnego komentatora” PiS. Gdziekolwiek trzeba wywołać temat zastępczy, tam pojawia się on. Raz jako specjalista od listów Trumpa, innym razem jako sędzia opozycji, jeszcze kiedy indziej jako krytyk własnych koalicjantów. Zawsze z tą samą manierą: ostro, protekcjonalnie, bez głębszej treści.
„Mam nadzieję, iż winni zostaną ukarani” – powtarzał w Radiu Zet. Winni czego? Tego, iż media dowiedziały się o istnieniu listu? Czy to jest naprawdę „zbrodnia” godna sankcji? Tego typu wypowiedzi pokazują, iż PiS – nie mając realnych argumentów – ucieka w język kar i represji. To echo czasów, w których zamiast rozwiązywać problemy, partia Ziobry i Kaczyńskiego wolała ścigać przeciwników.
Sprawa listu Trumpa stała się dla Bielana okazją do kolejnego ataku na rząd i do umacniania złudzenia, iż tylko PiS ma monopol na patriotyzm i na relacje z USA. Ale prawda jest inna: prawdziwa siła Polski nie polega na czekaniu na listy zza oceanu, ale na budowaniu własnej pozycji w NATO, na rozsądnej dyplomacji i konsekwentnym wzmacnianiu armii.
PiS i Bielan tego nie rozumieją – albo nie chcą zrozumieć. Bo łatwiej jest robić show wokół koperty z Białego Domu, niż przyznać, iż za ich rządów polska dyplomacja często sprowadzała się do pustych gestów.
I właśnie dlatego dziś słyszymy od Bielana o „nieładnych zabawach” i „podkładaniu się Rosjanom”, zamiast poważnej rozmowy o bezpieczeństwie. To nie jest polityka. To teatrzyk dla wiernych widzów PiS. Problem w tym, iż w tle tego spektaklu toczy się prawdziwa gra – o bezpieczeństwo Polski i o przyszłość naszego miejsca na Zachodzie.