Spór o kierunek polskiej polityki europejskiej coraz mocniej ujawnia napięcia między Pałacem Prezydenckim a rządem.
O ile w normalnych warunkach rozbieżności te są wpisane w logikę współistnienia dwóch ośrodków władzy wykonawczej, o tyle najnowsze wystąpienie Karola Nawrockiego w Pradze przekroczyło, zdaniem gabinetu Donalda Tuska, granicę politycznej niefrasobliwości. Radosław Sikorski, wicepremier i minister spraw zagranicznych, zapowiedział wręcz konieczność wystosowania osobistego listu do prezydenta, by „przypomnieć podstawy polskiej polityki zagranicznej”.
Punktem zapalnym okazał się „polski program dla Unii Europejskiej”, który Nawrocki przedstawił podczas wizyty w Czechach. Wśród propozycji głowy państwa znalazł się m.in. postulat likwidacji stanowiska przewodniczącej Rady Europejskiej i zdecydowany sprzeciw wobec — jak to ujął — narastającej centralizacji Wspólnoty. Słowa te, choć wpisują się w retorykę części konserwatywnych środowisk w Europie, stoją w wyraźnej kontrze do linii obecnego rządu. Nic dziwnego, iż Sikorski skomentował je z narastającą irytacją.
– jeżeli prezydent mówi, iż coś proponuje w imieniu Polski, to daje do zrozumienia, iż to jest jednolite stanowisko. A on nie uwzględnił tego z nikim – podkreślił szef polskiej dyplomacji na antenie TVN24. Dalej dodał, iż prezydenckie postulaty dotyczące zmiany traktatów europejskich stoją w sprzeczności z polityką rządu, który takiej inicjatywy nie planuje. – Zmiana traktatów niekoniecznie poszłaby w dobrą dla nas stronę – zaznaczył.
Sikorski zrobił więc coś, czego dyplomaci zwykle wolą unikać: zapowiedział publicznie działanie, które w normalnych realiach odbywałoby się po cichu. – Zamierzam uświadomić to panu prezydentowi osobistym listem, bo ktoś wprowadził go w błąd – powiedział z wyraźnym naciskiem na słowo „uświadomić”. Sygnał był czytelny: w interpretacji MSZ prezydent nie tyle prowadzi własną politykę zagraniczną, ile działa na podstawie niepełnych lub przekrzywionych informacji.
W tle tej wymiany zdań majaczy jeszcze większa stawka. W opinii Sikorskiego niektóre wypowiedzi prezydenta mogą sprawiać wrażenie podważania fundamentów obecności Polski w Unii. – jeżeli ktoś mówi „jestem za członkostwem”, ale jednocześnie mówi „Unia odbiera nam suwerenność”, no to który Polak się zgodzi na to, żeby Polsce została odebrana niepodległość? – pytał retorycznie minister. W jego ocenie taka narracja, choć opakowana w język troski o państwo, w praktyce „przygotowuje podglebie psychologiczne i polityczne pod wyjście z Unii Europejskiej”.
To poważny zarzut, zwłaszcza w kraju, w którym zdecydowana większość obywateli pozostaje proeuropejska. Sikorski zapewnił więc stanowczo: – A nasz rząd do tego nie dopuści. Słowa te miały przypomnieć, iż w kluczowych sprawach to rząd prowadzi politykę europejską, a prezydent – choć posiada określone prerogatywy – nie może samodzielnie redefiniować strategicznego kursu państwa.
W praktyce obserwujemy jednak nie tyle rzeczowy spór o zakres kompetencji, ile różnicę wizji samej Unii. Nawrocki najwyraźniej przedkłada model Europy państw narodowych, z silnym akcentem na suwerenność, co zbliża go do nurtów eurosceptycznych. Sikorski i obecny gabinet preferują natomiast podejście pragmatyczne: wzmacniać pozycję Polski wewnątrz struktur, a nie podważać ich istnienia. Ten dysonans ideowy staje się coraz bardziej widoczny.
Czy list ministra zmieni optykę Pałacu? Trudno powiedzieć. Pewne jest jednak, iż ta korespondencja nie będzie jedynie formalnością – to kolejna odsłona sporu o to, kto tak naprawdę kształtuje miejsce Polski w Europie. I czy polska polityka zagraniczna pozostanie spójna, czy też coraz częściej będzie musiała być naprawiana „osobistymi listami”.

1 dzień temu










