Lider, którego nie ma. Dlaczego Nawrocki zawiódł oczekiwania PiS

9 godzin temu

Jeszcze kilka dni temu w obozie Prawa i Sprawiedliwości tliła się nadzieja, iż Karol Nawrocki – świeżo wybrany prezydent – stanie się nieformalnym liderem prawicy.

Widziano w nim polityka, który dzięki autorytetowi urzędu i świeżości wizerunku zdoła podźwignąć morale rozbitego obozu po serii wyborczych porażek. Tymczasem rzeczywistość gwałtownie zweryfikowała te oczekiwania. Zamiast konsekwentnego i odpowiedzialnego przywództwa, Nawrocki kroczy od błędu do błędu, potęgując wrażenie chaosu i braku wizji.

Nawrocki startował z wysokim kredytem zaufania we własnym środowisku. Dla części polityków PiS miał być symbolem nowego otwarcia – człowiekiem, który po erze Jarosława Kaczyńskiego nada prawicy nową tożsamość. Zamiast tego otrzymujemy prezydenta, który bardziej niż odpowiedzialnością kieruje się kampanijnymi obietnicami i populistycznym gestem. Jego nieustanne zapewnienia, iż będzie wetował wszelkie podwyżki podatków, mogą brzmieć atrakcyjnie w krótkim terminie, ale w praktyce oznaczają unikanie realnych wyzwań, przed którymi stoi państwo.

Nie da się bowiem prowadzić poważnej polityki, jeżeli jedynym programem jest konsekwentne „nie”. Zwłaszcza wtedy, gdy decyzje o podatkach czy akcyzach mają także wymiar społeczny i zdrowotny. Tymczasem Nawrocki, przywiązany do swoich obietnic składanych Mentzenowi przed II turą wyborów, zachowuje się jak zakładnik własnej kampanii.

Obóz prezydencki próbuje budować narrację, iż Nawrocki broni obywateli przed drapieżnym fiskusem. Ale łatwo zauważyć, iż to obrona czysto pozorna. Sprzeciw wobec podwyżki akcyzy na alkohol nie oznacza troski o zdrowie Polaków, ale w praktyce wsparcie dla wielkich producentów piwa, wódki czy wina. Ministerstwo Finansów podnosi akcyzę nie dlatego, by „łupić” obywateli, ale aby ograniczać dostępność alkoholu – czynnika, który według WHO jest jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla zdrowia publicznego.

Nawrocki, odrzucając tę logikę, stawia się w roli rzecznika branży, a nie obrońcy obywateli. Ostatecznie bowiem to ci „zwykli ludzie” ponoszą koszty alkoholizmu – zarówno w rodzinach, jak i w budżecie państwa, który finansuje leczenie i programy społeczne.

Politycy PiS coraz częściej przyznają po cichu, iż na Nawrockiego liczyli na wyrost. Oczekiwano, iż stanie się punktem odniesienia dla prawej strony sceny politycznej, zdolnym do przyciągnięcia umiarkowanych wyborców. Tymczasem zamiast spójnej narracji dostają kolejne kryzysy wizerunkowe.

Nawrocki nie wykorzystuje potencjału, jaki daje mu urząd – zamiast ponadpartyjnej powagi, wybiera wąskie, wewnątrzpartyjne interesy. Zamiast wytyczać nowe kierunki, dryfuje, reagując na bieżące tematy i wpadając w pułapkę własnych deklaracji. W efekcie, w miejsce oczekiwanego przywództwa, pojawia się coraz większe rozczarowanie i niepewność.

Nawrocki miał być nowym otwarciem – stał się kolejnym problemem. Jego styl działania nie tylko nie porządkuje chaosu na prawicy, ale jeszcze go pogłębia. Brak wyrazistej wizji, brak odwagi do podejmowania trudnych decyzji i nadmierne przywiązanie do kampanijnych sloganów pokazują, iż z roli politycznego lidera nic nie wyjdzie.

Z czasem stanie się to jeszcze bardziej widoczne. W PiS narasta frustracja, iż zamiast silnego punktu oparcia mają prezydenta, który woli bronić producentów alkoholu niż zdrowia publicznego. A wyborcy, którzy liczyli na „świeżość” Nawrockiego, już dziś mogą mieć poczucie, iż dali się nabrać na starą sztuczkę – piękne obietnice bez pokrycia.

Prawica potrzebuje dziś przywódcy, który będzie potrafił połączyć doświadczenie z nową energią. Karol Nawrocki miał być takim liderem. Wszystko jednak wskazuje na to, iż gwałtownie stanie się symbolem niespełnionych nadziei – politykiem, który zamiast odbudować swoją formację, tylko pogłębi jej kryzys.

Idź do oryginalnego materiału