Na kanwie obecnego, chwilowego i sytuacyjnego zapewne, wzmożenia wśród europejskich liberalnych elit dotyczącego deklarowanej woli uporządkowania, a może choćby zmniejszenia, migracji, znowu pojawiło się w obiegu pojęcie „Twierdza Europa”, które ma symbolizować tę wolę rządzących do zmiany polityki względem problemu nieograniczonego i niekontrolowanego napływu ludzi w granice państw Unii.
Twierdza jest synonimem obszaru zamkniętego i niedostępnego z zewnątrz, który jest broniony, jak trzeba, przy pomocy środków militarnych. Pojęcie „Twierdza Europa” pojawiło się podczas drugiej wojny światowej i zostało spopularyzowane przez niemieckiego propagandystę Józefa Goebbelsa, stąd jest najbardziej znane w języku niemieckim jako „Festung Europa”. W zamierzeniu Goebbelsa miało to być mocną deklaracją nieugiętego zdecydowania Niemiec by utrzymać właśnie podbite i zagrabione terytoria, które miały na zawsze już wejść w posiadanie Rzeszy.
Jak wiadomo tamta „Festung Europa” długo nie przetrwała i już zaraz po deklaracji jej powstania Anglicy zakpili sobie z tego, zrzucając nad Niemcami ulotki przedstawiające bombowce swobodnie docierające do wszystkich miejsc tej twierdzy. Szyderczy napis na tych ulotkach głosił „Die Festung Europa hat kein Dach” – „Twierdza Europa nie ma dachu”.
Jak się potem okazało ta twierdza nie tylko nie ma dachu, ale też Armia Czerwona była w stanie dotrzeć do samego jej serca – Berlina, a alianci zachodni, po przeprawieniu się przez morze i pokonaniu kolejnych linii fortyfikacji, doszli do Łaby.
Widać zatem, iż historyczna konotacja „Twierdzy Europa” jest synonimem porażki i tym samym daje złe rokowania dla powtarzania teraz takich konceptów.
Obecna deklaracja budowania Twierdzy Europa nie wygląda poważnie. Nie widać żadnej woli obrony jej murów; przekraczać je może każdy kto chce, a ci, którzy chcieliby na poważnie w tym przeszkadzać, odsądzani są od czci i wręcz stawiani przed sądami.
Znany jest przepadek włoskiego wicepremiera Matteo Salviniego, który od 2021 roku walczy z sądami w swoim kraju, w związku z jego decyzją z 2019 r. o uniemożliwieniu zejścia na ląd 147 imigrantom, którzy nielegalnie przybyli do Włoch drogą morską. Grozić może mu za to kara więzienia. Jest oczywistym, iż jego przypadek skutecznie odstrasza urzędników i funkcjonariuszy niższego szczebla, którzy unikają wszelkich decyzji i działań mogących ściągnąć podobne kłopoty i nie czynią nic by migrantów powstrzymać, a ograniczają się jedynie do rutynowych czynności.
Ilustruje to dobrze sytuacja na hiszpańskich Wyspach Kanaryjskich. „Welt” cytuje hiszpańskiego policjanta, który tak to przedstawia: ”Gdy ktoś mówi: Jestem Ali Kringkring z Sierra Leone, tak to zapisujemy (…) Nie możemy sprawdzić informacji, nie możemy porównać pobranych odcisków palców z istniejącymi odciskami palców ze względów ochrony danych (…) My nie wiemy kim są ci ludzie. Ale potem siedzą w samolotach i latają po całej strefie Schengen”.
W takiej sytuacji mówienie o jakiejś „Twierdzy Europa” można traktować tylko w kategorii żartu. Także podnoszenie dziś przez Ursulę von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej, tematu deportacji migrantów i tworzenia jakichś deportacyjnych „centrów powrotów” nie wygląda na możliwy do realizacji projekt, już choćby dlatego, iż kraje, z których pochodzi najwięcej migrantów, czyli Afganistan, Syria, Irak, ale i wiele państw afrykańskich, nie chcą współpracować z krajami UE w wypełnianiu procedur deportacyjnych i przyjmowaniu z powrotem swoich obywateli. Szanse na skuteczne deportowanie tych ludzi są żadne.
Faktycznie jedynym rozwiązaniem wydaje się uszczelnienie granic i zawracanie z powrotem, tych którzy na granicę napierają, a choćby zdołali ją gdzieś nielegalnie przekroczyć.
Jednak to tego jest bardzo daleko, a zacząć by należało od eliminacji sieci przemytników ludzi, którzy działają, w większości przypadków zupełnie bezkarnie, a choćby legalnie, mając wsparcie różnych dziwnych organizacji pozarządowych.
Nie rokują powodzenia także pomysły odsyłania nielegalnych migrantów do państw trzecich. Chciał to zrealizować poprzedni rząd brytyjski, który zawarł w kwietniu 2022 roku umowę z Rwandą, by tam powstały takie ośrodki. Jednak do odsyłania tam nielegalnych migrantów nie doszło, gdyż przeciągało się przyjęcie odpowiedniej ustawy przez brytyjski parlament, a na dodatek Sąd Najwyższy orzekł, iż takie wysyłanie migrantów do Rwandy jest niezgodne z prawem. Po wyborach zaś nowy rząd premiera Keira Starmera zrezygnował z tego projektu.
Pustymi ośrodkami w Rwandzie zainteresował się niemiecki komisarz ds. migracji Joachim Stamp, który chciałby tam wysyłać migrantów z Niemiec. Jednak do finalizacji tego prawdopodobnie także nie dojdzie, gdyż na przeszkodzie, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, mogą stanąć sądy. Już teraz Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) orzekł karę dla Niemiec za wydalenie do Grecji Syryjczyka, gdyż Grecja, według tego sadu, nie gwarantuje zapewnienia uczciwej procedury azylowej.
Podobne trudności ma projekt włoskiego rządu polegający na wysyłaniu nielegalnych migrantów do Albanii. Właśnie wysłano pierwszą grupę 12 osób do ośrodka w Albanii, ale sąd w Rzymie, opierając się na niedawnym wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, który praktycznie ograniczył możliwość uznania za bezpieczny kraj spoza UE, nakazał przewiezienie tych ludzi z powrotem do Włoch.
Rezultat jest taki, iż organy UE jak i rządy państw członkowskich są praktycznie bezradne wobec kryzysu migracyjnego.
Zamiast realnych działań zostają tylko polityczne deklaracje, które mają stwarzać pozory, iż coś się robi. Dla przykładu premier Tusk gromko oznajmił, także na forum UE, iż Polska może zawiesić prawo azylu, a tymczasem realną rzeczywistością jest decyzja jego rządu o budowie w Polsce 49 Centrów Integracji Cudzoziemców. Widać, iż rząd Tuska przygotowuje się do wdrożenia paktu migracyjnego, który będzie polegał na obowiązkowym przyjmowaniu migrantów według ustalonego przez Brukselę rozdzielnika.
Już teraz, na mocy obowiązujących przepisów konwencji dublińskiej i umowy miedzy Polską a Niemcami, Polska przyjmuje migrantów wydalanych z Niemiec i jest obawa, iż Niemcy mogą dokonać wydalenia do Polski choćby 40 tysięcy nielegalnych migrantów, którzy wcześniej zarejestrowali się lub przebywali na terenie Polski.
Według Tuska, przed wyborami, migranci to byli „biedni ludzie, którzy szukają swego miejsca na ziemi”, zaś w tej chwili to są agresywni mężczyźni, którzy „im bardziej jesteśmy humanitarni, tym bardziej oni są agresywni”. Sadzę, iż ci ludzie się wcale nie zmienili, a zmieniła się tylko retoryka Donalda Tuska, choć jej cel jest jeden – skłonienie wyborców do głosowania na jego partię.
Najbardziej winnymi powstania kryzysu są Niemcy, które, posunięciami Angeli Merkel w 2015 roku, rozpętały i nakręciły migracyjną spiralę, próbując choćby zmuszać inne kraje do nielimitowanego przyjmowania migrantów. w tej chwili zaś same Niemcy wycofują się z polityki otwartych drzwi i decyzją kanclerza Olafa Scholza wprowadziły kontrolę na wszystkich swoich granicach.
Angela Merkel deklarowała, iż w sprawie migracji Niemcy „dadzą radę” (Wir schaffen das), a dziś już nie dają rady i kapitulują, ale za bałagan, którego narobiły, jak zwykle nie chcą ponosić odpowiedzialności, a próbują pozbyć się problemu odsyłając niewygodnych migrantów do swoich sąsiadów, w tym do Polski.
Niemcy chciały odgrywać „moralne mocarstwo”, ale znowu im nie wyszło, podobnie jak z budową „Tysiącletniej Rzeszy”. Niemcy co jakiś czas podejmują działania, które kończą się katastrofą dla nich, ale też dla całej Europy.
Stanisław Lewicki