Lewicki: Olena – miłośniczka Bandery

4 godzin temu

Kilka dni temu Eduard Dolinsky, ukraiński działacz społeczny zajmujący się m.in. zwalczaniem występowania przejawów skrajnego nacjonalizmu i ksenofobii na Ukrainie, zwrócił uwagę na działalność pewnej mieszkanki Lwowa o imieniu Olena, która w mediach społecznościowych wychwala Stepana Banderę i całą jego spuściznę. 1 stycznia wzięła ona udział w marszu dla uczczenia 116 rocznicy urodzin Bandery i wróciła z niego w euforycznym nastroju, co też opisała.
Na dzisiejszej Ukrainie, szczególnie tej zachodniej, takie zachowania są na porządku dziennym, ale w przypadku tej Oleny występuje tu jednak pewien szczególny element dotyczący Polski. Nie dość, iż wymieniona studiowała w Polsce, i to na dwóch uczelniach: na Uniwersytecie Warszawskim i na UMCS w Lublinie, to w tej chwili ma ona, jak podaje Dolinsky, kierować w Lwowie biurem tzw. Serwisu Odbudowy Ukrainy. Nie jest to wprost polska agenda rządowa, ale jest to, finansowany z polskiego budżetu, projekt mający na celu promocję polskiej obecności gospodarczej w zachodnich obwodach Ukrainy. Prowadzony jest przez polską organizację pozarządową, mająca status organizacji pożytku publicznego, o nazwie Warsaw Enterprise Institute (WEI).
Można by postawić pytanie, czy rzeczywiście nie udało się we Lwowie znaleźć nikogo innego do kierowania biurem tego Serwisu jak tylko zdeklarowaną zwolenniczkę Bandery? jeżeli projekt ten jest realizowany za polskie publiczne pieniądze to WEI powinien zadbać o to by taka osoba tam się nie pojawiała. Czy ze strony WEI było to tylko zaniedbanie? Nie trzeba wiele się trudzić, by stwierdzić, iż niekoniecznie tak było. Wiadomo, iż w WEI przewodniczącym Rady Fundacji jest pan Cezary Kaźmierczak, którego poglądy w kwestii banderyzmu mogą szokować i on je zresztą wielokrotnie wyrażał. Dla przykładu, w dniu 1 stycznia 2023 roku, też w rocznicę urodzin Bandery, napisał na platformie X: „Niezależnie co kto tam o nim sądzi – Bandera o Wołyniu (podobnie jak Szuszkewycz) dowiedział się po fakcie, bo siedział w niemieckim więzieniu w tym czasie. Może warto żeby wzmożeni krytycy tej postaci wzięli, to pod uwagę i nie posługiwali się informacjami łatwymi do obalenia”.
Dziwna to logika, iż jak ktoś nie był na miejscu i nie ma podpisanych przez niego dokumentów, to nie odpowiada za czyny, jakich dopuściła się organizacja, której przewodził. Na podobnej, kompletnie absurdalnej, zasadzie niektórzy usiłują podważać odpowiedzialność kierownictwa III Rzeszy, a szczególnie Rudolfa Hessa, który przecież uciekł do Anglii zanim zaczął się Holokaust. A przecież Hess został słusznie skazany w procesach norymberskich na dożywocie i zmarł w więzieniu.
Inną ciekawą kwestią jest to, iż po studiach na polskich uczelniach wychodzą tacy zwolennicy Bandery, jak wspomniana Olena. Wielu w Polsce pewnie się wydaje, iż jak takich młodych Ukraińców wykształcimy to oni staną się, w stosunku do Polski i Polaków, bardziej otwarci, skorzy do współpracy i przyjaźnie nastawieni. Niektórzy być może tak, ale mamy też, w tym względzie, bardzo złe doświadczenia. Na polskich uczelniach w II Rzeczpospolitej studiował i Bandera, i Szuchewycz, i ostatni szef UPA – Wasyl Kuk, oraz wiele innych postaci z kierownictwa OUN-UPA, dla których nienawiść do Polski i Polaków wydaje się być najważniejszą rzeczą w ich życiu. Wielu z nich odbyło służbę wojskową w Wojsku Polskim, a choćby miało stopień oficerski. Wszystkie te umiejętności, jakie państwo polskie im dało, użyli potem do podstępnej walki z tym państwem oraz do organizowania ludobójstwa na Polakach. Trzeba o tym pamiętać, na zimne dmuchać i nie następować znowu na te same grabie.
Pani Olena nie tylko wychwala Banderę, ale też występuje przeciwko polsko-ukraińskiemu porozumieniu, potępiając ukraińskich historyków: Hrycaka i Zajcewa, którzy podpisali się pod wspólnym stanowiskiem z niektórymi historykami polskimi, gdzie choćby nie ma mowy o ludobójstwie, ale jest tylko stwierdzenie faktów, jak to zawarte w cytacie: „Uważa się, iż tak zwana antypolska akcja OUN(b) i UPA od zimy 1942-1943 do wiosny 1945 doprowadziła do śmierci około 80-100 tysięcy Polaków, z czego 40 tysięcy na Wołyniu, od 20 do 30 tysięcy w Galicji Wschodniej i do 2 tysięcy na Lubelszczyźnie. W wyniku antyukraińskich działań polskiego podziemia do wiosny 1945 roku zginęło niecałe 10 000 Ukraińców, z czego 2-3 tysięcy na Wołyniu, 1-2 tysięcy w Galicji Wschodniej, a większość z 6 000 na ziemiach dzisiejszej Polski”.
Jak widać, dla ukraińskich nacjonalistów przyjęcie faktów, choćby bez ich oceny moralnej i prawnej, jest całkowicie nieakceptowalne. Taka jest w tej chwili sytuacja i nie ma się co oszukiwać, iż to się gwałtownie zmieni. Jednak należy w tym kierunku działać, a nie wydaje się by dobrą drogą do tego było promowanie, dawanie stypendiów i zatrudnianie przez polskie organizacje osób wyznających otwarcie banderowskie przekonania.
Polskie władze powinny też jasno artykułować swoje oczekiwania w tym względzie, a nie, jak ostatnio, bezwarunkowo deklarować poparcie dla ukraińskiej akcesji do UE.
Bezwarunkowo to tylko niemiecki Wehrmacht skapitulował w roku ’45, a my nie jesteśmy przecież w takim położeniu i powinniśmy zadbać o własne interesy.

Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału