Lewicki: Liberałowie znokautowani w USA i przestraszeni w Europie

1 miesiąc temu

Byli pewni zwycięstwa. Jeszcze w przeddzień wyborów liberalne media w USA pełne były przekazów o przewadze Kamali Harris, zaś ogólna średnia z wszystkich sondaży wskazywała iż Kamala uzyska 0,8 proc więcej głosów od Trumpa. Szczególnie głośny był sondaż sporządzony przez Ann Selzer, uważaną w kręgach liberalnych za renomowaną specjalistkę, która przewidywała, iż Kamala wygra z przewagą 3 punktów procentowych w stanie Indiana, który to stan był uważany dotychczas za twierdzę Trumpa, gdzie wygrał on także w 2020 roku.
Przyszedł czas próby i wszystkie te robione przez „specjalistów” sondaże i prognozy okazały się tylko propagandą i manipulacją nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością.
W Indianie, zamiast wygrać trzema procentami, Kamala przegrała różnicą ponad 13 procent. To zupełna kompromitacja rzekomej specjalistki od sondaży.

Trump wygrał wszystko i rozdeptał demokratów. Wielu obserwatorów, oceniając ten blamaż mediów, które nie potrafiły zdiagnozować sytuacji i przedstawić wiarygodnej prognozy, mówi o końcu tradycyjnych mediów i wskazuje, iż rzeczywisty obraz sytuacji można zobaczyć w pozbawionych cenzury i propagandy mediach społecznościowych typu platforma X Elona Muska.
Tego rodzaju refleksja i nieufność, szczególnie do telewizji, jest też moim udziałem i już od wielu lat staram się samodzielnie penetrować dostępne źródła w sieci skąd można, stosując krytyczne i analityczne podejście, dojść do prawdy i postawić adekwatną prognozę.
Już we wrześniu opublikowałem na FB oraz na portalu Konserwatyzm.pl tekst: „Kto zostanie prezydentem USA”. Było to w czasie, kiedy Demokraci, po podmianie Joe Bidena na Kamalę Harris, byli w euforii i pewni zwycięstwa zaś ich sondaże wskazywały na choćby siedmioprocentową przewagę Harris na Trumpem. Nie zaważając na to, jasno wtedy wskazałem, iż listopadowe wybory wygra Trump, co też i nastąpiło.

Cztery lata temu, Joe Biden obejmując urząd prezydenta po problematycznych wyborach w roku 2020 zadeklarował, iż Trump był tylko „koszmarnym epizodem” i nigdy już politycznie nie zaistnieje.
Bóg, który jest Panem Historii, lubi takie deklaracje, a ponadto, jak można przeczytać w psalmach, posiada On też poczucie humoru i potrafi całkowicie odwrócić butnie deklarowany przez kogoś stan rzeczy.
Biedny Joe Biden, Kamala Harris i ich zwolennicy właśnie tego doświadczyli. Nie pomogła im nieprzeliczona masa popierających ich celebrytów światowej sławy, których nazwisk choćby nie chce mi się tu przytaczać, ani olbrzymia przewaga materialna nad Trumpem. W zderzeniu z rzeczywistością okazało się to wszystko mało istotnym elementem.

Można by długo rozważać różnie aspekty tych wyborów, ale ja chciałbym tylko zwrócić uwagę na jeden istotny element, który mało kto dostrzega.
Nie mamy do tej pory kompletnych wyników głosowania, jednak jeden fakt wzbudza moje zdziwienie. Do tej pory przeliczono już grubo ponad 90 proc głosów i jak do teraz (sobota 9 listopada) Trump uzyskał ponad 74 miliony głosów, zaś Kamala kilka więcej niż 70 milionów. Do przeliczenia zostało jeszcze około 10 milionów głosów. To nie zmieni ogólnych wyników wyborów ale można przypuszczać, iż całkowita liczba głosów na Trumpa zamknie się liczbą gdzieś około 78 milionów, zaś na Kamalę Harris padnie około 74 miliony.
Jeśli chodzi o wynik Trumpa to widać, iż w stosunku do wyniku w roku 2020 uzyskał on o około 4 miliony więcej głosów, ale Kamala będzie miała gorszy wynik niż Biden w roku 2020 o około 5-6 milionów.
Co się stało? Dlaczego Partia Demokratyczna zgubiła miliony wyborców?
W roku 2020 frekwencja wyborcza w staniach niebieskich, tam gdzie wygrywał Biden, była zdecydowanie wyższa niż w stanach czerwonych, gdzie wygrywał Trump.
Dlaczego tym razem tak nie było? Odpowiedź, jaka tu się nasuwa, jest taka, iż przyczyną tego mogło być pojawienie się dużej ilości nadmiarowych głosów w tamtych, w znacznej części kopertowych wyborach.
Wielu powie otwarcie, iż były to martwe dusze, które oddały głos na Bidena. Teraz nie można było tego powtórzyć, gdyż Covid już minął, ale i zwolennicy Republikanów bardziej patrzyli na ręce organizatorom wyborów.

Ta sprawa jednak powróci i jedną z głównych tematów Trumpa będzie uregulowanie zasad głosowania tak, aby nie było stanów gdzie można głosować nie legitymując się żadnym dokumentem. W tej chwili jest kilkanaście takich stanów i dziwnym trafem wygrywają tam wyłącznie Demokraci. Znane jest nagranie ze stanu Kalifornia, gdzie do komisji przychodzi osoba i podając zupełnie fałszywe dane osobowe jest zarejestrowana jako wyborca i otrzymuje kartę do głosowania.
Na wschodnim wybrzeżu wygrywają zasadniczo Demokraci ale wśród stanów, gdzie nie trzeba okazywać dokumentów, jest jeden, New Hampshire, gdzie taki obowiązek istnieje. I w tym stanie Trump uzyskał w tej chwili tylko około 2 procent mniej głosów niż Kamala, ale w sąsiednich stanach (Vermont i Massachusetts), gdzie można głosować bez dokumentów, ta różnica wyniosła, na korzyść Kamali, aż ponad 25 procent.
Wytłumaczenie tego zjawiska nasuwa się samo. Dla nas w Polsce, głosownie w wyborach bez okazywania dowodu tożsamości wydaje się zupełnie niemożliwe i zaprzeczające cywilizowanym zasadom, jednak w USA, w wielu stanach, gdzie rządzą Demokraci, jest to powszechnie praktykowane. Im to nie przeszkadza, gdyż im właśnie służy i są gotowi użyć wszelkich środków by taki absurdalny system zachować.

I na koniec taka ogólna refleksja. Dominujące dotychczas w krajach Zachodu kręgi liberalno-lewicowe usiłowały narzucić, co w znacznym stopniu im się udało, narrację o nieuchronności zmian wprowadzanych przez ideologię gender, para-religię wokizmu, oraz walkę z klimatem, we wszystkich możliwych przejawach życia społecznego.
Doszło do tego, iż w USA wprowadzono regulacje nakazujące prowadzić politykę finansową z uwzględnieniem praw mniejszości seksualnych, cokolwiek by to miało znaczyć.
Wynik wyborów w USA pokazuje jednak, iż takie zmiany nie są wcale nieuchronne i ostatecznie zdeterminowane. Te wszystkie liberalne twierdzenia, a bardziej roszczenia, o nieodwracalności wymyślonego przez nich postępu, nie mają żadnych podstaw i rozsypują się właśnie w pył. W Ameryce powiał wiatr historii i spowodował, iż także w Europie zaczynają się trząść portki liberalnym brukselskim pętakom.
Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału