Lewicki: Kto jest suwerenem w Polsce?

5 godzin temu

Suweren to podmiot sprawujący niezależną władzę zwierzchnią na danym terytorium. W Polsce, zgodnie z art. 4 Konstytucji RP, suwerenem jest Naród, który sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Kto nie uznaje suwerennych praw narodu, a jest lojalny wobec jakiego innego podmiotu, tego należy uznawać za zdrajcę, zaś podmiot, na rzecz którego działa, za uzurpatora. Sprawa wydaje się oczywista i przez ostatnie lata zapewniano nas, iż oto odzyskaliśmy wreszcie suwerenność i jest ona teraz należycie zabezpieczona. Na straży suwerenności stoi Prezydent, który, choć zaliczany do władzy wykonawczej, ma także, określone w konstytucji, prerogatywy odnośnie władzy ustawodawczej (prawo weta), jak i sądowniczej (mianuje sędziów i dysponuje prawem łaski).

Wszystko to funkcjonowało w mniejszej lub większej harmonii aż do czasu, gdy doznaliśmy, kilka dni temu, szoku, gdy niejaki Dean Spielmann, rzecznik pewnej organizacji o nazwie TSUE, a mającej siedzibę w Luksemburgu, nie ogłosił swojej opinii, z której może wynikać, iż ta organizacja uzurpuje sobie bycie suwerenem w Polsce, zaś ci co temu zaprzeczają, jak polski Trybunał Konstytucyjny, są w stanie „bezprecedensowej rebelii”. Terminu takiego użyła m.in, niemiecka Deutsche Welle, na swoim polskojęzycznym portalu, chyba choćby z pewną satysfakcją. Pan Spielmann, jak sprawdziłem, użył faktycznie słowa „ultra vires”, którego prawne znaczenie można tłumaczyć jako działanie poza uprawnieniami, co jest trochę delikatniejszym określeniem niż słowo rebelia, oznaczające zbrojne wystąpienie przeciwko legalnej władzy. Jak na razie, to do zbrojnego powstania przeciwko roszczeniom TSUE jeszcze w Polsce nie doszło, ale chyba pan Spielmann chce dmuchać na zimne i zawczasu przestraszyć swoim gromkim oświadczeniem potencjalnych rebeliantów. Nie zna on jednak natury Polaków, gdyż u nas takie próby straszenia najczęściej mają skutek odwrotny i zamiast nas onieśmielać, to tylko jeszcze bardziej prowokują. Polak woli być rebeliantem niż pokornym sługą jakiejś zagranicznej organizacji.

Jakby tam nie tłumaczyć tego co oświadczył Spielmann, to jednak znaczenie jest oczywiste: prawo ustanowione przez organy UE ma mieć bezwzględne pierwszeństwo przed prawem krajowym. Takiej zasady nie da się jednak wyprowadzić z polskiej konstytucji, zaś przyjęcie jej oznaczałoby odrzucenie suwerenności Narodu i uznanie, iż jesteśmy faktycznie terytorium zależnym, w którym władzę suwerenną sprawuje jakaś organizacja zewnętrzna. Podpisując traktaty związane z akcesją do UE, politycy z Warszawy dali unijnym biurokratom palec, a oni zaraz pochwycili całą rękę, a w tej chwili trzymają już nas za głowę. Dla Polaków jednak taka sytuacja nie jest beznadziejna i doświadczaliśmy jej już wielokrotnie w historii. Ostatecznie to my byliśmy górą, a nie nasi prześladowcy.

Teraz sprawa dotyczy bardzo ważnej kwestii, a mianowicie naszej suwerenności, występowanie przeciwko której zawsze było uważane za zdradę i określane w prawie jako zdrada stanu. Groziły za to największe kary. Dość przypomnieć, iż dawniej była to kwalifikowana kara śmierci, która, na przykład, w Anglii oznaczała powieszenie, wypatroszenie i poćwiartowanie, przy czym te czynności były wykonywane, gdy skazaniec jeszcze żył. Ta wyjątkowa kara została potem zamieniona na zwykłe ścięcie głowy, która funkcjonowała tam aż do 1973 roku. Drastyczność kar za zdradę stanu pokazuje, iż suweren zawsze uważał tę zbrodnię za największą możliwą, jakiej można się było tylko dopuścić. Dodać też należy, iż dawniej, szczególnie w czasach monarchii, sprawa zdrady stanu była bardziej oczywista i polegała na złamaniu przysięgi wierności jaką wszyscy poddani składali swojemu władcy. Potem, w czasach gdy powszechne stały się republiki, przysięga wierności nie odnosiła się już do osoby monarchy, ale przez cały czas była powszechna, gdyż składali ją, obok funkcjonariuszy i urzędników, wszyscy żołnierze powołani do służby wojskowej. W ostatnich latach jednak, prawdopodobnie wskutek celowych zabiegów liberalnych elit, znoszono obowiązek powszechnej służby wojskowej, co powodowało, iż tylko nieliczni składali przysięgę państwu i narodowi. Z tego też względu samo pojęcie zdrady stanu stało się jeszcze bardziej abstrakcyjne, co skutkuje tym, iż to, co można uważać za roszczenie względem sprawowania władzy zwierzchniej przez takie organizacje jak TSUE, nie budzi już powszechnego protestu. Tym niemniej nie zmienia to znaczenia aktu uzurpacji i rozumieją to wszyscy, bardziej świadomi, obywatele naszego kraju.

Dla mnie jest oczywistym, iż pozwolić na to nie można, gdyż inaczej Polska przestała by być krajem niepodległym a stałaby się tworem zależnym i podporządkowanym siłom zewnętrznym. prawdopodobnie jacyś zwolennicy Unii Europejskiej by usiłowali tu twierdzić, iż owszem, przekazaliśmy cześć naszej suwerenności organom UE, ale za to nasze możliwości działania, poprzez udział i wpływanie na pracę tych organów, się wydatnie zwiększyły. Jest to, moim zdaniem, twierdzenie podwójnie nieprawdziwe, gdyż, po pierwsze, suwerenność jest niepodzielna i jeżeli oddaliśmy cześć, to tak jak byśmy oddali całość, co nam właśnie pan Spielmann uświadomił, a po drugie, nasza możliwość zabezpieczania swoich interesów poprzez wpływanie na działania organów UE jest czysto iluzoryczna, o czym wielokrotnie mogliśmy się przekonać i będziemy tego doświadczać jeszcze bardziej, gdy zostaniemy zmuszeni do przyjmowania migrantów w ramach paktu migracyjnego, czy też będziemy ponosić potężne koszty realizacji tzw. zielonego ładu. Zapowiedź zniesienia prawa weta jeszcze bardziej pogłębi ten stan rzeczy.

Nadchodzące wybory prezydenckie w Polsce, będą dotyczyć także tej najważniejszej kwestii. Każdy powinien sobie zadać pytanie: czy będzie wybierał Prezydenta, który, zgodnie z konstytucją, ma stać na straży suwerenności i reprezentować Naród, czy też poprze swoim głosem osobę, która rozumie istotę tego urzędu jako bycie namiestnikiem obcej, usadowionej poza naszym krajem, władzy i gotowego uznać wszelkie jej roszczenia.

Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału