Lewicki: Kamala Harris i kwestia ukraińska

4 tygodni temu

Perspektywa wyborów w USA rozpala dyskusje na temat wpływu ich wyniku na sytuację geopolityczną w Europie, a nade wszystko dalszego amerykańskiego zaangażowania we wspieranie Ukrainy. O ile wielu boi się, iż w przypadku wyboru, na stanowisko prezydenta USA, Donalda Trumpa może to oznaczać zakończenie wojny z uwzględnieniem rosyjskich interesów, o tyle niewielu ma jakieś wyobrażenie o tym jakie konsekwencje może przynieść wybór Kamali Harris, sądząc najczęściej, iż będzie to prosta kontynuacja obecnej polityki i dalsze mocne militarne wspieranie Ukrainy Zełenskiego jak też dbanie o bezpieczeństwo europejskich członków NATO.

Tymczasem wcale tak być nie musi, o czym na portalu POLITICO pisze dobrze rozeznana w temacie osoba, czyli Fabrice Pothier francuski ekspert polityczny i dyrektor generalny firmy politycznego doradztwa Rasmussen Global. Pothier był doradcą byłego sekretarza generalnego NATO, jak też jest mocno zaangażowany w realizację głównych projektów politycznych związanych z bezpieczeństwem Ukrainy, ale też doradza takim krajom jak Japonia i Tajwan.
Prognozy Fabrice Pothier w sprawie zmiany amerykańskiego zaangażowania we wspieranie Ukrainy potwierdzają to o czym mówiono już wcześniej, a co ma się jeszcze nasilić w przypadku wyboru Kamali Harris.
Już sam tytuł publikacji w POLITICO – „Prezydentura Harris może być resetem dla Ukrainy” – wzbudzać musi niepokój.
Autor sugeruje, co też nie jest nowością, iż USA odejdą od obecnej polityki Bidena, który deklarował, iż USA będą wspierały Ukrainę tak długo jak będzie trzeba, a zmiana ma polegać na spowodowaniu większego zaangażowania europejskich państw NATO, które powinny przejąć koszty, ciężary i ryzyko wspierania Ukrainy.
Z punktu widzenia USA wygląda to jak rzecz oczywista i przypomina politykę, którą i ja jeszcze pamiętam, a mianowicie tzw. wietnamizację wojny wietnamskiej. Teraz, poprzez analogię, mogłaby to być „europeizacja wojny europejskiej”.

Vice President Kamala Harris takes her official portrait Thursday, March 4, 2021, in the South Court Auditorium in the Eisenhower Executive Office Building at the White House. (Official White House Photo by Lawrence Jackson)

Oczywiście, iż USA nie mogą zbyt nachalnie komunikować tego europejskim sojusznikom, ale też pewne działania już i w tej chwili są prowadzone, na przykład, w postaci promowania tzw. koalicji chętnych. Według Pothier, po objęciu władzy przez Kamalę Harris, takie działania, zachęcające względem wyselekcjonowanych krajów, byłyby odpowiednio nasilane. „Mogłaby [Kamala Harris] na przykład zasygnalizować wsparcie USA dla sojuszników zestrzeliwujących rosyjskie rakiety lub drony w bliskim sąsiedztwie ich terytorium w ramach samoobrony – co nie oznaczałoby bezpośredniego przystąpienia NATO do konfliktu”.
Podjęcie tego rodzaju działań przez Polskę było już wcześniej sugerowane przez Ukrainę i pewne kręgi w Niemczech. Zostało to odrzucone przez stronę Polską, ale też wynikające z tego niebezpieczeństwa były wskazywane przez przedstawicieli administracji waszyngtońskiej i NATO. Po objęciu władzy przez Kamalę Harris miałaby tu nastąpić zmiana i będziemy wprost zachęcani do podejmowania ryzykownych działań, oczywiście na własną odpowiedzialność.
Nowy plan Kamali Harris „otworzyłoby drogę chcącym działać sojusznikom europejskim – takim jak Francja, Wielka Brytania, kraje nordyckie, Czechy, Rumunia i Polska – do podjęcia bardziej skalkulowanego ryzyka we wsparci Ukrainy”.

Wymieniono całkiem niemało tych krajów, którym proponuje się podjąć ryzyko wejścia w konflikt militarny z Rosją, w tym Polskę. Jednak gdy popatrzymy na realną sytuację to okaże się, iż takich naprawdę zdecydowanych do zaryzykowania wojny, to raczej wcale nie ma.
Nawet Polska, którą tradycyjnie, z uwagi na jej historię, uważa się za bardzo nierozsądny kraj i gotowy do samobójczych działań, w tej chwili nie kwapi się do większego zaangażowania.
Jest u nas tylko kilku emerytowanych generałów, którzy wygadują jakiś tromtadrackie brednie w rodzaju takich, iż powinniśmy zestrzeliwać rosyjskie rakiety nad Ukrainą, czy też być gotowymi do zajęcia obwodu kaliningradzkiego. Jednak ze strony poważniejszych polityków słychać bardziej odżegnywanie się od podobnych działań, czego przykładem było ostatnio zdecydowane zaprzeczenie tego, iż polskie lotnictwo mogło ćwiczyć atak na cele w kaliningradzkiej eksklawie, co nam zarzucała Rosja.
Z innych osób, wojenny bębenek podbija tylko ex doktor Jacek Bartosiak i kilka osób z jego kręgu. Mają oni choćby względnie liczne grono młodych, kibicujących im, kanapowych strategów, ale ich entuzjazm zaraz gaśnie, gdy tylko ktoś im uświadomi, iż to oni finalnie mogliby trafić do okopów i tam zaprezentować swoje bohaterstwo.

Według POLITICO, nowy, realistyczny układ strategiczny Kamali Harris miałby też polegać na tym, iż to europejscy sojusznicy muszą dostarczyć większość sił potrzebnych do obrony Ukrainy, przy czym Stany Zjednoczone zapewniają mniejszy udział.
Owi europejscy sojusznicy nie odnoszą się jednak z entuzjazmem do takiej perspektywy, a najlepiej widać to po ostatniej reakcji Niemiec, których rząd zapowiedział ostre ograniczenie wydatków na pomoc militarną dla Ukrainy, na które nie ma pieniędzy w budżecie. Takie stanowisko Niemiec, wpływa także na podejście innych państw Unii, gdzie zmęczenie wojną na Ukrainie jest coraz bardziej widoczne, przez co zaangażowanie ich rządów spada. Stawiać to musi także pod znakiem zapytania plany powojennej odbudowy Ukrainy, gdzie miały być zaangażowane zupełnie fantastyczne kwoty. Kto miałby je dostarczyć?

Rządzący w UE liberałowie i socjaliści są gremialnie za tym by wybory w USA wygrała Kamala Harris, jednak gdy oceni się wpływ przypisywanych jej koncepcji na bezpieczeństwo państw Unii, to sprawa nie wygląda już tak jednoznacznie. Być może, ci w Europie, co chcą wygranej Kamali, są jak kurczaki głosujące za KFC.

Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału