Lewicka: Nie ma już racji stanu. Liczy się tylko partyjny interes

3 godzin temu
Na naszych ekranach – spektakl, marnej zresztą jakości, pod tytułem "Rada Gabinetowa". W warunkach silnie spolaryzowanej polskiej polityki widownia zachwycona jednym lub drugim aktorem, czemu daje wyraz poprzez upokarzanie tego drugiego.


Dwa przykładowe wpisy z rozgorączkowanych mediów społecznościowych: "prezydent Karol Nawrocki orze publicznie Donalda Tuska" kontra "ludzie na mieście mówią, iż Tusk wrócił z wakacji i zlał jakiegoś Batyra".

Aktorzy przez godzinę wbijają sobie szpilki, po czym następuje kompletnie nieistotna część niejawna, której równie dobrze mogłoby w ogóle nie być, bo obu stronom nie jest do niczego potrzebna.

Po jej zakończeniu hunwejbini ruszają do kolejnego ataku propagandowego – dzień jak co dzień. Niby i jedni, i drudzy mówią o ważkich problemach, iż stan finansów publicznych jest katastrofalny, iż sytuacja geopolityczna jest nie najlepsza, ale nie po to mówią, by problemom zaradzić, tylko by się nimi okładać po głowach.

Mateusz Morawiecki, bijący na alarm z powodu rosnącego deficytu jest równie niewiarygodny, jak Andrzej Domański ogłaszający gospodarcze "sukcesy" i "przyspieszenia". Jest już tylko narracja, której fakty nie przeszkadzają. Plemienna walka weszła na jeszcze wyższy poziom, zagrażający już spoistości państwa.

Trafiłam ostatnio na list, jaki 21 grudnia 1918 roku Józef Piłsudski śle z Przemyśla do Paryża, do Romana Dmowskiego, szefa Polskiego Komitetu Narodowego, uznawanego przez ententę za oficjalne przedstawicielstwo odradzającego się państwa. Tego, którym na miejscu rządzi twórca Legionów Polskich.

A takiego dwugłosu – w krytycznym dla powstającego z martwych kraju – być nie może, wiedzą o tym obaj wielcy antagoniści. Dlatego Naczelnik skieruje do Francji kilkoro współpracowników, by ci weszli w skład KNP i uczestniczyli w wersalskiej konferencji. A "drogiemu panu Romanowi" wyjaśnia:

Lider narodowej demokracji mógł w tamtej chwili zagrać asem w swej talii – iż to z nim rozmawiają Clemenceau, Wilson i Lloyd George, a nie z Piłsudskim, i wykorzystać tę sytuację do zbudowania politycznej pozycji. Ale tego nie zrobił. Racja stanu – tym się kierował, bo wiedział to samo, co Piłsudski, iż ta jest jedna i nie ma kolorów politycznych.

Zaś jednemu z wysyłanych do Paryża Naczelnik przykazuje krótko: "dbać o interes, jako interes. choćby gdy obrzydzenie – milczeć". Różnice poglądów czy inne koncepcje Polski odrodzonej nie miały znaczenia w chwili, gdy trzeba było walczyć o jak najkorzystniejsze dla Ojczyzny rozstrzygnięcia zwycięskich mocarstw.

Jest to postawa, która w obecnych czasach, nie tak wprawdzie dziejotwórczych, ale przecież też niełatwych, pełnych wyzwań i zagrożeń, jest wręcz niewyobrażalna w przypadku polskich elit politycznych. Mimo podnoszących się nieustannie głosów, iż w sprawie bezpieczeństwa nie damy się podzielić itd.

To pustosłowie, za którym kryje się wyłącznie chęć pognębienia konkurenta politycznego oraz pragnienie zdobycia lub utrzymania władzy. Wówczas interes partyjny jest utożsamiany z racją stanu i stąd każde ugrupowanie ma swoją "rację".

Spójrzmy na dwa kierunki


Amerykański i ukraiński, na zachód i na wschód. Naszą racją stanu jest utrzymanie amerykańskiego zainteresowania bezpieczeństwem Europy i amerykańskiej obecności wojskowej na terenie naszego kraju. Naszą racją stanu jest porażka rosyjskiego agresora, czyli sprawiedliwy pokój dla Ukrainy.

Naszą racją stanu jest, by USA pozostały państwem demokratycznym i przewidywalnym, a Rosja maksymalnie osłabła. By Ukraina obroniła niepodległość i suwerenność. By Waszyngton wspierał Kijów, a nie robił deal z Moskwą. To jest tak oczywiste, iż aż banalne.

I w tym miejscu trzeba dostrzec, iż choć obie strony politycznego, toczącego się od dwudziestu lat, konfliktu, mają swoje za uszami, to jeżeli chodzi o rozumienie polskiej racji stanu, to tylko jedna strona, czyli PiS nie rozumie jej wcale. Albo: jest jej wszystko jedno, jaka ta racja stanu jest, bo jest przecież cel nadrzędny: posiadanie władzy. Temu celowi jest podporządkowana cała reszta.

Przykład: suwerenna Ukraina ma znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Mimo tego Nowogrodzka i Karol Nawrocki nie wahają się obrać antyukraińskiego kursu. A robią tak dlatego, iż w Polsce zmieniły się społeczne nastroje i PiS chce niechęć części Polaków do Ukraińców wykorzystywać przy urnie wyborczej oraz zyskiwać punkty w konfrontacji z Konfederacją czy Koroną Grzegorza Brauna, partiami jeszcze bardziej antyukraińskimi (dodajmy, iż antyukraińskość dziś równa się prorosyjskości).

Szkoda, iż w tę grę wpisuje się też druga strona – choćby pracami nad projektem ustawy, który ogranicza świadczenie 800 plus tylko dla dzieci ukraińskich rodziców pracujących w Polsce czy nieustannym odżegnywaniem się od udziału polskiego wojska w jakiejkolwiek misji w Ukrainie po ZAKOŃCZENIU wojny z Rosją.

I tylko Polski szkoda i żal


Od dawna odnoszę wrażenie, iż polskie elity polityczne nie rozumieją terminu "Realpolitik", iż zapomniały, iż państwa nie mają przyjaciół, tylko interesy. I iż już dość powszechnie polityka zagraniczna stała się zakładniczką polityki wewnętrznej, a adekwatnie wyborczej.

Pozostała nam już tylko walka polityczna, prowadzona pod sondaże i algorytmy, w której chodzi o to, by spektakularnie "zaorać" wroga w ramach wojny domowej. A ta droga prowadzi nas wyłącznie na manowce.

I tylko Polski szkoda i żal.

Idź do oryginalnego materiału